Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Tragiczny pożar w Hongkongu to spory problem dla Pekinu. Przesuną wybory?

Po pożarze w kompleksie mieszkaniowym Wang Fuk Court w Hongkongu. 28 listopada 2025 r. Po pożarze w kompleksie mieszkaniowym Wang Fuk Court w Hongkongu. 28 listopada 2025 r. Maxim Shemetov / Reuters / Forum
Komunistyczna Partia Chin na gwałt szuka odpowiedzialnych za pożar siedmiu wieżowców komunalnych w Hongkongu. Gasiło je 2,3 tys. strażaków, akcja gaśnicza trwała 43 godz. Pełen bilans ofiar jeszcze długo nie będzie znany.

Według ostatnich danych spisowych w ośmiu 31-piętrowych budynkach (do jednego ogień nie zdołał dotrzeć) mogło mieszkać nawet 6,5 tys. osób, w tym wielu seniorów. Pożar wybuchł po południu w środę, 26 listopada, kiedy spora część lokatorów była w pracy lub w szkołach. Najstarsi, m.in. ze względu na stan zdrowia, nie mogli się ewakuować. Pełen bilans ofiar, nierzadko niemożliwych do rozpoznania bez badań genetycznych, pewnie jeszcze długo nie będzie znany. W pierwszych dniach sięgnął 128 osób i rósł. Wszystko wskazuje na to, że będzie to najtragiczniejszy pożar w powojennej historii miasta.

Szukanie winnych

Pierwsi winni już są znajdowani. Policja prowadzi aresztowania w firmach uczestniczących w remoncie zbudowanych w 1983 r. wieżowców. Równolegle zarządzono kontrole podobnych placów remontowych. Straż pożarna usprawiedliwia się, że nie dała rady uporać się szybko z ogniem, bo rusztowania wyposażono w elementy, które nie spełniały norm pożarowych. Obleczono je m.in. siatką, w oknach założono folie oraz zabezpieczenia z tworzyw sztucznych. Na rusztowaniach pojawił się też bambus, a płonące bambusowe belki spadały i tarasowały dostęp. Gaszenie utrudniało ryzyko zawalenia się rusztowań, bliskość sąsiednich budynków i ciasnota wnętrz.

Pewnie można było uniknąć samego pożaru. Pewnie można też było ograniczyć jego skutki. Zawinił jednak czynnik ludzki i dlatego partia stara się precyzyjnie wytypować kozła ofiarnego. Przede wszystkim po to, by odsunąć od siebie gniew miasta straumatyzowanego katastrofą. Lokman Tsui, wywodzący się z Hongkongu badacz pochodu autorytaryzmu w mieście, związany z University of Toronto, powiedział „Washington Post”, że zaczynają być tam widoczne oznaki „nieudolnych rządów”.

Czytaj także: Chiny zapłacą za gwałt na Hongkongu

Zniewaga dla władzy

Dla technokratycznych sekretarzy z Pekinu to zarzut szczególnie poważny, o randze zniewagi. W końcu partia jest od tego, by sprawnie rządzić. Natomiast obywatele mają siedzieć cicho, nie podważać jej legitymacji i nie kwestionować jej monopolu. W zamian za to, że nie stawiają jej wyzwań, dostają przewidywalność i dobrobyt. Jeszcze kilka lat temu Hongkong intensywnie protestował przeciw przejmowaniu kontroli przez Pekin nad dawną brytyjską kolonią, która miała mieć zapewnioną daleko idącą niezależność. W teorii autonomia jest utrzymana. Zachowuje oddzielny system prawny, zgodnie z którym pekińscy komuniści zajmować się powinni jedynie sprawami zagranicznymi i obroną.

Praktyka lat minionych pokazuje jednak, że autonomia jest zmniejszana, za to rosną represje. Niby są wybory, ale steruje nimi Pekin. Wprowadzone w 2020 r. przez rząd centralny przepisy o zwalczaniu separatyzmu i terroryzmu stały się sposobem na ograniczanie wolności słowa oraz bicz na więdnącą, zepchniętą do narożnika opozycję i wszystkich tych, którzy potrafią wyprowadzić protestujących na ulice. Wielu działaczy siedzi w więzieniach, inni wyjechali. Do ostatnich wielkich manifestacji, w których jednocześnie brały udział i 2 mln osób, dochodziło w latach 2019–20. To po nich wprowadzono kagańcowe regulacje. Uczestnicy tamtych marszów i czuwań przewidywali, że podporządkowanie Pekinowi doprowadzi do spadku jakości życia w mieście.

Czytaj także: „Kolorowej rewolucji” w Hongkongu nie będzie. Ani demokracji

Atmosfera przed wyborami gęstnieje

W górzystym Hongkongu brakuje dostępnych mieszkań, metraże są małe i drogie, na rynku najwięcej do powiedzenia ma garstka deweloperów. Mieszka się właśnie w takich wysokich budynkach. W październiku urzędnicy mieli powiedzieć zaniepokojonym lokatorom dotkniętych kataklizmem wieżowców, że ryzyko związane z taką a nie inną strukturą rusztowań nie jest wysokie. Bambus jest często wykorzystywany na hongkondzkich budowach i podczas remontów, choć w planach jest jego porzucenie, właśnie ze względu na podatność na zapalenie lub przenoszenie ognia. W październiku doszło do co najmniej jednego pożaru budynku, przy którym postawiono bambusowe rusztowanie.

Część mieszkańców była niezadowolona ze sposobu, w jakim zarządzano osiedlem. Zgłaszano też uwagi na etapie planowania i przygotowywania remontu. Obawiano się m.in., że wykonawca pójdzie na skróty i dobierze materiały niezgodnie ze sztuką. Żale ignorowano. Systemy pożarowe w remontowanych budynkach nie działały prawidłowo, mieszkańcy nie słyszeli syren i podejrzewali, że wyłączyła je ekipa – składająca się m.in. z pochodzących z Indonezji i Filipin pracowników, oni też są wśród ofiar – by móc korzystać z wyjść ewakuacyjnych bez każdorazowego uruchamiania alarmów.

Pożar będzie sporym problemem dla władz miasta i Komunistycznej Partii Chin, która te władze namaściła. Chwilowo kalendarz im nie sprzyja. Już 7 grudnia mieszkańcy powinni głosować w wyborach do regionalnego parlamentu. Ustawionych, bo startować mogą jedynie kandydaci uznani za patriotów. Krytyków Pekinu lub komunistycznego porządku na listach nie ma. W wyborach obsadza się tylko cząstkę miejsc, resztę zajmują nominaci. Niewykluczone jednak, że wybory zostaną przełożone, by nie dawać pretekstu do podgrzewania atmosfery, która sprzyjałaby punktowaniu niekompetencji rządzących.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną