Świat

Populizm w polityce niekoniecznie się opłaca. Na przykładzie Niemiec

Niemcy staja się coraz bardziej podatni na populizm, ale o trzęsieniu ziemi mówić nie można. Niemcy staja się coraz bardziej podatni na populizm, ale o trzęsieniu ziemi mówić nie można. rey perezoso / Flickr CC by SA
Przynajmniej nie partiom środka. Używając haseł populistycznych, tracą więcej wyborców w niepopulistycznym segmencie, niż zyskują w populistycznym.

Populistyczna AfD weszła do Bundestagu, ale i tradycyjne partie zaczynają używać populistycznych haseł, by zyskać wyborców. Niemcy stają się coraz bardziej podatni na populizm, ale o trzęsieniu ziemi mówić nie można, przekonują autorzy najnowszego raportu na temat populizmu w Niemczech.

Czytaj także: Jak powstrzymać populistyczną prawicę w Europie

Co pokazały niemieckie badania na temat populizmu

Prawie co trzeci niemiecki wyborca jest podatny na populistyczne hasła. Ich liczba wzrosła w ciągu ostatniego roku, spadła natomiast liczba tych, którzy nadal myślą zdroworozsądkowo. Co ciekawe: trend dotknął zwłaszcza tych, którzy są zwolennikami politycznego środka. To wnioski najnowszego, drugiego z kolei, badania Populismus–Barometer 2018 Fundacji Bertelsmanna i Centrum Naukowego Berlin (WZB).

Naukowcy przebadali populizm niezależnie od jego zabarwienia ideologicznego (prawicowego czy lewicowego). „Wszyscy populiści wychodzą z założenia, że istnieje jednolity naród, który ma jasno określony jednolity interes, a naprzeciwko niego stoją elity, które ten interes zdradzają” – definiuje populizm jeden z twórców raportu dr Robert Verkamp. „Dopiero te ramy zapełniane są treścią albo prawicową, albo lewicową” – wyjaśnia naukowiec. Za cechy populizmu przyjęli: nieliberalne wyobrażenie demokracji, symbolizowane przez trzy wymiary: nacisk na suwerenność narodu, odrzucenie pluralizmu i sprzeciw wobec „establishmentu”. W zależności od postrzegania tych kwestii wyborcy zostali zakwalifikowani jako niepodatni na hasła populistyczne, częściowo podatni lub podatni wyraźnie na takie hasła.

Dwie trzecie odporne na populizm

Raport wskazuje wyraźny trend we wszystkich segmentach: w pierwszym liczba spadła o 10 punktów procentowych, liczba w drugiej wzrosła o 6 punktów, w ostatniej – wzrosła o 4 punkty procentowe. „Można na to spojrzeć też inaczej – dwie trzecie społeczeństwa są na populizm odporne albo mało podatne” – studzi sytuację Robert Verkamp. „To nie dramat, trzęsienie ziemi, ale wyraźna, powolna, wkradającą się tendencja”.

Interesujący szczegół: podatność na populizm wzrasta zarówno wśród prawicowych, jak i lewicowych wyborców, jednak szczególnie nie wśród zwolenników skrajnych ugrupowań, ale wśród wyborców partii politycznego środka. Dziś co ósmego zwolennika CDU/CSU, SPD czy FDP uznać można za jednoznacznie popierającego populizm. Niby nadal niedużo – ale wzrost tej grupy jest największy: od poprzednich wyborów politycznych liczba takich wyborców zwiększyła się aż o 14 procent. Tylko 10 procent zwolenników politycznego środka jest całkowicie odpornych na populistyczne hasła. Obowiązuje zależność: im wyższe wykształcenie i dochody, tym mniejsza podatność na populizm.

Czytaj także: Politycy wiedzą, co mówić, by pociągnąć za sobą tłumy

Populizm nie zawsze popłaca

Zestawienie wyników Populismus-Barometer 2018 i wyników sondaży wyborczych pokazuje inną interesującą zależność. Populizm nie zawsze popłaca – przynajmniej nie partiom środka. Używając haseł populistycznych, tracą one więcej wyborców w niepopulistycznym segmencie, niż zyskują w populistycznym. Na mylnej strategii najwięcej tracą koalicyjne partie CDU/CSU (ta ostatnia w Bawarii) i SPD – bynajmniej nie w największym stopniu na rzecz AfD.

Czytaj także: AfD – partia, która przyciąga rozczarowanych

Populizm nie wystarcza

Największy wzrost notowań uzyskali ostatnio „Zieloni”, wśród których zwolenników jest obecnie najwięcej wyborców „niepopulistycznych” (70 proc.). Wzrost w sondażach zanotowała również „Lewica” („Die Linke”) – choć akurat wśród jej wyborców znajduje się sporo populistów. Tych z kolei chce zagospodarować nowy lewicowy, skrajny i populistyczny ruch, już uznawany za lewicowy odpowiednik AfD – „Aufstehen” („Powstań”), utworzony po rozłamie „Die Linke”. Co nie zaskakuje nawet laików, najwięcej populistów (ponad 70 proc.) jest wśród wyborców AfD. Co więcej – większość z wyborców do tej partii nie przekonały jej hasła prawicowe i antyimigranckie, ale właśnie populistyczne.

W obecnej sytuacji AfD na populizmie – inaczej niż partie koalicyjne – zyskuje. Choć nie jest to trend nieograniczony, jak pokazują badania. Wśród pytań zadanych respondentom było również i „na jakie partie nigdy Pan/Pani nie zagłosuje”. W wypadku partii tradycyjnych „nie” powiedziało od 20 do 30 procent zapytanych. W przypadku AfD było ich aż 71 proc. (reszta niekoniecznie wybrałaby AfD teraz, ale nie negowała jednoznacznie takiej możliwości w przyszłości). Naukowcy nazwali tę granicę „szklanym sufitem”. „Żeby wyborcy z tej puli 71 procent kiedykolwiek zmienili zdanie, AfD nie wystarczy populizm, ale musiałaby ona ulec całkowitej przemianie”, twierdzi Robert Verkamp.

Tradycyjne partie na własne życzenie doprowadziły do wzrostu znaczenia partii populistycznych, oceniają autorzy Barometru. „Pozwoliły, by populiści zawłaszczyli większość ważnych tematów” – piszą autorzy opracowania. Takich, jak budownictwo mieszkaniowe czy ochrona socjalna, na które reagują wyborcy zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej. Partie środka niewystarczająco się na nich skupiły, tracąc wyborców na rzecz partii populistycznych. Podobnym błędem było nieporuszenie tematyki europejskiej. Jak pokazują badania – w Niemczech, inaczej niż np. w Polsce czy na Węgrzech, nawet populistyczni wyborcy nie są silnie antyeuropejscy, a większość obywateli jest za silniejszą Unią Europejską.

Czytaj także: Prof. Harvardu Grzegorz Ekiert o stanie polskiej demokracji

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama