Sondaże wskazują na jednoznaczny triumf partii prawicowych w głosowaniu zaplanowanym na 23 lipca. Centroprawicowa, postfrankistowska Partia Ludowa (PP) ma według agregatora Poll of Polls serwisu „Politico” aż 34 proc. poparcia. Na drugim miejscu plasuje się rządząca od 2018 r. socjalistyczna PSOE (27 proc.), a na trzecim – skrajnie prawicowy Vox (14 proc.). Choć w perspektywie ostatnich sześciu miesięcy notowania największych formacji są stabilne, z odchyleniami rzędu 1–2 pkt proc., to od ostatniej zmiany władzy pięć lat temu zdecydowanie najwięcej zyskał właśnie Vox. Kiedy z urzędu odchodził premier z ramienia PP Mariano Rajoy, ugrupowanie było w sondażach ledwo dostrzegalne, poparcie dla niego nie przekraczało 3 proc. Dzisiaj jest wielce prawdopodobne, że w przypadku braku większości PP nie będzie w stanie rządzić bez mniej lub bardziej sformalizowanego sojuszu z Vox.
Czytaj też: Czy pokolenie 1000 euro obali hiszpańską monarchię?
Vox idzie po władzę
Lider partii Santiago Abascal, wschodząca gwiazda europejskiego nacjonalistycznego populizmu, zdaje się rozumieć tę egzystencjalną szansę. Zaostrza retorykę, jakby chciał sprawdzić, na ile może sobie pozwolić, nie antagonizując potencjalnych partnerów z PP. Jak w przypadku większości skrajnych partii dla ewentualnego sukcesu Vox kluczowa będzie mobilizacja wiernego elektoratu, co Abascal stara się osiągnąć, grając sprawdzonymi kartami z zakresu polityki tożsamościowej. Nie zapomina przy tym o potrzebach lokalnych, zwłaszcza o rolnikach i drobnych przedsiębiorcach.
Vox od dawna uprawia politykę antyimigrancką. Podobnie jak wiele innych ugrupowań europejskiej skrajnej prawicy używa przy tym głównie argumentów ekonomicznych, przekonując, że napływ sezonowych pracowników z Afryki i Bliskiego Wschodu, często pracujących w Hiszpanii na czarno, przyczynia się do spadku poziomu życia mieszkańców małych i średnich miast. A Vox stara się kreować na obrońcę wsi. Kampanię prowadzi dwutorowo i na razie przynosi to doskonałe skutki. Na płaszczyźnie ogólnonarodowej widać przede wszystkim Abascala, który uderza w imigrantów, ale i mniejszości seksualne, Unię Europejską czy prawa kobiet. Lokalnie Vox wygląda zupełnie inaczej, różnicuje postulaty zależnie od potrzeb regionu, w którym walczy o głosy.
Lipiński: PiS sam w strachu chce nas straszyć migrantami. Uda się?
Zwykli ludzie, zwykłe tematy
Ta strategia już raz przyniosła sukces – i to całkiem niedawno. W wyborach samorządowych 28 maja partia uzyskała 7,2 proc. głosów, prawie dwa razy więcej niż poprzednim razem. W efekcie ma we władzach regionalnych prawie trzykrotnie więcej mandatów (w sumie 1695). Ważniejsze od liczb bezwzględnych jest jednak to, że głosowanie w regionach było w praktyce wotum zaufania dla centralnego rządu PSOE-Podemos. Zdecydowanym zwycięzcą okazało się PP, które odbiło z rąk lewicy aż cztery prowincje i utrzymało kontrolę nad stołecznym regionem Madrytu. W dwóch – Walencji i Estremadurze – będą rządzić tylko dzięki umowie koalicyjnej z Vox. Na szczeblu miejskim skrajna prawica też zwiększyła stan posiadania. Wszystko dzięki, jak to określają hiszpańskie media, „hiperlokalnej” kampanii. Działacze Vox organizowali wiece nawet w najmniejszych miejscowościach, obiecując dopłaty dla dotkniętych suszą rolników, ograniczenia napływu zagranicznych pracowników czy zalewu jedzenia importowanego spoza Unii, zwłaszcza z Maroka.
Radykałom udało się odkleić rozmowy „ze zwykłymi ludźmi” na „zwykłe tematy” od ogólnej narracji ideologicznej, która przed wyborami zaczyna jednak dominować. Dużo jest odwoływania się do nacjonalistycznego patriotyzmu, co w przypadku Vox nie dziwi, biorąc pod uwagę, że ma w szeregach skrzydła otwarcie falangistowskie, rehabilitujące gen. Francisco Franco, oraz pokaźne siły ultrakatolickie. Ich głosów Abascal będzie potrzebował, by stawiać warunki PP. Dlatego rzucił się do walki. Zaprotestował ostatnio przeciwko wywieszaniu tęczowej flagi przed budynkiem władz regionu Balearów. Argumentował, że zgodnie z orzecznictwem hiszpańskiego sądu najwyższego jedynie oficjalne symbole narodowe mogą być manifestowane na budynkach administracji publicznej. Jak dodał, wypowiada się z pozycji lidera partii, na którą „głosuje wiele osób homoseksualnych” – i oni podzielają rzekomo jego zdanie.
Nie podoba mu się też dyskusja o prawach kobiet. Politycy Vox mają na koncie pokaźny zbiór seksistowskich wypowiedzi, wielu z nich negowało gwałty czy problem przemocy domowej w hiszpańskich rodzinach. Zdarzały się stwierdzenia, że niektóre Hiszpanki są „za brzydkie, żeby zostały zgwałcone”, oraz określenia feministek mianem „feminazistek”. Te poglądy znajdują odzwierciedlenie w prawodawstwie tworzonym przez skrajną prawicę. W Walencji koalicja PP-Vox wprowadziła określenie „przemoc wewnątrzrodzinna”.
Choć statystyki pokazują, że kobiety znacznie częściej niż mężczyźni są jej ofiarami, Vox robi wszystko, by problem rozwodnić. Lokalni działacze sporo mówią o dyskryminacji mężczyzn w przestrzeni publicznej, niebezpiecznych dla społeczeństwa zmianach kulturowych. Abascal, choć nie sprzeciwia się związkom partnerskim, wielokrotnie podkreślał, że tylko małżeństwo kobiety i mężczyzny można uznać za związek „w pełni naturalny”. Jest też przeciw adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, opowiada się za wprowadzeniem zakazu aborcji. Najchętniej cofnąłby wszystkie progresywne reformy rządu Pedro Sáncheza.
Morawiecki „wśród przyjaciół”
Na arenie międzynarodowej ma też jasno zdefiniowanych sojuszników. Vox sporo dobrego mówi o Giorgii Meloni i Braciach Włochach, Abascal niejednokrotnie komplementował Marine Le Pen, której francuska komisja parlamentarna zajmująca się badaniem zagranicznych wpływów dowiodła wspieranie kremlowskiej propagandy nad Sekwaną. W ubiegłym roku na zaproszenie Abascala w Madrycie gościł Mateusz Morawiecki, wspólnie m.in. z Viktorem Orbánem, przedstawicielami Wolnościowej Partii Austrii i bułgarskiego Ruchu Narodowego. Polski premier mówił wtedy, że „dobrze jest być wśród przyjaciół”. Na kongresie była mowa m.in. o polityce obronnej Europy, ochronie tradycyjnych wartości i krytyce centralizacji władzy w UE. Oberwało się Niemcom, których prawicowcy winili za normalizację stosunków z Rosją i śmiałość Władimira Putina w agresji na Ukrainę. Nie dziwi, że według badań Hugo Marcos-Marne z uniwersytetu w Salamance to wyborcy Vox są w Hiszpanii najbardziej przeciwni przyjmowaniu ukraińskich uchodźców, wysyłaniu pomocy humanitarnej na Ukrainę i wywieraniu presji na Rosjanach, by opuścili terytorium Ukrainy.
Wiele wskazuje, że za kilka tygodni Vox stanie się kolejną skrajnie prawicową partią, która będzie miała czynny udział w rządzeniu dużym, ważnym europejskim krajem. Warianty są trzy. Pierwszy, włoski, zakłada wejście radykałów do formalnej koalicji. Drugi, znany z niedawnych wyborów w Grecji, może zmarginalizować Vox, ale za cenę przesunięcia się daleko na prawo partii władzy. Trzeci, wariant szwedzki, zakładałby porozumienie Vox z PP bez oficjalnej umowy koalicyjnej, czyli po prostu rząd mniejszościowy z koncesjami dla skrajnej prawicy w zamian za poparcie w kluczowych głosowaniach. Każdy z tych scenariuszy oznaczałby spore kłopoty dla UE i proukraińskiego sojuszu – zwłaszcza że Hiszpania od 1 lipca przewodniczy Radzie Unii Europejskiej.