Według ostatnich danych spisowych w ośmiu 31-piętrowych budynkach (do jednego ogień nie zdołał dotrzeć) mogło mieszkać nawet 6,5 tys. osób, w tym wielu seniorów. Pożar wybuchł po południu w środę, 26 listopada, kiedy spora część lokatorów była w pracy lub w szkołach. Najstarsi, m.in. ze względu na stan zdrowia, nie mogli się ewakuować. Pełen bilans ofiar, nierzadko niemożliwych do rozpoznania bez badań genetycznych, pewnie jeszcze długo nie będzie znany. W pierwszych dniach sięgnął 128 osób i rósł. Wszystko wskazuje na to, że będzie to najtragiczniejszy pożar w powojennej historii miasta.
Szukanie winnych
Pierwsi winni już są znajdowani. Policja prowadzi aresztowania w firmach uczestniczących w remoncie zbudowanych w 1983 r. wieżowców. Równolegle zarządzono kontrole podobnych placów remontowych. Straż pożarna usprawiedliwia się, że nie dała rady uporać się szybko z ogniem, bo rusztowania wyposażono w elementy, które nie spełniały norm pożarowych. Obleczono je m.in. siatką, w oknach założono folie oraz zabezpieczenia z tworzyw sztucznych. Na rusztowaniach pojawił się też bambus, a płonące bambusowe belki spadały i tarasowały dostęp. Gaszenie utrudniało ryzyko zawalenia się rusztowań, bliskość sąsiednich budynków i ciasnota wnętrz.
Pewnie można było uniknąć samego pożaru. Pewnie można też było ograniczyć jego skutki. Zawinił jednak czynnik ludzki i dlatego partia stara się precyzyjnie wytypować kozła ofiarnego. Przede wszystkim po to, by odsunąć od siebie gniew miasta straumatyzowanego katastrofą. Lokman Tsui, wywodzący się z Hongkongu badacz pochodu autorytaryzmu w mieście, związany z University of Toronto, powiedział „Washington Post”, że zaczynają być tam widoczne oznaki „nieudolnych rządów”.
Czytaj także: Chiny zapłacą za gwałt na Hongkongu
Zniewaga dla władzy
Dla technokratycznych sekretarzy z Pekinu to zarzut szczególnie poważny, o randze zniewagi. W końcu partia jest od tego, by sprawnie rządzić. Natomiast obywatele mają siedzieć cicho, nie podważać jej legitymacji i nie kwestionować jej monopolu. W zamian za to, że nie stawiają jej wyzwań, dostają przewidywalność i dobrobyt. Jeszcze kilka lat temu Hongkong intensywnie protestował przeciw przejmowaniu kontroli przez Pekin nad dawną brytyjską kolonią, która miała mieć zapewnioną daleko idącą niezależność. W teorii autonomia jest utrzymana. Zachowuje oddzielny system prawny, zgodnie z którym pekińscy komuniści zajmować się powinni jedynie sprawami zagranicznymi i obroną.
Praktyka lat minionych pokazuje jednak, że autonomia jest zmniejszana, za to rosną represje. Niby są wybory, ale steruje nimi Pekin. Wprowadzone w 2020 r. przez rząd centralny przepisy o zwalczaniu separatyzmu i terroryzmu stały się sposobem na ograniczanie wolności słowa oraz bicz na więdnącą, zepchniętą do narożnika opozycję i wszystkich tych, którzy potrafią wyprowadzić protestujących na ulice. Wielu działaczy siedzi w więzieniach, inni wyjechali. Do ostatnich wielkich manifestacji, w których jednocześnie brały udział i 2 mln osób, dochodziło w latach 2019–20. To po nich wprowadzono kagańcowe regulacje. Uczestnicy tamtych marszów i czuwań przewidywali, że podporządkowanie Pekinowi doprowadzi do spadku jakości życia w mieście.
Czytaj także: „Kolorowej rewolucji” w Hongkongu nie będzie. Ani demokracji
Atmosfera przed wyborami gęstnieje
W górzystym Hongkongu brakuje dostępnych mieszkań, metraże są małe i drogie, na rynku najwięcej do powiedzenia ma garstka deweloperów. Mieszka się właśnie w takich wysokich budynkach. W październiku urzędnicy mieli powiedzieć zaniepokojonym lokatorom dotkniętych kataklizmem wieżowców, że ryzyko związane z taką a nie inną strukturą rusztowań nie jest wysokie. Bambus jest często wykorzystywany na hongkondzkich budowach i podczas remontów, choć w planach jest jego porzucenie, właśnie ze względu na podatność na zapalenie lub przenoszenie ognia. W październiku doszło do co najmniej jednego pożaru budynku, przy którym postawiono bambusowe rusztowanie.
Część mieszkańców była niezadowolona ze sposobu, w jakim zarządzano osiedlem. Zgłaszano też uwagi na etapie planowania i przygotowywania remontu. Obawiano się m.in., że wykonawca pójdzie na skróty i dobierze materiały niezgodnie ze sztuką. Żale ignorowano. Systemy pożarowe w remontowanych budynkach nie działały prawidłowo, mieszkańcy nie słyszeli syren i podejrzewali, że wyłączyła je ekipa – składająca się m.in. z pochodzących z Indonezji i Filipin pracowników, oni też są wśród ofiar – by móc korzystać z wyjść ewakuacyjnych bez każdorazowego uruchamiania alarmów.
Pożar będzie sporym problemem dla władz miasta i Komunistycznej Partii Chin, która te władze namaściła. Chwilowo kalendarz im nie sprzyja. Już 7 grudnia mieszkańcy powinni głosować w wyborach do regionalnego parlamentu. Ustawionych, bo startować mogą jedynie kandydaci uznani za patriotów. Krytyków Pekinu lub komunistycznego porządku na listach nie ma. W wyborach obsadza się tylko cząstkę miejsc, resztę zajmują nominaci. Niewykluczone jednak, że wybory zostaną przełożone, by nie dawać pretekstu do podgrzewania atmosfery, która sprzyjałaby punktowaniu niekompetencji rządzących.