Przed filmową Bridget była ta książkowa. Helen Fielding powołała ją do życia w 1996 r. Bazą dla książki były felietony Fielding publikowane w magazynach „Daily Telegraph” i „Independent”. Sama fabuła mogła się wydać części czytelników znajoma – była to ni mniej, ni więcej „Duma i uprzedzenie” w nowych szatach. Nawet ukochany panny Jones dzielił nazwisko z ukochanym panny Bennet – Darcy.
Czytaj też: Co trzeba wydać, żeby był bestseller?
Amerykanka w roli Brytyjki
Powieść napisana w formie dziennika okazała się przebojem. Bridget była uosobieniem nowego podejścia do bohaterki romansowej. Ciągle się odchudzała, za dużo piła, miała skłonność do kompromitowania się przed współpracownikami i znajomymi. Może i szukała ukochanego, ale jakoś nie czuła pustych ramion, które trzeba wypełnić dzieckiem. Wolała wypić trochę jednostek wina i pauzować scenę z panem Darcym skaczącym do jeziora w ekranizacji „Dumy i uprzedzenia” od BBC.
Książka była przebojem, ale i oddawała najróżniejsze nastroje i konteksty kultury brytyjskiej w latach 90. Bridget nie tylko pauzowała seriale BBC, ale też składała kwiaty po śmierci księżnej Diany, przeglądała magazyny kobiece i odkrywała – być może nieoczywiste dla czytelników spoza Wielkiej Brytanii – mniejsze i większe różnice i ekscentryczne zachowania brytyjskiej klasy średniej.
Nic dziwnego, że książka – która doczekała się zarówno kontynuacji, jak i licznych naśladowców – zainteresowała filmowców.