Położony w północno-wschodniej części Włoch łańcuch górski jest jednym z największych magnesów turystycznych na Półwyspie Apenińskim. Według danych włoskiego rządu tylko między czerwcem i wrześniem każdego roku odwiedza go aż 4 mln osób. Dla gospodarki to ogromny zastrzyk, dla środowiska spore obciążenie. Samorządowcy alarmują, że chętnych na trekking jest coraz więcej, w dodatku nie przepadają za transportem zbiorowym.
Według danych władz regionu Trydent-Górna Adyga 89 proc. turystów przyjeżdża w Dolomity własnymi samochodami. Środowisko próbowano chronić m.in. poprzez nadanie górom statusu dziedzictwa kulturowego UNESCO w 2009 r. To jednak tylko zwiększyło zainteresowanie regionem – od tego czasu liczba gości wzrosła tu o 10 proc.
Dolomity. Akcja ratunkowa i poszukiwawcza
Sumując w całość obciążenie turystyczne, zanieczyszczenie powietrza i przede wszystkim przetaczającą się właśnie przez Włochy falę upałów, widać jak na dłoni, że katastrofa tego typu była tylko kwestią czasu. Fragment czapy lodowca Marmolada, najwyższego szczytu w okolicy, osunął się w niedzielę. Lawina ruszyła na wysokości 2800 m n.p.m. i pokonała ponad pół kilometra z prędkością 300 km/h.
Akcja ratunkowa powoli przekształca się w poszukiwawczą, bo prawdopodobieństwo przeżycia zaginionych osób prawie 48 godzin od katastrofy maleje z każdą minutą. Dotychczas udało się zidentyfikować dwie ofiary śmiertelne, część rannych jest w ciężkim stanie. Służby chwytają się wszelkich sposobów na ustalenie tożsamości turystów. Sprawdzane są m.in. dane właścicieli samochodów pozostawionych na parkingach w pobliskich miasteczkach i przed schroniskami. Cztery z nich wciąż nie zostały zidentyfikowane. Nie można wykluczyć, że należą do gości z zagranicy, co utrudnia poszukiwania.
Zaraz po katastrofie z mediami spotkał się premier Włoch Mario Draghi. Przekazał wyrazy współczucia i kondolencje dla rodzin ofiar, podziękował służbom ratowniczym. Jednoznacznie stwierdził, że oderwanie się części lodowca, jednego z najbardziej rozpoznawalnych elementów krajobrazu w Dolomitach, „wynika z pogorszenia się warunków środowiskowych i sytuacji klimatycznej”. Zapewnił, choć bez konkretów, że rząd przyjrzy się sprawie i wprowadzi narzędzia, które mają zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
Czytaj też: Skąd te tragedie w Tatrach?
Dolomity w rekordowym upale
Prawdopodobny wydaje się scenariusz czasowego zamknięcia szlaków, wprowadzenia limitów turystów, być może zakazu wjazdu samochodem na pewne obszary podnóża. Klimatu to jednak nie uzdrowi ani nie powstrzyma kolejnych katastrof.
Już tegoroczne lato może przynieść ich więcej. Włochy cierpią teraz z powodu gigantycznych upałów, w wielu miejscach rekordowych. Temperatura na Sardynii i Sycylii przekracza 42 st., w centrum Rzymu 40 st. Podobnie jest w Toskanii i Apulii. Nawet na północy, w regionach górskich, jak wspominany Trydent, temperatura w ubiegłym tygodniu rzadko spadała poniżej 30 st. Prognozy wskazują, że to nie ostatnia fala gorąca na półwyspie – lipiec i sierpień też będą upalne.
Do czego to może doprowadzić? Zaledwie kilka godzin po tragedii w internecie pojawiły się dwa nagrania pokazujące skalę tragedii. Na jednym z nich, nakręconym kilkadziesiąt metrów od głównego strumienia lawiny, widać ogromną masę lodu, wody i skał przetaczającą się przez zbocze Marmolady. Poniżej, równolegle od lawiny, dwójka wspinaczy nadal posuwa się w górę po szlaku prowizorycznie wytyczonym w jęzorze śniegu. Jeszcze większe wrażenie robi nagranie ze schroniska Capanna di Ghiaccio pod szczytem. Uchwyciło moment, w którym lawina nabiera masy, a przez to i prędkości. Pojedyncze kamienie leciały w kierunku dachu placówki, widać trzęsące się ustawione na zewnątrz stoliki. Kamienno-lodową masę dało się zobaczyć też spoza masywu. Na zdjęciach zarejestrowali ją turyści z parkingów często oddalonych o kilkanaście kilometrów od szlaków.
Klimat. Mały plaster na wielką ranę
Glacjolodzy z Trydenckiego Stowarzyszenia Alpinistycznego, lokalnej organizacji promującej turystykę wysokogórską i monitorującej zmiany klimatyczne w Dolomitach, alarmują, że na szczycie Marmolady sytuacja była trudna już od wielu tygodni. Choć masyw dochodzi do wysokości 3343 m.n.p.m., od 10 maja zanotowano tam jedynie sześć dni, gdy temperatura spadła poniżej zera. To anomalia, wcześniej temperatury w okolicach wierzchołka, nawet w lecie, rzadko dochodziły do obecnego poziomu 5–6 st. A już na pewno nie działo się to tak wcześnie (na przełomie maja i czerwca) i nie trwało tak długo (ponad miesiąc).
Przez upał topnieją podstawy czapy lodowej, uwolniona z nich woda tworzy strumienie, które sukcesywnie podmywają strukturę, aż w pewnym momencie staje się tak krucha, że pod wpływem grawitacji urywa się i osuwa, tak jak stało się to w niedzielę.
W tej chwili nie ma jeszcze nawet nieoficjalnych wzmianek o ewentualnym przerwaniu akcji ratunkowej. Liczba ofiar zapewne wzrośnie. Teren jest trudny dla ratowników, a upał nie ustaje. Nie ma gwarancji, że od pozostałej, szerokiej na 200 m i wysokiej na 60 m czapy lodowej nie oderwie się kolejny element. Ustawiona pod kątem 45 st. płaszczyzna, głęboka na 80 m, to teraz wielka niewiadoma. Odwrotnie, niestety, niż losy lodowców w Dolomitach i Alpach – klimat ociepla się w zastraszającym tempie, a wytyczenie nowych szlaków czy punktowe restrykcje emisyjne to tylko mały plaster na wielką ranę. Przyszłość włoskich gór, nie tylko z punktu widzenia turystów, rysuje się w barwach ciemnej pomarańczy i czerwieni – meteorologicznych barw gorąca. Zimno na szczyty nie wróci jeszcze długo, może nigdy.