Najpierw wybuchły pagery, potem wybuchnie wojna? Jak i po co Izrael upokorzył Hezbollah
W piątek Izrael przeprowadził serię ataków na południową dzielnicę Dahija, uważaną za bastion Hezbollahu. Zginąć miał jeden z przywódców tej organizacji i co najmniej cztery inne osoby. Hezbollah odpalił dziś z kolei ponad 150 rakiet na północną część Izraela.
Najpierw małe przypomnienie: wojna na północy Izraela i południu Libanu od ponad 11 miesięcy jest już faktem. Od 8 października zeszłego roku siły Hezbollahu prowadzą niemal nieustanny ostrzał tych terenów, Izrael przeprowadza ataki na południu Libanu. W użyciu są rakiety i drony, a ok. 60 tys. mieszkańców północnego Izraela nie może wrócić do domów. W Libanie zginęło do tej pory blisko 600 osób, w większości bojowników Hezbollahu, na północy Izraela – prawie 30 żołnierzy i tyle samo cywilów. Kilka dni temu izraelska armia zrzuciła także napisane po arabsku ulotki zalecające mieszkańcom jednej z przygranicznych miejscowości w Libanie ewakuację. „Nie wracajcie przed końcem wojny”, napisano. Wojna jest już więc faktem, pytanie: czy za operacjami z powietrza nastąpi uderzenie lądowe? Wydaje się to bardzo prawdopodobnym scenariuszem. Jak do tego doszło?
Wybuchające pagery: płacz i śmiech
Tlący się od prawie roku konflikt na północy Izraela z pełną mocą może wybuchnąć za sprawą serii eksplozji urządzeń elektronicznych w Libanie. We wtorek w mateczniku Hezbollahu na południu kraju oraz w szyickich dzielnicach Bejrutu w ciągu 40 min eksplodowały pagery, w środę to samo stało się z używanymi przez członków tej organizacji krótkofalówkami. Eksplozje zarejestrowano w ciągu kilku godzin. Można to śmiało nazwać skoordynowaną operacją; wybuchy nastąpiły w tym samym czasie, w urządzeniach tego samego typu. Na pewno nie był to ani przypadek, ani wada sprzętu.
Hezbollah przyznał, że od wtorku zginęło 38 jego członków, blisko 3 tys. osób zostało rannych. Niemal pół tysiąca osób powiązanych z Hezbollahem straciło co najmniej jedno oko, o czym poinformowała jedna z saudyjskich telewizji. W mediach społecznościowych krążą też zdjęcia poważnych obrażeń okolic krocza, gdyż właściciele urządzeń nosili je głównie w kieszeniach. – Takie zdalne obrzezanie, dosłownie dostali w miękkie podbrzusze – mówi „Polityce” tuż po informacji o wybuchających pagerach jeden z Izraelczyków, wyborca premiera Beniamina Netanjahu.
Nie wszyscy jednak podzielają entuzjazm i radość z tej akcji. – Atak na urządzenia elektroniczne w Libanie, w którym zginęło ponad 40 osób, a ponad 5 tys. zostało rannych, niektóre bardzo poważnie, w tym wielu cywilów, należy nazwać atakiem terrorystycznym – uważa prof. Daniel Bar-Tal, emerytowany wykładowca psychologii społecznej na Uniwersytecie w Tel Awiwie. – Jednak prawie wszyscy Izraelczycy byli zachwyceni atakiem. Przypomina, że terror jest definiowany przez Zgromadzenie Ogólne ONZ jako „przestępcze działania mające na celu sprowokowanie państwa w opinii publicznej, grupy osób lub konkretnej osoby w celach politycznych”. – Oznacza to, że działania terrorystyczne mogą być inicjowane przez państwa. Jednak żadne państwo nie akceptuje, że dokonuje aktów terroru. Większość etykietek trafia do osób i organizacji. Dzieje się tak, ponieważ państwa dostarczają oceniającej, nieprawdziwej narracji, kto jest terrorystą. Istnieje ogromna przepaść między formalną definicją terroryzmu a narracjami państw określających akty terroru. Państwo Izrael dokonuje aktów terroru przez lata na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Podobnie jak Rosja i Ukraina w swojej wojnie, a USA dokonały aktów terroru w wojnie w Wietnamie, wojnie w Iraku i wojnie w Afganistanie. Jest to nieuczciwa i fałszywa gra realpolitik przez państwa. Dlatego żadne państwo zachodnie nie uznało ataku Izraela na Liban za akt terroru.
Tak skoordynowana akcja uderzająca w jednego z głównych wrogów Izraela została powszechnie odebrana jako publiczne upokorzenie wroga. Sam przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah w czwartkowym przemówieniu nazwał to „bezprecedensową masakrą” i „deklaracją wypowiedzenia wojny”, stwierdził też, że Izrael przekroczył wszelkie czerwone linie, i zapowiedział jeszcze większe ataki. Przyznał również, że wciągu „dwóch minut” Izrael chciał zabić 5 tys. osób. Na krótko przed przemówieniem izraelska armia poinformowała o zatwierdzeniu planu wojennego dla północy kraju, a w jego trakcie nad Bejrutem przeleciały izraelskie myśliwce przekraczające barierę dźwięku, co wywołało gromy dźwiękowe. Dobitna demonstracja siły.
