Recenzja płyty: The Allman Betts Band, „Down to the River”
Sławne nazwisko może być przepustką do świata ludzi rozpoznawalnych, ale także obciążeniem wynikającym z wygórowanych oczekiwań.
Sławne nazwisko może być przepustką do świata ludzi rozpoznawalnych, ale także obciążeniem wynikającym z wygórowanych oczekiwań.
Ciekawa propozycja, może trudniejsza niż inne płyty tych artystów, ale będąca w stanie odrobinę przybliżyć twórczość Pendereckiego osobom, które raczej jej nie znają.
Słyszymy tu herosa jazzu, który ewidentnie próbuje odnaleźć swój głos w erze popu i elektro-funku.
Wszystkie utwory po remasteringu brzmią porywająco i przebojowo, bez względu na rok premiery.
Era przepakowywania klasycznych lub mniej klasycznych płyt różnych wykonawców nadal trwa.
Patricię Ann Cole pewnie mało kto pamięta.
Tytuł czwartej płyty Bon Iver może kojarzyć się ze wsobnością amerykańskiego muzyka – prywatnie Justina Vernona – który mimo sławy i stylistycznej ewolucji zachował wizerunek samotnego songwritera.
Są gitary, walą bębny, tatuaże u członków zespołu wciąż na miejscu...
Chuck Mead przez lata szefował doskonałemu zespołowo BR5-49, konsekwentnie łączącemu country z rockiem.
Nie ma tu presji na opowiadanie czegokolwiek konkretnego, chodzi raczej o to, żeby wydać nową płytę latem, jak co roku.
Afryka, którą tu słyszymy, brzmi dość pocztówkowo i nudno.
Słuchając „Hail to the Kings!”, nie mamy wątpliwości, że panowie uwielbiają to, co robią.
Elektroniczni podskakiwacze estradowi próbują być absolutnie alternatywni, ale nagle przychodzi Haynes i wymiata.
Wrażliwości i pomysłowości chłopakom z Bitaminy nie brakuje.
Zespół poskładany niezwykle, choćby z racji geograficznych.
Perfekcja, przy której nikt się nie spocił, nie pozostawiając tu najwyraźniej wielkich emocji.
To płyta dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć albo uświadomić, jak grało się bluesa w Chicago w latach 60. XX w.
Wielka legenda i ikona, już nie tylko country, ale w ogóle amerykańskiej muzyki, z imponującą energią i klasą prezentuje publiczności kolejne swoje płyty.
Yorke przypomina o swoich fascynacjach dubem i klubową sceną elektroniczną, a całość zręcznie wpisuje w klimat czasów strachu przed efektami nieustannej ekspansji człowieka.
Działający od 7 lat katowicki zespół muzyki barokowej prowadzony przez jedną z najlepszych polskich skrzypaczek w tej dziedzinie nagrał właśnie swoją pierwszą płytę zagraniczną – wydała ją belgijska wytwórnia Muso.