Żądania policjantów (i innych służb mundurowych podlegających MSWiA) budzą mieszane uczucia. Z jednej strony są zrozumiałe, bo budżetówka zarabia skromnie, a policjanci mają przecież dodatkowy argument w postaci etosu służby i osobistego ryzyka podejmowanego dla dobra innych. Z drugiej strony w stosunku do policjantów wzrosła w ostatnich latach niechęć społeczna. Z różnych powodów.
W 2018 r. NSZZ Policjantów zorganizował potężną manifestację w Warszawie. Jak sami oszacowali, uczestniczyło w niej ok. 30 tys. funkcjonariuszy. Domagali się podwyżek. Manifestacja została na związkowcach wymuszona przez tzw. doły policyjne. W komendach i policyjnych komisariatach trwał bowiem włoski strajk – zamiast karać sprawców wykroczeń drogowych mandatami, pouczano ich. Policjanci masowo korzystali też ze zwolnień chorobowych, co nazwano epidemią psiej grypy.
Protest okazał się skuteczny, i to bardziej „psia grypa” niż spektakularna manifestacja. Podwyżki sięgnęły 650 zł brutto, a resort spraw wewnętrznych obiecał kolejne w wysokości 500 zł i dodatkowo wdrożenie procesu modernizacji policji. Tylko, jak to z pustymi obietnicami bywa, rząd słowa nie dotrzymał. Dalszych podwyżek nie było, a przynajmniej w obiecanej wysokości, a modernizacja się ślimaczyła.
Czytaj też: Czy policja przestała być państwowa i stała się partyjna?
Policyjne doły naciskają
Jest wrzesień 2021 r. Trwa