Świat

„Misja pokojowa” na Ukrainie. O co chodzi Kaczyńskiemu?

Spotkanie Petra Fiali, Janeza Janšy, Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim Spotkanie Petra Fiali, Janeza Janšy, Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim Ukrainian Presidential Press Service / Reuters / Forum
Mówienie o zbrojnym zaangażowaniu państw NATO w wojnę na Ukrainie bez jasnego planu działania i poparcia sojuszników jest igraniem z perspektywą wybuchu III wojny światowej.

Mimo wielu pytań i wątpliwości sam wyjazd trzech premierów (i jednego wicepremiera) Czech, Polski i Słowenii do Kijowa to wartościowe wsparcie dla Ukraińców broniących się przed rosyjską agresją. To ważne, że z ust polityków państw Unii Europejskiej i NATO padają słowa solidarności, propozycje konkretnego wsparcia humanitarnego, eksportu broni defensywnej i ofensywnej oraz kolejnych sankcji wobec agresora. Istotne i symboliczne jest także to, że te słowa padają z Kijowa, miejsca, w którym prezydent Wołodymyr Zełenski dowodzi bohaterską i niezwykle skuteczną obroną kraju przed wojskami wysłanymi przez prezydenta Rosji.

Czytaj też: Raport z frontu. Czekanie na przełom

Potrzebne wsparcie dla Ukrainy

Wsparcie dla Ukrainy jest tym bardziej potrzebne, że rosyjska agresja każdego dnia coraz bardziej obraca się przeciwko ludności cywilnej. Codziennie słyszymy o kolejnych ofiarach, uderzeniach w bloki mieszkalne, szpitale, szkoły. W wyniku bombardowań giną niewinni ludzie, w tym dzieci, co pozostanie hańbą dla Władimira Putina i – miejmy nadzieję – przedmiotem procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Wielu dyktatorów i zbrodniarzy wojennych, chociażby z czasów wojen na Bałkanach, drwiło z jego jurysdykcji, a potem kończyli jako skazańcy w więzieniach.

Należy się także cieszyć, że z pomysłem wyszli politycy z naszego regionu – słyszymy, że inicjatorem wyjazdu był szef rządu Słowenii Janez Janša. Dobrze by było, gdyby dało się do niego wciągnąć przedstawicieli Europy Zachodniej, żeby uczynić z niego więcej niż regionalne przedsięwzięcie. To na pewno przyniosłoby większą skuteczność, tak jak to było w przypadku polsko-szwedzkiej inicjatywy Partnerstwa Wschodniego. W innym wypadku może się okazać – i już słyszymy takie tony w słowach Mateusza Morawieckiego – że zamiast narzędziem realnej pomocy dla Ukrainy kijowska wyprawa stanie się kolejną okazją do dzielenia, a nie łączenia sojuszników oraz zwalania winy za wszelkie nieszczęścia, jakie spotykają Ukrainę i Ukraińców, na Unię Europejską, Niemców etc.

Szczerek: Lecę do schronu! Ukraina walczy z całym poświęceniem

Kaczyński „wzywa do podjęcia sprawy”

Natomiast ogłoszony w Kijowie pomysł Jarosława Kaczyńskiego to już zupełnie inna sprawa. Wicepremier ds. bezpieczeństwa i prezes PiS mówił o potrzebie ustanowienia „misji pokojowej NATO, ewentualnie jeszcze jakiegoś szerszego układu międzynarodowego”. Miałaby to być „taka misja, która będzie w stanie także się obronić i która będzie działała na terenie Ukrainy”. Czyli chodziłoby nie tylko o ustanowienie strefy zakazu lotów, czyli zestrzeliwanie rosyjskich samolotów, ale także wprowadzenie wojsk państw NATO na teren ogarniętej wojną Ukrainy.

Dopytywany przez dziennikarzy o szczegóły Kaczyński w swoim stylu powtarzał tylko, że to „wezwanie do podjęcia sprawy” i „mówienie o szczegółach jest przedwczesne”, a kwestia była dyskutowana w jakichś nieujawnionych gremiach innych niż NATO.

Z wielu powodów tego rodzaju dywagacje na konferencji prasowej, bo trudno to inaczej nazwać, są nie tylko niepotrzebne, ale mogą być bardzo szkodliwe. Na początek: samo zdradzenie pomysłu na wstępnym etapie, kiedy nie został on jeszcze dopieczony, wymyślony w szczegółach i poparty przez kluczowych sojuszników, jest przeciwskuteczne. Pokazała to sprawa przekazania Ukrainie migów z Polski, Słowacji i Bułgarii, która nie doszła do skutku właśnie dlatego, że została przedwcześnie ogłoszona. Potem już tego błędu nie dało się naprawić i sprawa upadła, a wszystkie strony – Polska, Unia, USA, Ukraina – wzajemnie obwiniały się za fiasko tego pomysłu.

Czytaj też: Heroiczny Charków. Rosjan powitały koktajle Mołotowa

Misja pokojowa na wojnie?

Kolejna sprawa: trudno sobie wyobrazić misję pokojową w kraju ogarniętym gorącą wojną. Misje pokojowe zwykle wprowadza się na zupełnie innym etapie, gdy działania wojenne ustały, istnieje jakaś linia demarkacyjna, a wojska pokojowe o międzynarodowym mandacie mają pilnować przestrzegania warunków zawieszenia broni. W innym wypadku wojska, które wejdą na obszar toczących się działań zbrojnych, nie są żadną misją pokojową, tylko po prostu oddziałami biorącymi udział w konflikcie po jednej z jego stron.

I tu dotykamy najważniejszego problemu. Zarówno stworzenie strefy zakazu lotów, jak i wprowadzenie na Ukrainę oddziałów zbrojnych – bo tak chyba należy rozumieć propozycję Kaczyńskiego – oznacza bezpośredni konflikt zbrojny między NATO i jej państwami członkowskimi a Rosją. Ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami i pamiętając wciąż, że mamy do czynienia z państwem dysponującym arsenałem atomowym. Mówienie o tym bez jasnego planu działania i poparcia sojuszników jest igraniem z perspektywą wybuchu III wojny światowej.

Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że na obecnym etapie w państwach NATO – europejskich, w Berlinie, Paryżu czy Londynie, ale także w Waszyngtonie – nie ma poparcia dla tego rodzaju działań. Co ciekawe, pomysłu nie podjął też Wołodymyr Zełenski, który przecież od wielu dni publicznie apeluje o ustanowienie strefy zakazu lotów.

Czytaj też: Były prezydent Estonii o Rosji, która musi ponieść klęskę

Tani radykalizm

Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z popisywaniem się tanim radykalizmem: tanim, bo same słowa wypowiadane na konferencji prasowej nic nie kosztują, a mogą przynieść poklask części elektoratu i może jakieś punkty wyborcze. Możemy się spodziewać, że w najbliższych dniach w pisowskich mediach będziemy słuchać tysięcznych analiz o „planie Kaczyńskiego” i o tym, że tchórzliwi partnerzy z Zachodu nie chcieli go podjąć.

Oczywiście wiele może się jeszcze zmienić. Wojna na Ukrainie trwa, a konflikty zbrojne są nieprzewidywalne i prowadzą do niespodziewanych konsekwencji. Być może NATO będzie się musiało bezpośrednio bronić przed rosyjską agresją. W przyszłości możliwych jest wiele scenariuszy, w tym i taki, w którym agresja Rosji ulegnie dalszej eskalacji, ataki na ludność cywilną jeszcze się nasilą i będą przynosiły więcej ofiar. Przykłady Groznego i Aleppo pokazują, że rosyjska armia nie pokazała jeszcze pełni swoich złowrogich możliwości. I w takiej sytuacji pozycja państw NATO może się zmienić, a jakaś forma większego zaangażowania w konflikt będzie brana pod uwagę. Ale wtedy na pewno nie odbędzie się to w formie luźnych i nieuzgodnionych z nikim dywagacji na konferencji prasowej.

Czytaj też: Wojna się przybliżyła. NATO będzie musiało się bronić?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną