Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Lesbos znów jest wyspą chaosu

Uchodźcy z Afganistanu na wyspie Lesbos, 28 lutego 2020 r. Uchodźcy z Afganistanu na wyspie Lesbos, 28 lutego 2020 r. Costas Baltas / Reuters / Forum
Sytuacja na Morzu Egejskim znów się pogarsza. Mieszkańcy wysp nie chcą nowych obozów dla uchodźców i żądają zamknięcia granic. Wszyscy ścierają się ze wszystkimi.

Grecka wyspa wróciła na czołówki serwisów informacyjnych w połowie stycznia, gdy policja poinformowała o śmierci 20-letniego Jemeńczyka w obozie Moria. To największe skupisko uchodźców w całym basenie Morza Egejskiego. Zaprojektowane dla nieco ponad 3 tys. osób, dziś mieści ponad 20 tys. migrantów, głównie z Afryki Subsaharyjskiej, Maghrebu, Afganistanu i krajów Azji Środkowej.

Mimo ciągłego napływu wolontariuszy, wsparcia Lekarzy Bez Granic i dotacji z organizacji pozarządowych życie w Morii przypomina piekło. Brak środków higienicznych, leków, pomocy prawnej i perspektyw na transfer w głąb Europy powoduje, że rosną napięcia między mieszkańcami. Grupy etniczne ścierają się ze sobą, obwiniając wzajemnie o kradzieże, napaści i gwałty.

Czytaj też: Uchodźcy w zrujnowanych obiektach po igrzyskach z 2004 r.

Afgańczycy w separacji z Afrykańczykami

Śmierć Jemeńczyka była już drugim zabójstwem w obozie od początku 2020 r. Choć grecka policja szybko aresztowała podejrzanego o dokonanie zbrodni 27-letniego mężczyznę z Afganistanu, nastrojów to nie uspokoiło. Doszło do rozruchów, spalono kilka namiotów dla uchodźców, funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego. Na wyspie zameldował się też grecki minister ds. migracji i uchodźców Notis Mitarachi, który osobistą interwencją chciał zmusić mieszkańców obozu do wstrzymania rozruchów. Skutek był tylko czasowy. W lutym Moria znów zamieniła się w synonim chaosu.

Wszystkie strony konfliktu myślą o podzieleniu obozu na mniejsze części. Afrykańczycy nie chcą żyć obok Afgańczyków i vice versa. Greckie władze wychodzą z założenia, że rozparcelowanych na małe grupy migrantów łatwiej będzie kontrolować. Nie wiadomo tylko, jak długo takie rozwiązanie miałoby sens, biorąc pod uwagę, że lada moment, wraz z nadejściem wiosny i poprawą pogody, na wyspy Morza Egejskiego będą się próbowały dostać kolejne dziesiątki tysięcy osób.

Wyspy obozów dla uchodźców

W samym 2019 r. przewinęło się przez nie ok. 60 tys. przybyszów z południa i wschodu. Większość dostała się tu z Turcji – to ten szlak wciąż przyciąga najwięcej migrantów chcących dostać się do Europy. Dlatego rozbicie Morii i innych obozów na mniejsze jednostki, wciąż zlokalizowane na Lesbos, Kos czy innych wyspach, wydaje się bardzo krótkowzroczne. Z czasem każda z tych placówek mogłaby zamienić się w przeludnione i skłócone skupisko uchodźców.

Nowych obozów nie chcą z kolei mieszkańcy wysp. Od kilkunastu dni blokują drogi dojazdowe do stref budowy baraków dla migrantów. Obozy, które mają rozładować Morię i zapobiec dalszym konfliktom etnicznym, przez premiera Kyriakosa Micotakisa określane są jako „zamknięte”, co wzbudziło panikę wśród obrońców praw człowieka i aktywistów organizacji pozarządowych. W mediach społecznościowych zaczęły rozprzestrzeniać się doniesienia o tym, że Grecy chcą postawić „obozy koncentracyjne” dla uchodźców, ale nie ma na to dowodów.

Słowo „zamknięte” odnosi się do maksymalnej liczby mieszkańców danego skupiska. Micotakis chce uniknąć sytuacji z Morii, gdzie w tej chwili mieszka prawie siedem razy za dużo osób. Dlatego budowa nowych obozów wiąże się z prawdopodobną zmianą greckiej polityki wobec azylantów. Ma być bardziej restrykcyjna, a więcej jednostek – zawracanych z wód Morza Egejskiego. Zwiększyć ma się też liczba deportowanych. Docelowo każda z nowych placówek pomieści 2–3 tys. migrantów.

Mieszkańcy wysp Morza Egejskiego nie chcą nawet o tym słyszeć. W ostatnich dwóch tygodniach kilkanaście razy weszli w starcia z policją, uzbrojeni w broń palną, koktajle Mołotowa, kamienie i pochodnie. W czwartek ponad 1,8 tys. mężczyzn przypuściło nawet szturm na koszary, w których tymczasowo przebywali policjanci, wysłani na Lesbos do pacyfikacji rozruchów i ochrony placów budowy obozów. Rannych jest prawie 60 osób, a część policyjnych sił opuściła wyspę.

Przestańcie przyjmować migrantów

Protestujący domagają się blokady wyspy i zaprzestania przyjmowania nowych migrantów. Z kolei tych, którzy już się na niej znaleźli, należy rewokować w głąb kraju, do Grecji kontynentalnej, i podzielić na grupy liczące nie więcej niż tysiąc osób. Żądania te napotykają na sprzeciw rządu, który migrantów woli trzymać z dala od centrum.

Żądania relokacji uchodźców i utworzenia kontrolowanych obozów nie są wcale najbardziej radykalnymi postulatami w greckiej debacie migracyjnej. Pod koniec stycznia ministerstwo obrony narodowej poinformowało, że poważnie rozważa budowę długiego na 2,7 km „pływającego muru”, który miałby unosić się na wodach morza. W zależności od natężenia ruchu migracyjnego sterowana ręcznie zapora mogłaby się przemieszczać i być stawiana tam, gdzie w danym momencie najwięcej tratw i łódek próbuje przedostać się do Europy.

Czytaj też: Eskalacja walk w Syrii grozi Europie nową falą uchodźców

Grecka wersja muru Trumpa

Grecka wersja granicznego muru Donalda Trumpa miałaby kosztować pół miliona euro. Wysoka na 60–110 cm ponad lustrem wody, 50 cm poniżej – działałaby jak sieć, w którą „łapałyby się” tratwy. Według urzędników najpierw zostałaby umieszczona wokół Lesbos. Ministerstwo obrony nie wyklucza też, że jeśli pierwsza bariera okazałaby się skuteczna, mogłyby powstać kolejne. Z dużo mniejszym entuzjazmem władze odnosiły się do kwestii legalności tego projektu, bo postawienie pływającej zapory stałoby w sprzeczności z prawem międzynarodowym.

Lesbos, podobnie jak inne greckie wyspy, znów zamienia się w strefę chaosu i starć: migrantów z migrantami, migrantów z władzami, władz z mieszkańcami wysp. Najbliższe miesiące mogą się okazać decydujące dla przyszłości Morii i innych obozów, ale też całego systemu naczyń połączonych w polityce migracyjnej. Pewne jest tylko, że przybysze wciąż będą chcieli dostać się do Europy – bez względu na to, czy na ich drodze staną niechętni mieszkańcy, czy pływający mur.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Ustalenia „Polityki”: Działacze PiS nadal zarabiają w Pekao. I to sporo

W Pekao wciąż zarabia żona najbardziej znanego ochroniarza Jacka Sasina, ale i radni PiS. Niektórzy nawet 44 tys. zł miesięcznie, nie licząc aut służbowych i zagranicznych wyjazdów. Pracownicy mają już dość działaczy PiS i czekają na nowy zarząd.

Anna Dąbrowska
30.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną