Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Covid-19: znów mocno rośnie liczba zakażeń. Można mieć pretensje do resortu zdrowia

Po kilku miesiącach wyciszenia covidu znów mamy jego nawrót. Po kilku miesiącach wyciszenia covidu znów mamy jego nawrót. Annems / PantherMedia
Skąd to zaskoczenie stopniowym przyrostem zakażeń covid? Zapomnieliśmy, że jesień sprzyja infekcjom, które szybko się roznoszą i nie zawsze przebiegają łagodnie? Nie pozwólmy, aby nauka wyniesiona z pandemii poszła w las.

Jedyna rzecz, jakiej naprawdę można się dziwić, to brak reakcji obecnego kierownictwa Ministerstwa Zdrowia i podległych mu instytucji na wysoką falę zachorowań. Choć była ona przewidywalna, nie zwalnia to osób nadzorujących zdrowie publiczne od przekazywania społeczeństwu informacji na temat zabezpieczeń i ochrony przed natarciem wirusów.

Ta profilaktyka oraz zalecane sposoby reagowania na infekcje nie zmieniły się od ostrej fazy pandemii, kiedy nawet kilka razy w tygodniu organizowano konferencje prasowe i tłumaczono, jak należy chronić się przed zakażeniami. Wciąż jednak należy o tym przypominać: zachęcać ludzi do izolacji, testowania i szczepień – właśnie szczególnie teraz, bo w przeciwnym razie jesienna fala będzie już nie do zatrzymania.

Czytaj też: Nie lekceważ półpaśca! Chorują coraz młodsi, covid nam zaszkodził

Dr Sójka? Niezainteresowana

Tymczasem na koncie twitterowym (czyli „X”) Ministerstwa Zdrowia próżno szukać wskazówek związanych z nasileniem okresu przeziębień. Jeśli lekarze i eksperci zarzucają pacjentom, że niesłusznie zapomnieli, jak groźny może być covid dla ludzi z niesprawnie działającym układem odpornościowym, to co powiedzieć o przekazie płynącym od władz resortu zdrowia, gdzie od nastania dr Sójki na stanowisku ministry trwa niczym niepohamowany festiwal jej autopromocji? Covid nie tylko jest lekceważony, ale wręcz wyparty ze świadomości urzędujących tam osób.

Kiedyś nie brakowało wpisów dotyczących szczepień albo metod ochrony przed zakażeniami, choćby po wielokroć powtarzanych. A dziś? Zdjęcia radosnej ministry, która pozuje z dawcami krwi służb mundurowych, składa życzenia radiologom albo spotyka się na naradach bynajmniej niezwiązanych z covidem lub grypą, stały się niemal codzienną treścią rozpowszechnianych komunikatów. 1 listopada Ministerstwo Zdrowia przypomniało osobliwą grafiką na swoim koncie X, że jest Dzień Wszystkich Świętych, ale na temat szybko rosnącej liczby zakażeń – milczy (przynajmniej do dzisiejszego, piątkowego poranka).

Sama minister Sójka, podobnie jak jej poprzednik, też aktywnie korzysta z dawnego Twittera, ale nie zająknęła się dotąd na temat dostępności nowszych szczepionek przeciwko koronawirusowi ani nie ostrzegła pacjentów (a jest przecież lekarką), jak powinni ograniczać ryzyko infekcji. Przekazuje za to infantylne komunały, komu wręczyła medal „zasłużony dla ochrony zdrowia”, z kim się spotkała (to ci sensacja: z podległymi dyrektorami departamentów w ministerstwie!), albo nie przestaje szkalować Donalda Tuska i środowisk niesprzyjających PiS.

Pod wpisami pani Sójki nie brakuje pytań związanych z obecną sytuacją epidemiczną, choćby o wspomniane szczepionki – ale żadne z nich nie doczekało się odpowiedzi. Za to – jak poinformowano na koncie X Głównego Inspektora Sanitarnego – szef GIS Krzysztof Saczka na antenie Polsat News wyjaśniał, że „szczepienia są jedynym antidotum, które skutecznie chroni przed ciężkim przebiegiem Covida” (pisownia oryginalna). Ponieważ nawet pod tak lapidarnym wpisem rozlał się hejt ze strony anonimowych kont antyszczepionkowców, może to tłumaczyć milczenie obecnej władzy, że nie chce zadzierać z oszołomstwem. Ale coś robić trzeba.

Czytaj też: Minister Sójka o zdrowiu nie pamięta. Woli ćwierkać i się promować

Gotowość do testów? Mizerna

Bo po kilku miesiącach wyciszenia covidu znów mamy jego nawrót. Przed pandemią media nie zajmowały się zbyt gorliwie jesiennym wzrostem zakażeń górnych dróg oddechowych, traktując te infekcje jako normę o tej porze roku. Teraz zewsząd słychać, że ktoś jest przeziębiony, jedni przechodzą to ciężej, inni lżej – ale zakażeń jest więcej, bo do listy dotychczasowych sprawców zapaleń gardła, oskrzeli, katarów i gorączek dołączył SARS-CoV-2. I pewnie jeszcze kilka sezonów minie, zanim okrzepniemy ze świadomością, że należy się przed nim chronić jak przed dużo bardziej już oswojoną grypą.

Z tym że ta sezonowa profilaktyka w polskim wydaniu od lat nie wychodzi nam najlepiej. Poziom wykonywanych szczepień przeciwko wirusom grypy był zawsze zawstydzająco niski (3–4 proc. społeczeństwa), więc po okresie pandemicznego wzmożenia zainteresowanie tym rodzajem uodpornienia wróciło do niechlubnej normy. Inna rzecz, że państwo, wprowadzając w tym roku zapory przed otrzymaniem bezpłatnych szczepień przeciwko grypie – a to podpisywane na ostatnią chwilę umowy z aptekami, to znów wymóg posiadania recepty na refundowaną szczepionkę tylko od lekarza z umową z NFZ – sabotuje zalecenia ekspertów, by tego rodzaju profilaktykę upowszechniać, gdzie tylko się da, i przyciągać do niej chętnych, jak tylko można.

I tak jak skończyła się moda na szczepienia wraz z odwołaniem pandemii, tak minęła nam ochota do wykonywania testów diagnostycznych. Co też w pewnym sensie jest powrotem do tradycji, bo przed 2020 r. mało kto miał w podstawowej opiece zdrowotnej, nawet gdy zgłosił się do lekarza z objawami, przeprowadzony test diagnozujący grypę (choć od dawna były one na rynku dostępne). Teraz można w aptece kupić test potrójny, który z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem wskaże, czy winowajcą jest wirus grypy, covidu, czy RSV – ale skoro nie ma żadnych zachęt ze strony Ministerstwa Zdrowia, by z tej oferty korzystać, to jak wymagać, by ludzie się sami testowali?

Czytaj też: Covid, grypa i nie tylko. Nie pamiętamy, że wirusy wciąż są groźne

Nowe szczepionki? Może będą

O ile jeszcze miesiąc temu mieliśmy niewiele ponad 1,5 tys. zakażeń tygodniowo, o tyle dwa dni temu było już tyle zachorowań dziennie. Obecny współczynnik reprodukcji koronawirusa, tzw. wskaźnik R, będący miarą tego, ile osób zakaża jeden zakażony, systematycznie rośnie i niemal we wszystkich województwach (poza opolskim) przekroczył 1 (a więc każda zainfekowana osoba przekazuje wirusa więcej niż jednej osobie). To oznacza, że covidowa saga rozwija się w najlepsze.

Wypadałoby więc przywrócić lekcje z okresu pandemii, szkoda, że zapomniane. O to właśnie mam pretensje do Ministerstwa Zdrowia i osobiście do minister Sójki, że zamiast zasypywać media społecznościowe informacjami, komu wręczyła jakiś medal albo z kim wymieniła uścisk dłoni, powinna w kółko przypominać o zasadzie DDM: dystans, dezynfekcja, maseczki. Adam Niedzielski na początku sierpnia 2020 r. po raz pierwszy określił tę zasadę jako kluczową w ochronie przed koronawirusem, więc jeśli nawet obecna szefowa resortu nie chce wchodzić w buty swojego niesławnego poprzednika, to niech przedstawia DDM jako uniwersalną zasadę ochrony przed wszystkimi wirusami atakującymi jesienią. Po to, aby do minimum ograniczyć niebezpieczeństwo, jakie czyha na najsłabszych – dla nich nie tylko covid może stać się zabójczy, ale też grypa czy RSV.

Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Izby lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych, mówi, że jest w kłopocie, gdy musi odpowiadać na pytania kobiet w ciąży, osób starszych i obciążonych przewlekłymi schorzeniami, którzy chcą dowiedzieć się, kiedy w końcu dotrą do punktów szczepień preparaty lepiej chroniące przed nowymi wariantami koronawirusa. Zgodnie z doniesieniami medialnymi powinny być dostępne w przyszłym tygodniu, ale czy lekarze mają zdobywać te (i tak mało precyzyjne) informacje z mediów? Dlaczego nie zawiadamia o tym resort zdrowia ani Główny Inspektor Sanitarny?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Musicale na fali. Taki mało rozśpiewany z nas naród, a nie ma spektaklu bez piosenki

Nie należymy do narodów rozśpiewanych, ale w teatrze trudno dziś znaleźć spektakl bez choćby jednej piosenki. Przybywa też dobrych rodzimych musicali.

Aneta Kyzioł
18.05.2024
Reklama