Czytaj także: Hezbollah ogłasza odwet, Izrael prowadzi atak wyprzedzający. „Nie chcemy pełnowymiarowej wojny”
Co dokładnie wybuchło i jak
Skąd te 5 tys. osób? Odnosi się to zapewne do liczby zakupionych w ostatnich pięciu miesiącach pagerów produkowanych przez tajwańską firmę Gold Apollo, która jednak od razu odcięła się od akcji, podkreślając, że urządzenia nie były montowane przez jej pracowników, ale przez licencjonowanego partnera na Węgrzech, firmę BAC Consulting z siedzibą w Budapeszcie. Zachodnie media ustaliły, że za atakami stał Izrael (on sam tradycyjnie nie przyznał się do tego). W przypadku pagerów (i zapewne krótkofalówek też) izraelski wywiad stworzył fasadową firmę na Węgrzech, która zajmowała się montowaniem tych urządzeń w partii zamówionej przez Hezbollah. Bułgarskie służby badają również trop zarejestrowanej tam firmy Global Norta, która miała stać za dostawą pagerów do Hezbollahu, choć na papierze miała być to BAC Consulting. Dziennikarze wielu mediów próbowali dowiedzieć się czegoś więcej na temat węgierskiej firmy, ale pod jej adresem nie zastali ani jednego pracownika, nie znaleźli też żadnych dowodów, że ktoś w niej pracuje, poza wydrukowaną na kartce A4 jej nazwą.
Według ustaleń BBC i „New York Times” w pagerach zamontowano od 10 do 20 g materiału wybuchowego na specjalnych płytkach z kodem aktywowanym zdalnie. Według ekspertów samo umieszczenie tych płytek nie było problemem, ważniejsze było rozpracowanie ciągu dostaw dla Hezbollahu. Na tym polega jednak skuteczność izraelskich służb, które ponoć od 2010 r. rozpracowywały komunikację Hezbollahu. Według telewizji Sky News Arabic w bateriach pagerów umieszczony został pentryt, jeden z najsilniejszych kruszących materiałów wybuchowych. Eksplozja miała być zainicjowana poprzez rozgrzanie baterii do poziomu zapłonu pentrytu, czyli ok. 180 st. C, choć nie wiadomo, jak ta temperatura mogła zostać podniesiona. Według „New York Times′a” tuż przez wybuchami na pagerach wyświetliła się wiadomość wyglądająca, jakby wysłał ją Hasan Nasrallah. Co mogłoby wskazywać na zhakowanie urządzeń.
Izraelski analityk wojskowy Elijah Magnier w wypowiedzi dla portalu Al-Dżazira przyznał, że atak może być początkiem pełnowymiarowej inwazji Izraela na Liban, ponieważ na wojnie zazwyczaj najpierw atakuje się sztab dowodzenia, a w tym przypadku zaatakowany został system komunikacji Hezbollahu. Jego zdaniem do rozpracowania i lokalizacji komunikatorów członków organizacji Nasrallaha wykorzystano sztuczną inteligencję.
W pewnym sensie Hezbollah ułatwił działanie izraelskim służbom, uznając, że skoro dotychczasowy system komunikacji za pomocą telefonów komórkowych został rozpracowany, warto przejść na bardziej prymitywne – w domyśle trudniej namierzalne – urządzenia. Dlaczego jednak atak nastąpił teraz, skoro pagery były w dyspozycji Hezbollahu już od pięciu miesięcy? Tropy prowadzą do premiera Netanjahu i jego sposobu prowadzenia wojny na wielu frontach. Niewykluczone, że pchnęły go do tego brak widocznych sukcesów w Gazie i niepewna sytuacja jego gabinetu.
Czytaj też: Kim jest Beniamin Netanjahu
Jak groźny jest Hezbollah?
Inwazja lądowa Izraela w Libanie może przynieść wiele strat po obu stronach. Hezbollah uważany jest za jedną z największych pozapaństwowych armii świata, według samego Nasrallaha liczy ok. 100 tys. przeszkolonych militarnie członków. Eksperci uważają co prawda, że liczba ta może być nawet o połowę mniejsza, w dodatku składać się na nią mają po połowie czynni bojownicy i rezerwiści. Hezbollah ma też dysponować arsenałem od 120 do 200 tys. różnego rodzaju pocisków, w tym rakiet balistycznych o długim zasięgu, które mogą dolecieć nawet w głąb Izraela, a wręcz – czym groził sam Hezbollah – zaatakować reaktor atomowy w Dimonie, położony na południu kraju. Według ocen Instytutu ds. Zwalczania Terroryzmu Uniwersytetu Reichmana w Izraelu Hezbollah może wystrzeliwać do 3 tys. pocisków dziennie przez trzy tygodnie. Izraelski system obrony powietrznej, dysponujący zaawansowanymi możliwościami strącania rakiet (Żelazna Kopuła, Proca Dawida), mógłby nie wytrzymać pod naporem takiej liczby pocisków przez tak długi czas.
Według ekspertów eskalacja konfliktu na północy kraju jest nieunikniona, a pretekst do niej dał Beniaminowi Netanjahu wspomniany plan wojenny uwzględniający powrót ewakuowanych mieszkańców z północy Izraela do swoich domów. Prawdziwym powodem obecnej eskalacji jest zaś osobisty interes samego premiera. Trzymany w szachu przez radykalnych ministrów w swoim rządzie nie jest on gotów zawrzeć porozumienia kończącego wojnę w Gazie i zapewniającego powrót zakładników, wybiera więc klasyczną ucieczkę do przodu, wikłając swój kraj w kolejną wojnę. Jedno jest pewne, gdy ona wybuchnie z pełną mocą, powrót ludzi do miasteczek na północy stanie się jeszcze mniej możliwy. Dlatego najważniejsze pytanie, które zadają sobie sami Izraelczycy, brzmi: czego tak naprawdę chce premier Beniamin Netanjahu i w jakim kierunku zamierza poprowadzić Izrael?