To nadal jest polityka zerowej tolerancji dla covidu, ale zapowiadane są nowe wytyczne, które mają być – ponoć – mniej bezduszne i znosić zbyteczne niewygody. Tyle deklaracje, choć są pierwsze kroki. W Pekinie dopuszczono, by zakażeni odbyli izolację domową i przy okazji nie zamyka się całego sąsiedztwa, co dotychczas było regułą. Do metra w Tiencinie można już wchodzić bez legitymowania się negatywnym wynikiem testu wykonanego w ciągu ostatnich 72 godzin.
Zero-covid uderza w 400 mln ludzi
Wicepremierka Sun Chunlan, która od momentu wykrycia koronawirusa w Wuhanie odpowiada za walkę z pandemią, mówi, że ukształtowała się nowa sytuacja. Wobec mniejszego niebezpieczeństwa powodowanego przez omikron powstały warunki do przemyślenia podejścia, sposobów testowania i wdrażania lockdownów, może krótszych i bardziej precyzyjnych. Ale chyba jeszcze nie teraz, skoro nowych przypadków tak szybko przybywa. Chiny zderzają się właśnie z trzecią falą zakażeń, a to nie najlepszy kontekst do jakiejś liberalizacji. Trudno wręcz spodziewać się szczegółowego planu nowych działań, skoro fala jest rekordowa i wzbiera mimo lockdownów.
Chiński pomysł na covid polega na próbach szybkiego wygaszania wszelkich ognisk infekcji. Stąd drakońskie nakazy dystansu, wywiad epidemiczny połączony z cyfrową inwigilacją, kwarantanny w podłych warunkach, także dla bliskich zakażonych, zamykanie miast bez ostrzeżenia czy informacji, kiedy restrykcje się skończą. Są miejsca, gdzie utrzymywane są od ponad stu dni. W listopadzie zabiegi antycovidowe objęły 400 mln osób.
Czytaj też: Fabryka się zacięła. Chiny zapłacą za politykę zero-covid
Covid. Jak Chiny zmarnowały czas
Taka strategia nie jest jedynie efektem oślego uporu partii komunistycznej i jej przywódcy Xi Jinpinga. Tak, nie ma zamiaru się wycofywać, zmieniać zdania, raczej będzie prezentować żelazną konsekwencję. Ale jest to także wyraz bezsilności i sposób na kupowanie czasu, który Chiny najwyraźniej zmarnowały. Nie udało się im zaszczepić wystarczająco dużej części populacji, by zderzyć ją z omikronem. Najnowsze symulacje przewidują, że w wyniku hipotetycznego zniesienia wszystkich barier szybko zakaziłoby się nawet 280 mln osób – w takim scenariuszu umrzeć może ponad 2 mln obywateli.
Akcja szczepień idzie niemrawo z powodu oporu samych szczepionych, zwłaszcza najstarszych i zarazem najbardziej narażonych. Urzędnicy w prowincjach się nie upierają. Boją się reakcji – wiemy coś o tym w Europie – na ewentualne powikłania, wolą chuchać na zimne, izolować ludzi od siebie. Skądinąd zagadką pozostaje skuteczność wytwarzanych lokalnie preparatów. Nie bardzo wierzą w nie sami Chińczycy, a badania porównawcze wskazują, że chińskie środki zaczynają jako tako nadążać za zachodnimi po podaniu trzeciej dawki.
Na dodatek ostatnia poważna kampania kłucia odbyła się wiosną. Potraktowani nią pacjenci mają znacznie słabszy mechanizm obronny niż jeszcze kilka miesięcy temu, więc przydałaby się kolejna runda. Dlatego eksperci znający się na zdrowiu publicznym nie spodziewają się ostrego zwrotu dokonanego na grzbiecie wysokiej fali. Jeśli już, to korekt, i tylko jeśli znacząco zwiększy się pula osób zaszczepionych.
Przez lata, zwłaszcza na początku, ten ostry kurs dawał Chinom liczne przewagi nad resztą chorującego i umierającego na covid świata. Teraz jednak Państwo Środka nie wraca do normalności, którą gdzie indziej ogłoszono wraz z nadejściem szczepionek. Chińscy przywódcy nie mówią, co będzie dalej, i nie wyznaczają kryteriów do ogłoszenia końca pandemii. Na razie mają głównie nadzieję na koniec protestów, a obywatele starają się nie zapomnieć, jak się żyło w nieodległej, przedpandemicznej rzeczywistości.
Czytaj też: Chiny idą tą samą drogą co Rosja Putina