Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Depresja dzieci i młodzieży: mamy już stan alarmowy. To długi i ciemny tunel

Andrik Langfield / Unsplash
Jak ratować nasze dzieci przed zatraceniem i odzyskać je dla świata, w którym przyszło nam żyć? Wszystko wokół zmienia się w szybkim tempie, ale nasze podstawowe pragnienia i potrzeby wciąż w nas żyją i krzyczą: potrzeba bezpieczeństwa, przekonania, że jesteśmy ważni, że ktoś się nami interesuje, że nie jesteśmy pozostawieni sami sobie.

Życie jest piękne, lecz bywa trudne,
Człowiek jest dobry, czasem rani innych.
Uczucia są budujące, mogą też niszczyć
Rodzina wspiera, może też być źródłem cierpień
Praca rozwija, bywa też miejscem upokorzeń
Zdrowie jest wartością, czasami zawodzi umysł i ciało
Pielęgnujmy to, co piękne, dobre, budujące,
Co nas wspiera, rozwija i jest dla nas wartością,
Pozwólmy innym sobie pomóc w przezwyciężaniu tego,
Co jest dla nas traumą, co nas rani, niszczy,
Jest źródłem cierpień, upokorzeń
Pielęgnujmy swój umysł i ciało.

(misja Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Psychoterapii w Rybniku)

Nasze dzieci mają inaczej

Słowo, które rozsiadło się obok nas, wyciągnęło swoje macki i zagarnia coraz szersze terytorium. Nie zna litości, nie bierze jeńców. Nie pogardzi ofiarami z bagażem lat, ale najbardziej lubi świeżyznę. Pożeranie dzieci i młodzieży sprawia jej największą frajdę. I żre.

Wydawałoby się, że coraz bardziej mamy wszystko, i coraz częściej w sytuacjach kryzysowych boleśnie przekonujemy się, że nie mamy nic. W każdym razie nic tak ważnego, co byłoby warte tego, żeby żyć. To dotyczy wielu z nas. To nie jest stały stan – takie myśli rodzą się w tyle głowy i odchodzą, kiedy ich przyczyna łagodnieje albo znika. Jakoś sobie z tym radzimy i zaliczamy kolejny dzień. Jesteśmy w końcu dorośli.

Nasze dzieci mają inaczej.

Nie wierzą, że coś może się zmienić, że będzie lepiej, nie widzą dla siebie nadziei. Nie czują naszego wsparcia, czują bezdenną samotność. Świat realny przynosi im same cierpienia i za dużo chce, więc uciekają do swojego, zamkniętego za drzwiami, do swego azylu. „Świat wirtualny kusi, staje się taką dziuplą, do której można się schować”, twierdzi prof. Bogdan de Barbaro.

Ale w dziupli nie jest pusto. Wirtualna pompa tłoczy do niej obrazy, słowa, rytmy, szalony miks kolorów, które wyprowadzają bezbronne umysły coraz dalej i dalej od nas. To wszystko dzieje się pod naszym okiem, w drugim pokoju, który miał być bezpieczną przystanią. „Jak było w szkole?”, „OK”. Mamy kontakt, jesteśmy uspokojeni.

Ale nasz spokój jest fikcją. Drzwi pokoju zamykają się. Nie mamy dojścia do tego, co się za nimi dzieje.

Mówi ojciec, który zauważał niepokojący proces oddalania się – czuł swoją bezradność, choć jeszcze niedawno kontakty z synem wydawały się bliskie i serdeczne: „Przestał lubić rodzinne obiady, na wigilii był krótko, prezentami cieszył się przez chwilę... Uciekał do swego świata piętro wyżej”; „W pewnym momencie wiedzieliśmy, że jest już po zawodach, że nasze dziecko jest stracone”; „Siedzisz na krawędzi łóżka dziecka i ryczysz. I nic”; „Mówiono nam, że my nie mamy problemu. Że nasz syn nie ma prób samobójczych, że rozmawia – to żadne problemy. Ale dla nas to były problemy”; „Kiedy matka powiedziała jej, że wyłączy router – zagroziła, że się zabije”.

Ta izolacja, odrzucenie dotychczasowych wartości, dotychczasowych priorytetów bywa niedostrzegalna od razu, jednego dnia, to postępujący proces. „To dużo gorsze niż to, co sobie wyobrażamy”. Na taką bezradność trzeba się przygotować.

Uczucia są budujące, mogą też niszczyć
Rodzina wspiera, może też być źródłem cierpień

Troje dzieci jednego dnia

Z danych fundacji UNAWEZA (unaweza znaczy „możesz” w języku suahili), którą prowadzi Martyna Wojciechowska, wynika, że niemal 40 proc. dzieci rozważa podjęcie próby samobójczej. Nie chcą żyć. Lekarzy, którzy pokażą im, że życie jest piękne pomimo katastrof i trudności – jak na lekarstwo. Na Śląsku według danych fundacji na bezpłatną terapię z ramienia NFZ trzeba czekać sześć i pół roku. W Warszawie – koło dwóch lat. Tymczasem dziecko z depresją nie może czekać ani jednego dnia. Rękawicę podniosły Rybnik i Szczecin.

Rybnik to miasto wyjątkowo świadome zagrożeń, które oplatają nas coraz szczelniej – wszak tutaj dwa lata temu zwrócono uwagę w trybie alarmowym na zabójczy wpływ smogu na młode organizmy dzieci i zorganizowano międzynarodową konferencję naukową na ten temat pod hasłem „SMOG-SZOK”. Teraz także postanowiono działać. Natychmiast.

O „Programie pomocy terapeutycznej dla dzieci i młodzieży w kryzysie emocjonalnym” – wspólnej koncepcji działania rybnickiego szpitala i Urzędu Miasta – tak mówi lekarz psychiatra Ksymena Urbanek (Centrum Zdrowia Psychicznego INTEGRUM): „Problem rośnie lawinowo również tu, na Śląsku, i z roku na rok się podwaja. Co trzeci dzień trafia do nas dziecko po próbie samobójczej. Rekordem było troje dzieci jednego dnia”.

Katarzyna Musioł, ordynator oddziału pediatrycznego rybnickiego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego, zaznacza, że to nie są cyfry, to konkretne twarze, konkretne dzieci, konkretni rodzice, konkretne tragedie. „Dotychczas po wyjściu ze szpitala – dramat. Nie dla wszystkich terapia była możliwa. Zalecano dalszą opiekę w systemie ambulatoryjnym – nic z tego”.

Prezydent Rybnika Piotr Kuczera: „Chodzi o to, żeby dziecko nie wpadało w pustą dziurę systemu – jest skierowanie, ale nie wiadomo gdzie, bo nie ma takiej placówki w terenie. W Rybniku taka placówka powstaje. (...) Miasto przeznaczyło na ten cel 400 tys. zł”.

Na początku pilotowy projekt będzie rozłożony w czasie półrocznym i obejmie sto młodych osób. Dzieci będą kierowane do przychodni psychologiczno-pedagogicznej, gdzie na bazie badań zostanie sporządzona kompleksowa, pogłębiona diagnoza – przypadki najpilniejsze trafią od razu na terapię. „Taka psychoterapia jest leczeniem pierwszego rzutu u dzieci” – dodaje ordynator Katarzyna Musioł.

Projekt jest maleńkim światełkiem w strasznie długim i ciemnym tunelu. Rybnik rozpoznał powagę sytuacji dużo wcześniej, niż stała się tak bardzo dramatyczna i powszechna.

Czytaj też: Dwie głośne afery w gdańskich szkołach. Media nie załatwią sprawy za dorosłych

Ośrodek Interwencji Kryzysowej i Psychoterapii przy ul. Chrobrego już realizuje swoją misję poprzez „zapobieganie pogłębianiu się dysfunkcji osób, rodzin i społeczności znajdujących się w sytuacji kryzysowej”. Założenia OIKiP widnieją na stronie ośrodka, który otwiera się na problemy rybniczan związane z uzależnieniami, przemocą, kryzysem funkcjonowania w grupie społecznej, z dysfunkcją rodzin i związaną z nią traumą dzieci i młodzieży. W sytuacjach najtrudniejszych można liczyć na bezpieczny nocleg i chwilowe schronienie. Czytamy: „Ogólna teoria kryzysu opiera się na założeniu, że każdy człowiek jest ciągle, na nowo stawiany przed nowymi problemami życiowymi, które powinien jednak pokonywać, odwołując się do wyuczonych strategii. Kryzys dotyczy każdej osoby, która spotyka się z sytuacją ocenianą subiektywnie jako ekstremalnie trudna”.

Do jakiej strategii mogą odwołać się nasze dzieci, które dopiero konstruują swoje widzenie świata?

„Nie ma dzisiaj większych i spektakularnych zmian od tych, które zachodzą w obrębie małżeństwa, rodziny, życia osobistego, relacji rodzinnych. To globalna rewolucja stylu życia z epicentrum w obszarze prywatności i intymności” (Anthony Giddens, za: Marta Iwańska-Siwek z Uniwersytetu Śląskiego, „Dzieci się liczą”, raport z 2022).

Czytaj też: Przegapiając fale. Dlaczego ludziom nie chce się żyć i jak ich ratować

Smartfon: bratnia dusza

Gorzką prawdą jest fakt, że rewolucja zjada własne dzieci – jeśli my, opancerzeni tzw. życiowym doświadczeniem, ledwo dajemy sobie z tym wszystkim radę, w jakiej kondycji mogą być najsłabsze jej ofiary? Szczególnie w kontekście preambuły o prawach dziecka, szczególnie w wybranym jej fragmencie, który brzmi: „Dziecko dla pełnego i harmonijnego rozwoju swojej osobowości powinno wychowywać się w środowisku rodzinnym, w atmosferze szczęścia, miłości i zrozumienia”, a także: „w duchu pokoju, godności, tolerancji, wolności, równości i solidarności”. Skąd to wszystko wziąć, kiedy każdy z tych przymiotów jest wartością deficytową?

Zmiany, które zagarnęły różne dziedziny życia – technologiczne, ekonomiczne, środowiskowe, kulturowe, socjologiczne – nie ominęły rodziny. Znane dotychczas modele powoli odchodzą w cień, a w każdym razie zostają uzupełniane, często na siłę, nowymi kulturowymi wzorcami, z którymi musimy się zmierzyć. Obarczeni tradycją, presją najbliższego otoczenia, bagażem własnych doświadczeń i naturalnym oporem przeciw konieczności wzięcia tego wszystkiego na klatę, nierzadko przekraczamy Rubikon.

Swój Rubikon mają przed sobą nasze dzieci. Stoją u jego brzegu i nie wiedzą, jak się do tego przekraczania zabrać. Niedawna pandemia pokazała, jak trudne to przedsięwzięcie. Pokazała także, jak mało się znamy i jak bardzo się nie lubimy. I choć najczęściej przecież się kochamy – równie często mamy siebie serdecznie dość.

Za zamkniętymi drzwiami pokoju dzieje się inne życie, w którym wszystko jest łatwiejsze, ciekawsze, wciągające. Intrygujące. Nikt się nie czepia, nie oczekuje czegoś, co jest nie do zrobienia. W małym okienku telefonicznego ekranu można spotkać sobie podobnych. Bratnia dusza, która rozumie lepiej od innych, zawsze jest blisko, na pytanie da taką odpowiedź, na jaką się czeka – bratnia dusza, smartfon.

Czytaj też: Patomedia społecznościowe. Jest nieciekawie, rządzą treści obelżywe i pyskówki

Tak więc z jednej strony drzwi toczy się pasjonujący, choć trudny świat, ze swoimi arcyciekawymi zadaniami do zrobienia – z drugiej dzieje się ułudny świat TikToka. Mózg naszego dziecka, które stoi na progu, ma problem, nie wie, co wybrać. I dokonuje łatwego wyboru – bierze to, co jest pobudzające i ekscytujące. „To jest proces neurologiczny i chemiczny. W mózgu pojawia się wielka fala neuroprzekaźników, mózg to zapamiętuje i kiedy ma wrócić do naturalnych, niezbędnych czynności, które konstytuują nasze życie, to odpowiada: nie, nie zrobię tego, chcę zostać tutaj” (uważa prof. Mariusz Jędrzejko z Warszawskiej Poradni Towarzystwa Przyjaciół Dzieci).

Praca rozwija, bywa też miejscem upokorzeń
Zdrowie jest wartością, czasami zawodzi umysł i ciało

Problem wielki jak niebieski wieloryb

„Na początku drugiej dekady XXI w. technologia multimediów jest obecna w każdym urządzeniu elektronicznym. Razem ze sztuczną inteligencją. Internet jest nawet w zegarku. Drzwi do cyfrowego świata trzyma się w jednej dłoni. Dzieci i młodzież stawiają swoje pierwsze świadome kroki w złożoną rzeczywistość, podczas gdy technologia i biznes walczą, aby ich uwaga nie wybiegała poza kilkucalowy ekran telefonu. A jest w czym wybierać: internet, media społecznościowe, hejt, gry, pornografia... To tylko kilka atrakcji, z którymi musi zmierzyć się nastolatek. Konsekwencje? Zaburzenia emocjonalne, behawioralne, nałogi, używki, fala prób samobójczych... Także tych udanych. (...) Młodzież i dzieci żyją dziś w niespotykanej nigdy wcześniej dynamice. Ich uwaga jest rozpraszana na milion sposobów. Zagonieni rodzice, szkoła w kryzysie, brak autorytetów... Kryzys emocjonalny młodzieży ściga się z katastrofalną kondycją opieki psychiatrycznej. Co jest tego przyczyną? Telefony? Internet? Media społecznościowe? Rodzina? Gdzie szukać odpowiedzi?” (wstęp do filmu „Niebieski wieloryb”).

Tej odpowiedzi próbują szukać naukowcy i eksperci z zakresu psychiatrii w filmowym dokumencie zatytułowanym jak gra, której zamierzeniem było przejście 50 etapów wtajemniczenia aż do samobójczego finału. To Blue Whale ChallengeNiebieski wieloryb, i nie ma znaczenia, czy gra pojawiła się rzeczywiście, czy była tylko wirtualną prowokacją, czy może niespełnioną kasandryczną zapowiedzią – film o niej obnażył problem, który jest wielki jak wieloryb. Niektóre gatunki tych ssaków płyną w kierunku plaży, żeby tam umrzeć, co w przypadku tej gry ma zasadnicze przesłanie. Cel do osiągnięcia. Jesteś gotowy, zrób to!

Jak ratować nasze dzieci przed zatraceniem i odzyskać je dla świata, w którym przyszło nam żyć? Wszystko wokół zmienia się w szybkim tempie, ale nasze podstawowe pragnienia i potrzeby wciąż w nas żyją i krzyczą: potrzeba bezpieczeństwa, przekonania, że jesteśmy ważni, że ktoś się nami interesuje, że nie jesteśmy pozostawieni sami sobie. Brak pewności, że możemy liczyć na zaspokojenie tych potrzeb, rodzi lęk, który się pogłębia. Nasze dzieci nie znajdują w sobie siły na stawienie czoła tym lękom. Tym bardziej że wciąż są pod ostrzałem własnego środowiska. Boją się odrzucenia i ośmieszenia wśród rówieśników. „Nie ma relacji na żywo i dzieciaki, rozmawiając na czacie, zastanawiają się, co ta druga osoba miała na myśli, bo nie da się dokładnie wyrazić na komunikatorze tego, co chcielibyśmy powiedzieć. Dzieci później analizują to, co ktoś napisał, i to nakręca te lęki. Ktoś nie odpisze od razu i już dziecko zastanawia się: a może mnie nie lubi, może robię coś nie tak?”.

My, rodzice, zawaliliśmy

My, rodzice, zawalamy sprawę, nie zaszczepiając naszym dzieciom odporności na takie sytuacje, na które często sami nie jesteśmy odporni. Nie dajemy im siły, pewności siebie i poczucia własnej wartości. I tego, że w każdej życiowej sytuacji mogą liczyć na nasze wsparcie. I że trudne sytuacje na pewno się zdarzą. Nie przygotowujemy je na to, że nie wszyscy muszą je lubić i że to nie jest koniec świata.

Wyniki badań PISA (Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów) nad stanem emocjonalnym polskich nastolatków lokują nasze dzieci na ostatnim miejscu. Według rozeznania przeprowadzonego w 2021 r. na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka „uczucie samotności odczuwa 23 proc. dzieci z klas szóstych szkół podstawowych i aż 37 proc. uczniów z klas drugich szkół średnich, niestety ich rodzice mają problem z dostrzeżeniem tych negatywnych emocji”.

Natomiast poczucie smutku dominuje u 17 proc. dzieci z drugich klas szkół podstawowych i u 43 proc. młodzieży. W tym drugim przypadku tylko 17 proc. rodziców zdaje sobie z tego sprawę. Przeciętnie mama spędza ze swoim dzieckiem pół godziny dziennie. Przeciętnie tata – dziesięć minut. Nie znamy naszych dzieci, nie wiemy, jakie mają myśli, co czytają, co oglądają, co je uwodzi. Może boimy się tej wiedzy? Nie dopuszczamy do siebie informacji, że prawie 100 proc. naszych dzieci przed 15. rokiem życia miało kontakt z pornografią (jak mówi prof. Bogdan Barbaro w filmie „Niebieski wieloryb”). W ich głowach toczy się proces, do którego nie mamy dostępu. Myślimy, że mają gorszy dzień, a tymczasem one po cichu, skrycie, za drzwiami zamkniętego pokoju coraz bardziej nie chcą żyć.

Pielęgnujmy to, co piękne, dobre, budujące,
Co nas wspiera, rozwija i jest dla nas wartością

Dr Alicja Puścian, neuronaukowiec, ambasadorka Polsko-Amerykańskiej Komisji Fulbrighta, która pasjonuje się niemal bezgranicznymi możliwościami wiedzy neurobiologicznej i tym, jaki utajony potencjał posiada nasz mózg, uważa, że w jakiejś przyszłości będzie się dało bardziej kierować emocjami i kontrolować je. Uderzyć w konkretną przyczynę dysfunkcji, zastosować terapię celowaną, która nie będzie skutkowała jedynie „tu i teraz”, lecz stanie się długofalowym skutecznym procesem naprawczym. Będziemy w stanie obronić się przed poczuciem klęski i beznadziei i uwierzyć w swoją sprawczość, stosując wyuczoną strategię postępowania. To naukowe badania „pod specjalnym nadzorem”, które dają obietnicę rozwiązania wielu naszych problemów – wszak doznania naszych szczęść i nieszczęść rodzą się w mózgu („Jesteśmy u progu wielkich odkryć w leczeniu depresji, autyzmu, Alzheimera”, dr Alicja Puścian, Patrycjusz Wyżga, „Didaskalia” nr 51).

Czytaj też: Przybywa uczniów, których umiejętności są żadne

Pływają, jeżdżą konno, łapią zadyszkę

Póki co jesteśmy najbardziej sobą tylko w pierwszym etapie życia, z biegiem lat coraz bardziej ulegamy wpływom większości, wzorom, które narzucają nam postacie znane i lubiane oraz najbliżsi. To znaczące grupy społeczne, które wywierają presję w sposób deterministyczny – okowy, które pętają najsłabszych, nasze dzieci.

Większość żyje w odrealnionym świecie wirtualnym, ponieważ ten realny jest nie do zniesienia. Kto jest poza wirtualną bańką – nie liczy się. Znani i sławni fascynują, są zazwyczaj wyjątkowi. Piękni, bogaci, uwodzicielscy. I uwodzą. Zazwyczaj tych, którzy uważają się za niepięknych i nieatrakcyjnych. Myślą o sobie: „z czym do gości”.

A najbliżsi często liczą na spełnienie oczekiwań przez dzieci, które mają mieć to, czego my nie mieliśmy. Wożone codziennie na dodatkowe zajęcia. Żeby lepiej pływały, umiały jeździć konno, grały na flecie prostym i świetnie mówiły po angielsku. Zadyszka w tym wyścigu do doskonałości męczy obie strony. Ale to ta słabsza ma połamane skrzydła.

Marzena Grochowska, pierwsza w Polsce specjalistka brainolog – czyli fachowiec od badań nad kondycją mózgu – uświadamia nam istnienie nowych form uzależnień, którym dzieci ulegają często w zakresie totalnym. Obselitofobia – która wyzwala poczucie bycia kimś gorszym z powodu posiadania starszego modelu telefonu – jest w szkołach zjawiskiem nagminnym. Podobnie fabing, czyli przymus stałego kontaktu z ekranem smartfona, nawet podczas jakiejś z kimś rozmowy. Czy fonoholizm, który powoduje, że musimy zabrać swoją komórkę nawet tam, gdzie król chodzi piechotą, i trwać z nią długo na posterunku. „Coraz częściej zdarzają się przypadki utopienia sprzętu – bynajmniej nie w jeziorze. Stany takiej konieczności, strach, że nie ma się kontroli, nawet przez chwilę, nad tym, co dzieje się w telefonie, że zostanie się pominiętym, odrzuconym, że coś ważnego mnie ominie – to dla naszych dzieci katastrofa. W tej kakofonii impulsów, odniesień, myślowych skrótów smartfon zastępuje mózg, który traci tym samym sprawność reakcji zwrotnej. Nazywam to demencją mózgu – »zrytym mózgiem w puszce«. Nazwa okropna, ale adekwatna, niestety”.

Gdzie jest mój telefon?! – ten strach, że nie mam go przy sobie, to nomofobia.

Staramy się, żeby nasze dzieci miały cały czas zajęcie – często dlatego, żeby dały nam święty spokój, bo my sami jesteśmy cały czas zajęci. Nie chcemy, żeby się nudziły. Tymczasem nuda jest bardzo potrzebna do rozwoju kreatywnego myślenia! Nasze dzieci nie potrafią się nudzić – kiedy tylko są na dobrej drodze do zgłębienia tajników tej sztuki, wychodzimy naprzeciw i zamiast siebie dajemy im do ręki telefon (por. „Nowe komórkowe stany umysłu”, Radio Gdańsk, 19 września 2020).

Pozwólmy innym sobie pomóc w przezwyciężaniu tego,
Co jest dla nas traumą, co nas rani, niszczy,
Jest źródłem cierpień, upokorzeń

Nieszczęśliwe dzieci to nieszczęśliwi dorośli

„Opowiem wam bajkę, którą opowiada Marshall Rosenberg na swoich szkoleniach. Proszę sobie wyobrazić, że idę brzegiem rzeki i widzę, że topi się dziecko. Na szczęście potrafię pływać, wskakuję i wyciągam to dziecko, które się topi. Patrzę – topią się bliźniaki, znów wskakuję. Ale za chwilę płynie kolejne dziecko, które się topi. Proszę o pomoc koleżanki i kolegów, żeby je uratowali. Razem działamy, próbując się także nie utopić. Pierwszy morał jest taki: to, co możemy zrobić, to osuszyć te dzieci, przytulić i oddać rodzicom. Drugi morał: ktoś musi zobaczyć, kto te dzieci wrzuca do rzeki, czyli poszukać przyczyn tego, co się dzieje”.

Edyta Borysiak, która przytacza tę opowieść (Onet), mówi, że przyczyny takiej sytuacji nakładają się na siebie i jest ich wiele. Niektórym można zaradzić tu i teraz, wystarczy, że na chwilę zatrzymamy się w pędzącym świecie. Wtedy uratujemy nasze dzieci. Zmiana musi nastąpić w naszych domach. A więc w nas, rodzicach.

Rybniczanie, bo musimy do nich wrócić, uważają, że łańcuch tragedii naszych dzieci ma więcej ogniw, i starają się je łączyć, bo tylko wtedy problem będzie ujęty w całym jego obszarze. Inicjatywa, którą podjęto ostatnio, jest nowością, ale przecież już od dawna są tu miejsca, w których można uzyskać potrzebną pomoc. Doraźną – jak ta, którą zapewnia wspomniany na początku Ośrodek Interwencji Kryzysowej i Psychoterapii i kilka jemu podobnych, ale także tę dalekosiężną, której owoce poznaje się po latach.

Mamy na myśli program wychowawczo-profilaktyczny Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 1. Samo pojęcie integracji zakłada otwartość i współdziałanie w realizacji założonego celu. Szkoła założyła, że nie będzie działać w próżni. Istotą tych założeń, zarówno wychowawczych, jak i profilaktycznych, jest ścisła współpraca całej społeczności szkolnej z całą społecznością rodzinną swoich uczniów.

Kolejne punkty programu informują, że „absolwent kończący tę szkołę powinien posiąść nie tylko wiedzę, ale dbać o własne zdrowie, kondycję fizyczną i psychiczną oraz o bezpieczeństwo”. Oraz że ważnym elementem nauki jest poznanie swoich mocnych i słabych stron i samoakceptacja. Ocena osiągnięć ucznia to nie tylko sprawdzian jego wiadomości, ponieważ to dzieje się w każdej szkole. To także umiejętność radzenia sobie ze stresem.

Punkt 14 zakłada, że absolwent będzie aktywny, ambitny i twórczy, będzie umiał zaprezentować własne zdanie z poszanowaniem poglądów odmiennych, a punkt 16 – że uczeń będzie obywatelem, który potrafi nie tylko samodzielnie i krytycznie myśleć, ale także przeciwstawić się presji rówieśników, modzie i negatywnym wzorcom upowszechnianym przez media.

Rokowania wydają się dobre, bo dają szansę na wykształcenie w młodym człowieku reakcji obronnych przed zagrożeniami, których będzie coraz więcej. Lata nauki i promowania właściwego stosunku do świata, a także chęci do życia, rozwijania własnego potencjału i poczucia własnej wartości – nie pozostaną bez wpływu na dalsze, dorosłe życie. Z nieszczęśliwych dzieci robią się najczęściej nieszczęśliwi dorośli, a tacy nie zbudują radosnego, kreatywnego świata. Stan rzeczy jest alarmujący.

Czytaj też: Psychiatria dziecięca. Takiego naporu pacjentów nie było nigdy

Michał Fijałkowski, reżyser dokumentu „Niebieski wieloryb”, zbierając materiały do swego przedsięwzięcia, nie spodziewał się, że sprawa jest prosta, bo o depresji dzieci słyszy się coraz głośniej, a to, co się słyszy, przeraża. „Spodziewałem się, że dotkniemy problemu potężnego niczym góra lodowa. Problemy emocjonalne młodzieży, ich zagubienie w świecie technologii, wynikające z tego zaburzenia i uzależnienia to istotnie góra, ale nie przypuszczałem, że pod nią znajduje się prawdziwa otchłań. Przyjrzyjmy się temu, co najistotniejsze, czyli naszej obecności wśród osób najbliższych. Dbajmy o nią”.

Wśród zalewu medialnych informacji napływających z różnych stron wyłowiliśmy tę, która daje nadzieję. Resort zdrowia za sprawą minister Izabeli Leszczyny przeznaczył dodatkowe 3 mld zł na psychoterapię dzieci i młodzieży.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną