Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Głośna dymisja naczelnego „Bilda”. Niemcom pomogli Amerykanie

Julian Reichelt, były już redaktor naczelny niemieckiego pisma „Bild” Julian Reichelt, były już redaktor naczelny niemieckiego pisma „Bild” Alamy Limited / BEW
Naczelny „Bilda”, mimo utrzymywania prywatnych relacji z podwładnymi i zarzutów o mobbing, trwał na stanowisku, chroniony przez szefa koncernu Axel Springer. Dopiero artykuł w „New York Timesie” doprowadził do jego odejścia.

Julian Reichelt przez ostatnie cztery lata szefował dziennikowi „Bild”, słynnej bulwarówce, na której wzorowany jest np. nasz „Fakt”. „Bild” to wręcz instytucja wśród niemieckich mediów – pismo od zawsze agresywne, schlebiające raczej niskim gustom, które jednak przekonuje, że stoi na straży obywatelskich wolności i mocno angażuje się w bieżącą politykę. Zwłaszcza teraz, w czasie pandemii, „Bild” chętnie walczy z wszelkimi ograniczeniami i lockdownami. Niby nie jest przeciw szczepieniom, ale podkreśla wolność wyboru. Z jednej strony mocno prawicowy i krytyczny wobec nie dość konserwatywnej dla niego Angeli Merkel. Z drugiej stara się nie wpaść w objęcia skrajnej prawicy i nie wypaść z tzw. mainstreamu.

Reichelt odszedł i szybko wrócił

Taką właśnie strategię w ostatnich latach realizował Reichelt. I to z powodzeniem. Co prawda nie był w stanie zatrzymać spadającej sprzedaży papierowych wydań (dziś to średnio 1,2 mln egzemplarzy dziennie; dziesięć lat temu „Bild” sprzedawał ok. 3 mln), jednak równocześnie serwis internetowy Bild.de jest niezagrożonym liderem wśród wszystkich niemieckich portali informacyjnych. Z biznesowego punktu widzenia Reichelt nie miał zatem powodów do zmartwień. Jednak jego kontrowersyjne zachowanie, przez długi czas w koncernie tolerowane, ostatecznie okazało się powodem upadku.

Reichelt chętnie angażował się w prywatne relacje z podwładnymi, zwłaszcza stażystkami i praktykantkami. Dla nich była to droga do szybkiej kariery w redakcji. Gdy niemieckie media na czele ze „Spieglem” w marcu tego roku po raz pierwszy opisały takie praktyki, dodając również oskarżenia o mobbing, zażywanie narkotyków, a nawet przemoc seksualną, koncern Axel Springer zapowiedział dokładne zbadanie sprawy. Reichelt został nawet odsunięty od kierowania bulwarówką, ale już po dwóch tygodniach wrócił na stanowisko. Według przełożonych popełnił co prawda pewne błędy, ale nie na tyle poważne, by stracić posadę naczelnego. Oczyszczono go z zarzutów dotyczących mobbingu czy przemocy o charakterze seksualnym.

Doniósł „New York Times”

Frywolnego trybu życia, mieszającego relacje zawodowe i prywatne, Reichelt nie zmienił. Wskazywały na to wyniki śledztwa prowadzonego przez grupę dziennikarzy pracujących dla wydawnictwa Ippen, obejmującego szereg niemieckich gazet lokalnych. Niestety, ich czytelnicy raportu o szefie „Bilda” nie przeczytali, bo w niejasnych okolicznościach został on zablokowany przez właściciela wydawnictwa Ippen.

I pewnie Julian Reichelt dalej kierowałby „Bildem”, gdyby nie artykuł w słynnym amerykańskim dzienniku „New York Times”, opublikowany w ten weekend. W zasadzie nie wnosił on niczego nowego, powołując się na zeznania jednej z byłych towarzyszek Reichelta spisane kilka lat temu. Jednak reakcja koncernu Springera tym razem okazała się zupełnie inna niż jeszcze kilka miesięcy wcześniej. W poniedziałek wieczorem Julian Reichelt został zwolniony w trybie natychmiastowym.

„Bild” patrzy za ocean

Cała sprawa bardzo źle świadczy nie tylko o „Bildzie” i jego właścicielu, ale też o postawie innych niemieckich właścicieli mediów, którzy z potężnym Springerem po prostu nie chcą zadzierać. Dlaczego koncern tak bardzo przejął się publikacją „New York Timesa”? Powód jest prosty – Axel Springer ma dziś ambicje globalne, a rynek amerykański traktuje jako najważniejszy dla swojej przyszłości obok niemieckiego.

Springer kupił niedawno portal ekonomiczny „Business Insider” i znany polityczny serwis „Politico”. Planuje dalsze inwestycje za oceanem, więc poważne zarzuty wobec naczelnego „Bilda” są dla niego ogromnym problemem wizerunkowym. Póki cała sprawa głośna była tylko w Niemczech, Springer specjalnie się nią nie przejmował. Zakładał pewnie, że dla czytelników „Bilda” naczelny uprawiający seks z podwładnymi to nie powód, aby zrezygnować z lektury brukowca.

Czytaj też: Axel Springer pozbywa się swej flagowej gazety

Media robią rachunek sumienia

Jednak ekspansja na amerykańskim rynku, szczególnie wrażliwym na takie kwestie (zwłaszcza w kontekście ruchu #MeToo), byłaby już mocno utrudniona z Reicheltem pozostającym na dotychczasowym stanowisku. I tak okazało się, że Niemcy potrzebowali pomocy amerykańskiej gazety, aby doszło do zmiany szefa ich najpotężniejszego dziennika.

Koncernowi Axel Springer cała historia wystawia jak najgorsze świadectwo. Oto firma, która chętnie podkreśla swoje ideały obrony demokracji, nie widziała niczego złego w zatrudnianiu na eksponowanym stanowisku człowieka nieprzestrzegającego nawet minimalnych standardów korporacyjnych. Inne niemieckie media też muszą zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, jak wielkie pozostaje w ich kraju przyzwolenie na łamanie podstawowych zasad moralnych.

Czytaj też: #MeToo. Jak chronić ofiary i niesłusznie oskarżonych

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną