Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wybory na Tajwanie. Dotychczasowy wiceprezydent wygrał, Chiny stracą cierpliwość?

William Lai zwycięzcą wyborów na Tajwanie William Lai zwycięzcą wyborów na Tajwanie Louise Delmotte/Associated Press / EAST NEWS
Tajwańskie wybory określono kluczowym dla 2024 r. wydarzeniem geopolitycznym. Trzecia kadencja prezydenta z pielęgnującej tajwańską odrębność i tożsamość DPP może zirytować Chiny. Pesymiści uważają, że przyspieszy wręcz decyzję o blokadzie wojskowej wyspy lub nawet inwazji.

Nowym prezydentem Tajwanu będzie dotychczasowy wiceprezydent William Lai z Demokratycznej Partii Postępowej (DPP), 64-letni rehabilitant, wykształcony m.in. na Harvardzie. Sondaże wskazywały na Laia jako faworyta, choć w dniach poprzedzających głosowanie zaczął ścigać się z nim Jaw Shaw-kong, kandydat opozycyjnego Kuomintangu, partii Nacjonalistycznej (KMT). Zwycięstwo reprezentanta DPP wcale nie było pewne, obywatele nie są bowiem zachwyceni ośmioleciem jej rządów.

Jednocześnie głosowano w wyborach parlamentarnych i DPP straciła dotychczasową większość w legislaturze. Tu najwięcej miejsc zdobył Kuomintang, który prawdopodobnie połączy siły z Tajwańską Partią Ludową (TPP). Ugrupowaniem z zaledwie kilkuletnią metryką, które próbuje przełamać dotychczasowy partyjny duopol. Wygrana Laia była możliwa także dlatego, że opozycyjne KMT i TPP nie zdołały wystawić – to rozwiązanie podobne do tego stosowanego w Stanach Zjednoczonych – wspólnej pary na prezydenta i wiceprezydenta. Z kolei głosy dla Laia miała też zbierać jego kandydatka na wiceprezydentkę Hsiao Bi-khim, dotychczasowa przedstawicielka Tajpej w Waszyngtonie, a w praktyce – zamieszanie wynika z braku międzynarodowego uznania dla Tajwanu – tajwańska ambasadorka w Stanach Zjednoczonych.

Czytaj też: Efekt pieluchy. Dlaczego czeka nas wojna z Chinami?

Tajwańczycy mają dość

Porażka DPP w parlamencie to rezultat złej sytuacji obywateli. Powody do narzekań mają przede wszystkim najmłodsi, 20- i 30-latkowie. Na Tajwanie, jak w wielu innych państwach rozwiniętych, coraz trudniej utrzymać dotychczasowy poziom życia. Codzienne koszty rosną, pensje za nimi nie nadążają, za to galopują ceny nieruchomości, orbituje wysokość czynszów. Nawet osób pracujących na pełen etat nie stać na inne lokum niż klitka bez okna, więc nic dziwnego, że osią kampanii był kryzys mieszkaniowy i niemrawy rynek pracy.

Młodzi wyborcy nie ufają, że KMT i DPP będą w stanie przełamać stagnację. Stąd niezły wynik osobisty lidera TPP. Ko Wen-je to profesor chirurgii i były burmistrz stołecznego Tajpej, w ubieganiu się o prezydenturę zdobył tylko o kilka punktów procentowych mniej niż kandydat Kuomintangu. Dobry wynik Ko uznawany jest za wskazówkę, że pogarszające się nastroje społeczne wymagają pilnej reakcji nowego prezydenta, w tajwańskim systemie decydującego o kierunku działań władzy wykonawczej. W przeciwnym razie wyborcy wystawią i jemu, i jego partii wysoki rachunek.

Wybory na Tajwanie irytują Chiny

Resztę świata rezultat interesował przede wszystkim ze względu na stosunki z tzw. Chinami kontynentalnymi. Rządząca nimi partia komunistyczna twierdzi, że Tajwan musi wrócić do macierzy. Przy czym argumenty mające uzasadniać te żądania są wątlutkie, komuniści nigdy Tajwanem nie rządzili. Jest on potrzebny o tyle, o ile jego przechwycenie dowiedzie sprawczości Chińskiej Republiki Ludowej. Tak samo samodzielność wyspy to z pekińskiej perspektywy przykry dowód na imposybilizm komunistów. Ich przywódca Xi Jinping zapowiada, że zjednoczenie jest nieuchronne. Miałoby nastąpić jeszcze za jego panowania.

Stąd tajwańskie wybory określono kluczowym dla 2024 r. wydarzeniem geopolitycznym. Trzecia kadencja prezydenta z pielęgnującej tajwańską odrębność i tożsamość DPP może zirytować Chiny. Pesymiści uważają, że przyspieszy wręcz decyzję o blokadzie wojskowej wyspy lub nawet inwazji. Nie sposób ocenić prawdopodobieństwa, ale atmosfera jest lodowata. Tradycyjnie DPP obstaje przy zachowaniu niezależności od Pekinu (ale nie wzywa do ogłoszenia niepodległości, taki gest byłby zbytnią prowokacją). Z kolei KMT stawia na współpracę, nawiązywanie więzi gospodarczych, co miałoby prowadzić do poprawienia stosunków i zachowania pokoju w Cieśninie Tajwańskiej.

Ewentualny konflikt – trudno nie mieć wrażenia, że dążą do niego coraz bardziej autorytarne i wojowniczo nastawione Chiny Xi Jinpinga – byłby problemem globalnym. Wymusiłby reakcję Stanów Zjednoczonych, w praktyce sprzymierzonych z Tajwanem. Jego zdobycie dałoby chińskiej marynarce bezpośrednie wyjście na Pacyfik, co podkopałoby amerykańskie interesy na Oceanie Spokojnym i zaalarmowałoby każdego, komu w Azji (a także w Europie) Ameryka oferuje partnerstwo i gwarancje bezpieczeństwa. I niezależnie od swojego przebiegu – także w przypadku jedynie blokady morskiej bądź morsko-powietrznej – konflikt byłyby morderczy dla światowej koniunktury. Wokół Tajwanu biegną zbyt istotne szlaki żeglugi. Tajwan to także mikrochipowe supermocarstwo, jego rola dla współczesnej gospodarki jest zbyt doniosła, by wszystkie inne zamieszkane kontynenty nie miały odczuć kosztów jakiejkolwiek poważnej eskalacji.

Podkast: Chiny jak smok budzą się ze snu. Na czym polega ich fenomen?

William Lai uchodzi za jastrzębia

Chiny starały się wpłynąć na wynik i przebieg wyborów. Uznają Laia wprost za „wichrzyciela” i ostrzegały Tajwańczyków, by na niego nie głosowali. Ale im bardziej się upierają, tym mocniej pracują na ugruntowanie się tajwańskiej tożsamości. Chiński przekaz – i groźby, i zachęty, w tym zapewnienia o mocarstwowej roli ChRL – nie ma wzięcia na wyspie. Odporne są to na m.in. najmłodsze pokolenia. Zresztą ostatnio chińska opowieść staje się mniej przekonująca, bo zwalnia tempo rozwoju ChRL.

William Lai uchodzi za większego jastrzębia niż odchodząca po dwóch kadencjach prezydentka Tsai Ing-wen, jego dotychczasowa szefowa, która wyczerpała limit reelekcji. W kampanii zapowiadał kontynuację linii poprzedniczki. W pierwszych wystąpieniach prezydent elekt Lai powściągliwie ważył słowa. Swoje zwycięstwo uznał za triumf całej wspólnoty demokratycznej pozostającej w kontrze do krzepnącego autorytaryzmu. Lai deklaruje, że będzie starał się utrzymać status quo w Cieśninie Tajwańskiej. Nie wszystko od niego zależy, bo ważniejsza będzie postawa Chin z drugiego brzegu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną