Recenzja książki: Monika Śliwińska, „Wyspiański. Dopóki starczy życia”
Autorka nie upiększa swojego bohatera, pokazuje go jako bezkompromisowego artystę, czasem mitomana i jako troskliwego męża i ojca.
Autorka nie upiększa swojego bohatera, pokazuje go jako bezkompromisowego artystę, czasem mitomana i jako troskliwego męża i ojca.
Powieść jest brawurowa, miejscami absurdalnie zabawna i nieprzewidywalna, nieustannie zaskakuje.
Autorce ponownie udało się połączyć wątki kryminalne z kolorytem miejsc.
Okazuje się, że przepis na bestseller to jedno, a wykonanie to zupełnie inna sprawa i potknięcia zalicza nawet taki gigant jak Brown.
Obraz prowincjonalnej Polski, niezmiennej od lat 90., ze swoimi pretensjami i tęsknotą za blichtrem.
Znając Pilcha, nie należy się spodziewać rasowego science fiction, lecz raczej przenikliwego stadium samotności, wzbogaconego, rzecz jasna, o osobiste wątki rodzinno-wiślańskie.
Podróż Komara po pisarstwie Conrada jest nieustannym poszukiwaniem i rozwiązywaniem piekielnej relacji między wartościami a człowiekiem.
Autor świetnie opisuje rzeczywistość amerykańskiej prowincji, obyczajowość sprzed rewolucji seksualnej i przede wszystkim poczucie odrzucenia przez rodziców.
Uważny czytelnik dowie się, na czym polegało przejście od pierwotnej oralności do piśmienności i jakie były skutki wynalezienia ruchomej czcionki.
Autorka uderza w uśpiony nerw, otwiera oczy, dostarcza narzędzi do zrozumienia. I robi to doskonale.
Ten portret dorastania jest nie tyle nostalgiczny, ile krytyczny, bo patrzymy oczami bohaterki, która sama krytycznie spogląda na siebie i rzeczywistość dookoła.
Świetne, drobiazgowe studium o życiu kobiet w czasach ostatnich Jagiellonów, któremu w dodatku nie brakuje walorów literackich.
Dziesiąta powieść noblisty jest klasyczną historią inicjacyjną.
Renata Lis pisze z gniewem, czasem złośliwie, czasem sarkastycznie komentuje przymus ukrywania się jej kolejnych bohaterek.
O Martinie Lutherze Kingu i jego zabójstwie napisano góry książek, w tym niejedną znakomitą.
Pierwszy problem jest taki, że przez nową powieść Manueli Gretkowskiej bardzo trudno jest się czytelnikowi przedrzeć.
Można się z autorem zgadzać bądź nie, ale trzeba docenić jego wywrotowy styl.
Wrocław pierwszych dekad XX w. jest w kolejnej części cyklu z Mockiem jeszcze mroczniejszy, bardziej odrażający i bezduszny. Po prostu nieludzki.
Brakuje silnego spoiwa powieściowego i przez to nowa książka Grzegorzewskiej nie ma siły.
Miłośnicy ciekawie opowiedzianych historii nie będą mogli oderwać się od lektury.