Europarlament zatwierdził dziś rozporządzenie „pieniądze za praworządność”, a główne frakcje opowiedziały się także za resztą pakietu budżetowego. I choć wyniki niektórych głosowań zdalnych (ze względu na pandemię) będą podawane do późnego wieczora, to europoselskie „tak” m.in. dla siedmiolatki budżetowej 2021–27 jest już gwarantowane. Jednak deklaracja interpretacyjna dołączona na ostatnim szczycie UE, by uchylić weto Polski i Węgier, wywołała ogromne zastrzeżenia odzwierciedlone w odrębnej, lecz niewiążącej prawnie rezolucji PE.
Jerzy Baczyński: Ani weta, ani śmierci. Zostało sporo wstydu
„Bardzo śliska droga ustępstw”
Na ostatnim szczycie jedynym prawdziwym ustępstwem wobec premierów Mateusza Morawieckiego i Viktora Orbána była obietnica odroczenia postępowań sankcyjnych związanych z praworządnością. Złożona na dwa sposoby. Po pierwsze, Komisja Europejska ze sfinalizowaniem wytycznych do rozporządzenia poczeka do wyroku TSUE, gdzie reformę chcą skierować Polska i Węgry. Po drugie – poprzez zapowiedź, że ewentualne kary będą dotyczyć wyłącznie płatności z zobowiązań zaciągniętych po 2020 r. A to w polityce spójności wyłącza wiele faktur spłacanych przez Brukselę aż do 2023 r. za projekty zatwierdzone do końca grudnia.
„To bardzo śliska droga. Komisja Europejska jest strażniczką traktatów i nie można jej narzucać jakichś interpretacji” – protestowała dziś holenderska liberałka Sophie in’t Veld.
„Rozumiem, że istnieje obawa w sprawie opóźnienia stosowania rozporządzenia.