Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

System wysysania. PiS wyprowadził dla „swoich” miliardy ze spółek skarbu państwa

Najwyższa Izba Kontroli. Konferencja prasowa dot. wyników kontroli „Wybrane wydatki spółek z udziałem Skarbu Państwa i fundacji tworzonych przez te spółki oraz gospodarka finansowa i realizacja celów statutowych fundacji tworzonych przez te spółki”. Warszawa, 16 stycznia 2024 r. Najwyższa Izba Kontroli. Konferencja prasowa dot. wyników kontroli „Wybrane wydatki spółek z udziałem Skarbu Państwa i fundacji tworzonych przez te spółki oraz gospodarka finansowa i realizacja celów statutowych fundacji tworzonych przez te spółki”. Warszawa, 16 stycznia 2024 r. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl
PiS walczy z Adamem Bodnarem, ministrem sprawiedliwości, o kontrolę nad prokuraturą, ponieważ tylko wtedy pozostanie bezkarne. Odpartyjnienie prokuratur oznacza bowiem wszczęcie śledztw i perspektywę procesów, a potem wyroków. Za, mówiąc wprost, okradanie państwa.

Powodów do rozliczenia i ukarania ówcześnie rządzących jest wiele. Każdego dnia dowiadujemy się o kolejnych. Gdyby szpitale otrzymały tylko tyle pieniędzy, ile PiS wytransferowało z największych spółek skarbu państwa, może kolejki do zabiegów i operacji byłyby dziś krótsze, a pacjenci zdrowsi.

Czytaj także: Jak rozliczyć miliardową niegospodarność PiS. I komu można postawić prokuratorskie zarzuty

Z państwowego do prywatnego

Ostatni przykład, udokumentowany raportem NIK, to transfer publicznych pieniędzy z wielkich spółek kontrolowanych przez państwo do fundacji i różnego rodzaju firemek prywatnych. Za każdą z nich stoi tzw. beneficjent rzeczywisty związany z PiS. Ta partia stworzyła system taśmociągów wysysających pieniądze z firm publicznych do swoich. Teoretycznie to, co z tymi pieniędzmi robi wiele fundacji, mógł i powinien kontrolować minister kultury, czyli Piotr Gliński, bo ma takie uprawnienia, a nawet obowiązki. Nie robił tego, bo najwyraźniej wiedział, do czego ten system został stworzony.

Mechanizm systemu jest prosty. Największe spółki są kontrolowane przez polityków partii rządzącej, chociaż najczęściej państwo ma tam mniej niż 49 proc. udziałów. Reszta udziałowców jest rozproszona, to najczęściej są bowiem spółki giełdowe. W Orlenie skarb państwa ma 49 proc. udziałów. Państwo, czyli politycy, mają tam jednak pełnię władzy, ponieważ drobni akcjonariusze nie przychodzą na walne zgromadzenia spółki, nie interesują się jej zarządzaniem, chcą tylko, żeby ich papiery drożały.

Reklama