Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Żniwa strachu. PiS obraża się na Unię i niechcący realizuje plan Putina. Nie umie liczyć?

Pola pszenicy Pola pszenicy Piotr Hukało / EAST NEWS
Premier Morawiecki straszy Komisję Europejską, że jeśli nie przedłuży zakazu wjazdu ukraińskiego zboża do pięciu unijnych krajów, w tym Polski, to nasz rząd samowolnie ponownie zamknie granice.

Rozpoczęły się żniwa strachu. Putin nie godzi się na przedłużenie umowy, która gwarantowała Ukrainie możliwość bezpiecznego eksportu zboża przez czarnomorskie porty. Polscy rolnicy obawiają się więc, że tania ukraińska pszenica i kukurydza znów zaleją nasz rynek, a oni nie sprzedadzą ziarna z nowych zbiorów po w miarę godziwych cenach. Zwłaszcza że w magazynach i elewatorach nadal zalega spora część zbiorów ubiegłorocznych, choć minister rolnictwa Robert Telus mataczy, że zapasy zostały wyeksportowane.

Znów zamkniemy granice

Politycy Prawa i Sprawiedliwości też się boją. Że z powodu uzasadnionego strachu rolników i ich wściekłości na rząd przed wyborami szanse PiS na wygranie trzeciej kadencji zmaleją i trzeba będzie oddać władzę. Ale PiS chce ją utrzymać za każdą cenę. Więc premier Mateusz Morawiecki szantażuje Komisję Europejską, że jeśli nie przedłuży zakazu wjazdu ukraińskich zbóż do pięciu unijnych krajów, to Polska, Węgry, Bułgaria, Słowacja i Rumunia ponownie zamkną swoje granice. Tak się umówiliśmy. Termin zakazu mija 15 września.
Niechcący realizujemy plan Putina.

Czytaj też: Nowy zbożowy szlak potrzebny od zaraz

Plan Putina

Plan Putina jest czytelny. Nie godząc się na dalszy bezpieczny eksport ukraińskiej żywności przez czarnomorskie porty, chciał znów przestraszyć europejskie społeczeństwa, zdestabilizować nastroje w unijnych krajach, skłócić nie tylko Polskę z Ukrainą, ale także poszczególne państwa Unii Europejskiej ze sobą. Na razie mu się to udaje.

Ale Rosji chodzi o coś jeszcze – o to, żeby w wyniku tego powszechnego strachu światowe ceny zboża znów poszły w górę, ponieważ od czasu agresji obniżyły się o ponad 20 proc. Traci na tym także Rosja, która walczy nie tylko z Ukrainą, ale z całym zachodnim światem. Bronią w tej wojnie jest m.in. żywność, choć wydawało się, że dużo wcześniej świat już się umówił, że tej akurat broni używał nie będzie. Nasza strona tej umowy przestrzegała. Przypomnijmy, że rosyjskie pomidory i ogórki, podobnie jak inne rodzaje produktów spożywczych, wjeżdżały bez przeszkód do Unii, także do Polski, mimo sankcji.

Rosja żadnych umów nie przestrzega. Do prowadzenia wojny, posługując się w niej także żywnością, starannie przygotowywała się od lat. Ubiegłoroczne plony rosyjskich zbóż zadziwiły świat, były bardzo wysokie, gdyż Rosja zwiększała powierzchnię upraw. Obecnie to ona jest największym światowym eksporterem zboża. Najwięcej na nim zarabia. To ona, wstrzymując jego eksport, może zagłodzić spory kawałek świata albo godząc się na transport przez Morze Czarne, łaskawie pozwolić się najeść, m.in. krajom Afryki Północnej czy Azji. Wcześniej dostarczała tam swoje zboże Ukraina, którą Rosja z tych rynków wypycha.

Ukraina nie wie, kiedy i czy będzie mogła przetransportować swój olej czy pszenicę do tych krajów, bo to zależy od Rosji. Rosja to wie, może zawierać z odbiorcami umowy, obligując się do dokładnych terminów dostaw. Putin więc sądzi, że wytarguje z Zachodem złagodzenie sankcji.

Czytaj też: Kto zarobił na ukraińskim zbożu? PiS myli tropy

Jaki jest plan Polski?

Eksperci od światowych rynków zbożowych, np. Bartosz Urbaniak, szef Bankowości Agro w banku BNP Paribas, przypuszczają więc, że Putin blefuje. Rosji zależy na wyższych cenach zboża, bo sama ma najwięcej do sprzedania. Kiedy ten cel osiągnie, statki z ziarnem, także ukraińskim, znów zaczną je z Ukrainy wywozić.

Ci sami doskonali eksperci nie umieją jednak odpowiedzieć na proste pytanie: jaki jest plan Polski? Jakie cele chce osiągnąć nasz rząd, szantażując Komisję Europejską ponownym zamknięciem granic? Bo przecież niewpuszczenie ukraińskiego zboża do Polski nie może być celem samym w sobie. Powinno raczej chodzić o to, żeby polscy rolnicy nie stali się ofiarami wojny Rosji z Ukrainą. Żeby bezpieczeństwo żywnościowe Polaków nie było zagrożone. Tego celu, zamykając granice, się jednak nie osiągnie. A żadnego celu Polska nie osiągnie w pojedynkę, nawet z cichym poparciem kilku małych członków UE.

Polscy rolnicy wzbogacili się dzięki Unii

I nie chodzi tu wcale o setki już miliardów euro dopłat dla rolników. Chodzi o coś jeszcze ważniejszego. Polska po wejściu do UE zyskała dostęp do całego rynku żywności chronionego przed innymi krajami szczątkowymi już cłami, ale też kontyngentami. Przed agresją rosyjską także Ukraina nie mogła na rynek wspólnoty sprzedać tyle żywności, ile była w stanie i ile by chciała. Import do UE ograniczały bowiem kontyngenty. Chroniły interesy głównie polskich rolników.

Te kontyngenty po wybuchu wojny zostały zniesione, żeby Ukrainie pomóc. Polski rząd, ten sam, który wskazał Janusza Wojciechowskiego na unijnego komisarza do spraw rolnictwa, nie wpadł na pomysł, że trzeba pilnie z Komisją Europejską rozmawiać, w jaki sposób przed ogromnym napływem tańszej od polskiej ukraińskiej żywności do UE chronić naszych rolników, bo to w nich głównie uderzy zniesienie kontyngentów. Rząd PiS z Brukselą nie rozmawia. Tupie i szczuje na „wyimaginowaną wspólnotę”, głosząc, że to objaw suwerenności. Działa przeciwko polskim interesom, bo skoro Polska rozmawiać nie chce, to Bruksela nie musi.

Czytaj też: „Ziarna gniewu”. Nastroje polskiej wsi

Zamykając granice, rezygnujemy z eksportu

Załóżmy, że po 15 września polski rząd spełni swoją groźbę i znów zamknie granice przed ukraińską żywnością. Co tym załatwimy? Polscy producenci zboża nie sprzedadzą go więcej ani nie uzyskają lepszej ceny, bo unijny rynek jest otwarty. Jak naczynia połączone. Tańsze ukraińskie zboże czy olej słonecznikowy i tak do nas trafi, a polscy konsumenci rozpaczać z tego powodu nie będą. Powstaje pytanie: komu sprzedamy zboże, które do tej pory wysyłaliśmy za granicę?

Pal licho zboże, eksportowaliśmy go niewiele. Ale byliśmy też głównym dostawcą na unijne rynki drobiu, owoców miękkich, w tym malin, jajek i wielu innych produktów żywnościowych, które teraz napływają z Ukrainy do całej Unii, nie tylko do Polski. Chętnie kupują je konsumenci wszystkich krajów UE, bo są tanie i dobrej jakości.

Ale w interesie całej Unii, jako wspólnoty właśnie, jest nie wystawiać polskich rolników na ten szok, pomóc im – i o to polski rząd powinien zabiegać. Obrażając się na Unię, to polskim rolnikom PiS odmraża uszy. Nie prosząc Unii o pomoc dla nich, wpycha ich w ramiona Konfederacji. To rolników polski rząd pozbawi głównego rynku zbytu, a kraj ponad 30 mld euro, jakie zarabialiśmy rocznie na eksporcie żywności.

Polski rząd, zamiast się obrażać, powinien kaptować sojusznikom i nareszcie zacząć liczyć. Nie tylko głosy wyborcze.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną