Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

483. dzień wojny. Adskaja Utka, czyli bezużyteczne Su-34. Największe rozczarowanie rosyjskiego lotnictwa

Różne typy Su-34 na moskiewskim niebie z okazji Dnia Zwycięstwa, 2021 r. Różne typy Su-34 na moskiewskim niebie z okazji Dnia Zwycięstwa, 2021 r. Anton Novoderezhkin / Forum
W trwającej obecnie ofensywie rosyjskie lotnictwo mogłoby odegrać znaczną rolę w powstrzymaniu Ukraińców, ale na szczęście dla nas ich sztandarowy bombowiec Su-34 nie nadaje się do niczego.
.Polityka .
.Karolina Żelazińska/Polityka .

Ukraińscy oficjele wciąż podkreślają, że główna część ofensywy dopiero ma ruszyć, na razie nacierające wojska ukraińskie posuwają się bardzo powoli. Największe postępy poczyniono jak dotąd na południe od Wełykiej Nowosiłki, choć nie zdobyto żadnych nowych miejscowości. Owo bardzo powolne przedzieranie się ukraińskich wojsk niepokoi i nawet ukraińska wiceminister obrony Hanna Malar mówi o komplikacjach, na jakie natrafiły wojska ukraińskie. Rosjanie zbudowali pas umocnień jak pod Verdun i w tej wojnie lądowej przy nieobecności lotnictwa niebędącego w stanie odegrać znaczącej roli w toczącym się konflikcie efekty są jak w czasie słynnych ofensyw pod Passchendaele w rejonie Ypres w 1916 r. Na tym etapie wszyscy rozumieją, że konieczne jest wprowadzenie do walki zachodnich samolotów bojowych, ale ukraińscy piloci muszą się nauczyć ich używać tak jak piloci NATO, bo inaczej i z tego nic nie będzie. Tworzenie odpowiedniego środowiska przełamywania obrony powietrznej Rosjan będzie podstawą ich sukcesu, później to kwestia efektywnego rozpoznania i precyzyjnych uderzeń.

Czytaj także: Wreszcie F-16. To może być przełom, ale pod pewnymi warunkami

Gwiazda pokazów Su-27

W drugiej połowie lat 80. i pierwszej lat 90. panowała powszechna fascynacja sowieckim myśliwcem Su-27. Był niekwestionowaną gwiazdą pokazów, na których demonstrowano jego supermanewrowość, w tym „dzwony” czy „kobrę Pugaczowa”. Były to efektowne, zapierające dech w piersiach manewry, choć kompletnie w walce bezużyteczne. Na pokazach z udziałem Su-27 zachwycona publiczność wyła jak na koncertach Elvisa Presleya.

I w tej atmosferze w momencie upadku komuny napisałem do ówczesnej „Skrzydlatej Polski”, jedynego wówczas czasopisma lotniczego, nieśmiały artykuł mówiący o wielu wadach Su-27. Że płatowiec jest duży, a zatem ma potężne echo radarowe, że jego jednowymiarowe uzbrojenie wyłącznie do walk powietrznych powoduje, że jest to samolot jednozadaniowy, podczas gdy epoka maszyn wyspecjalizowanych już minęła itd. Miałem wówczas szczątkową wiedzę o tych samolotach, bo przecież był rok 1989, PRL właśnie przestawał istnieć, Układ Warszawski istniał już tylko na papierze, a i w ZSRR się wszystko sypało. Tak się składa, że w tym ostatnim momencie, w 1988 r., mieliśmy okazję odwiedzić ówczesną sowiecką bazę Kluczewo, gdzie z dumą pokazano nam to cudo – niezwyciężony myśliwiec Su-27. W Kluczewie stacjonował 159. Noworosyjski Pułk Lotnictwa Myśliwskiego Gwardii, a nasze dowództwo załatwiło nam tam wycieczkę. Było to ciekawe, bo kontaktów z Sowietami było tyle, co kot napłakał. Pod tym względem NATO jest całkowicie inne, tu bez przerwy są wizyty, wspólne ćwiczenia, wymiany, szkolenia…

Czytaj także: Nadciągają nowe rosyjskie myśliwce. Mamy się czego bać

Kabina Su-27 rozczarowała – niemal identyczna z Su-22, te same przyrządy. Żadnych monitorów, choć na Zachodzie pojawiały się już czarno-białe tuby katodowe prezentujące dużo więcej informacji. Potem okazało się, że całe paliwo mieści się w zbiornikach wewnętrznych, więc żeby móc wykonywać swoje niesamowite manewry, samolot musi wypalić jego znaczną większość – z tym paliwem był ociężały i podatny na przeciągnięcia. Ot, i tajemnica pokazów – Su-27 startowały do nich z niemal pustymi zbiornikami, z minimalnym zapasem, odchudzone tym samym o ładnych kilka ton. Obejrzałem też kabinę i zdębiałem: a gdzie pulpit obsługi systemów zakłóceń? Nie było. Te same co w Su-22 pulpity obsługi urządzeń nawigacyjnych, tyle że na przyciskach zamiast sześciu zaprogramowanych punktów zwrotnych trasy – dziesięć, czyli system nieznacznie ulepszony, ale podobny. A zatem w awionice bez rewelacji.

Napisałem więc artykuł, który został opublikowany po krótkim wahaniu, bo czy można krytykować sowiecką technikę? Takie zawahania pojawiały się jeszcze siłą bezwładu, choć cenzury już nie było. To, co jednak nastąpiło po publikacji, zaskoczyło wszystkich. Liczba gniewnych listów zaczynających się od słów: „Co za bzdury!”, jakie przyszły do redakcji, przekroczyła wszelkie wyobrażenia (nie było internetu, ludzie wysyłali swoje komentarze pocztą). Taki był podziw dla Su-27!

Wielkie oszustwo rosyjskich konstruktorów

Ten urok Su-27, jaki padł na połowę Polaków, którzy przecież wielbicielami ZSRR nie byli, był jeszcze silniejszy za naszą wschodnią granicą, gdzie zachwyty nad myśliwcem sięgnęły zenitu. Polityczne władze państwowe były przekonane, że Su-27 to cudowny samolot, niepokonany. Na tej fali na jego bazie postanowiono zbudować myśliwiec obrony powietrznej Su-30, samolot pokładowy na lotniskowce Su-33, bombowiec taktyczny Su-34 i wielozadaniowy myśliwsko-bombowy Su-35. Początkowo nosiły one inne oznaczenia: Su-27K (Su-33), Su-27IB (Su-34) i Su-27M (Su-35), a Su-30 wyewoluował w kierunku dwumiejscowego samolotu wielozadaniowego Su-30SM.

Wszystkie te samoloty były obarczone wadami Su-27. Były wielkie jak stodoła, co przy braku cech utrudnionej wykrywalności powoduje, że wrogie radary widzą je z dużej odległości. Ich awionika pokładowa pozostawia wiele do życzenia, o czym powiemy przy okazji samego Su-34. Samolot jest podatny na groźne, trudne do zidentyfikowania głębokie przeciągnięcie (deep stall), co z tragicznym skutkiem zademonstrowała nam w Radomiu białoruska załoga w czasie Air Show 2009. Samolot jest też kosztowny w zakupie i eksploatacji.

Czytaj także: Rosjanie nie potrafią latać? Cztery kuriozalne przykłady

Zamiast więc u schyłku ZSRR pójść w kierunku opracowania nowego myśliwca o cechach utrudnionej wykrywalności, mniejszego i opartego na głęboko zintegrowanym systemie pokładowej elektroniki z możliwością szerokiej wymiany danych taktycznych, forsowano rozwój Su-27 we wszystkich możliwych kierunkach. A sowieccy przywódcy byli przekonani, że zapełnią lotnictwo Sił Powietrznych superefektywnymi samolotami bojowymi, bo przecież wyjściowy Su-27 jest podziwiany na całym świecie. Tymczasem wprowadzili do uzbrojenia kosztowne buble, z Su-34 na czele tej wybrakowanej stawki.

Su-34 – największe rozczarowanie rosyjskiego lotnictwa

Su-34 miał być następcą bombowca Su-24, zdolnym do wykonywania głębokich uderzeń na obiekty wroga położone daleko od linii frontu. Samolot ma wielki udźwig uzbrojenia i miał otrzymać skuteczny system zakłóceń ł-175 Chibiny. Okazuje się jednak, że ten rozbudowany dość system, który miał w założeniu stawiać zakłócenia osłaniające całą grupę samolotów jak na amerykańskich EA-18G Growler, zupełnie nie spełnia swojego zadania. Gdzie tam chibinom do AN/ALQ-99F Tactical Jamming System (TJS). Su-34 są zestrzeliwane nawet przez ekssowieckie systemy przeciwlotnicze, bo nawet ich chibiny nie zakłócają efektywnie.

Druga sprawa, że Su-34 nie mają zasobników celowniczych pozwalających im na operowanie na dużych wysokościach. Pierwotnie próbowano zbudować własny zasobnik tego typu – Sapsan. Ale Sapsan okazał się być porażką, więc w 2013 r. udało się kupić licencję na francuski zasobnik Thales Damocles. Wprowadzone sankcje szybko jednak zagroziły jego produkcji, powstało ledwie kilka sztuk rosyjskich damoclesów, nim z braku komponentów produkcja stanęła. No i obecnie Su-34 nie są w stanie używać bomb kierowanych laserowo ani nie mogą samodzielnie poszukiwać celów z dużej wysokości. W zasadzie wyklucza to też użycie bomb kierowanych telewizyjnie KAB-500Kr, bo uruchomienie ich kamery dla odnalezienia celu do ataku wiąże się z uruchomieniem żyroskopów i innych systemów bomby, które mogą pracować dość krótko przed zrzutem. Natomiast bomby kierowane odbiornikiem GPS mogą być na Su-34 programowane tylko przed startem, co bardzo ogranicza ich użycie. W ogóle Su-34 nie ma skutecznego systemu wymiany informacji, został zbudowany na zasadzie samotnego wojownika. Jako jedyny samolot na świecie ma nawet dodatkowy radar obserwujący tylną półsferę, w wielkim „żądle” z tyłu kadłuba, co pokazuje, że na informacje transmitowane z zewnątrz załoga liczyć nie może. Żadnego systemu jak natowski Link 16 dającego odpowiednią świadomość sytuacyjną. Ten radar przypomina zęby w tyłku tygrysa… Na wszelki wypadek!

Czytaj także: Rosyjskie lotnictwo może wrócić niedługo do gry. Niestety

Rezultat jest taki, że w Ukrainie Su-34 ruszają do walki obwieszone niekierowanymi bombami i atakują z małych wysokości. Był okres, że bombardowały miasta z dużej wysokości, bez większego celowania, bo w mieście zawsze się w coś trafi. Ale przydatność tych samolotów do zadawania realnych strat wojskom ukraińskim i obiektom na zapleczu jest praktycznie żadna. Obecnie Su-34 operują nie dalej niż sama linia frontu, nad tereny kontrolowane przez ukraińskie wojska się na wszelki wypadek nie zapuszczają. A przecież były projektowane do głębokich uderzeń na wroga daleko za linią frontu.

Na małych wysokościach samoloty te są mocno narażone na ogień wszelkich środków przeciwlotniczych, w tym przenośnych odpalanych z ramienia (Stinger na przykład), którymi wojska są solidnie nasycone. W efekcie potwierdzono fotograficznie stratę 21 Su-34 ze 130 posiadanych na początku konfliktu, nie jest jednak wykluczone, że liczba faktycznie straconych jest nieco większa, bo przecież nie wszystkie straty zdołano udokumentować. Spadła więc niemal piąta część posiadanych przez Rosjan bombowców taktycznych przy niemal zerowym efekcie ich działania.

Czytaj także: Z rury w samolot, czyli groźne MANPADS-y

Niezdolność rosyjskiego lotnictwa do wykorzystania posiadanej przewagi w powietrzu, do pokonania ukraińskiej obrony powietrznej i wykonania serii precyzyjnych uderzeń w strefie przyfrontowej oraz na głębszym zapleczu jest powalająca, ale z drugiej strony cieszy. Można powiedzieć, że mamy dużo szczęścia, że Rosja ma takie knoty jak Su-34, który sami Rosjanie nazywają z przekąsem „Utienok” czy „Utkonos” – kaczątko lub dziobak, a to z racji kształtu nosa samolotu. Najbardziej nam się jednak podoba określenie „Adskaja Utka”, czyli „piekielna kaczka”.

Książka „Wojna w Ukrainie” Michała i Jacka Fiszerów do kupienia na Sklep.polityka.pl. Autorzy omawiają w niej wydarzenia, jakie doprowadziły do tego konfliktu, opisują jego tło oraz przebieg, na ile jest obecnie znany. Jest bowiem sprawą oczywistą, że co do wielu zdarzeń, bitew i epizodów wiedza jest na razie fragmentaryczna, niedokładna, nie do końca zweryfikowana, wszak wojna trwa. Na ile jednak było to możliwe, zebrano wszelkie dostępne informacje z wiarygodnych źródeł, tworząc pewne kompendium wojny do końca września 2022 r.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną