Uroczystą mowę Elżbieta II wygłosiła beznamiętnie, tak jak nakazuje konstytucja. Nikt nie może wiedzieć, jaki ma stosunek do poszczególnych punktów programu, który biuro premiera wręcza Pałacowi Buckingham do odczytu. Jest jasne, że tym razem monarchini nie była zachwycona, nawet jeśli udawała bezstronność i mówiła tonem tak nudnym, na jaki było ją stać.
Ponad miesiąc temu Boris Johnson zwrócił się do Elżbiety II z wnioskiem o zawieszenie prac parlamentu, za co musiał przepraszać, bo Sąd Najwyższy uznał ten manewr za egoistyczny, polityczny i niezgodny z konstytucją. 14 października premier otworzył nową sesję parlamentarną, choć wie, że zbliżają się wybory, które mogą go odsunąć od władzy (co prawda konserwatyści wyprzedzają laburzystów o ponad 10 proc.). Mowa tronowa królowej była więc – w lwiej części – manifestem wyborczym Johnsona. Takie potraktowanie majestatu 93-letniej Elżbiety II nie spodobało się wielu posłom i członkom partii premiera. Coś się załamało w brytyjskim systemie, podziwianym i traktowanym jako jedna z matek europejskiej demokracji.
Czytaj także: Wszystkie kobiety w życiu Borisa Johnsona
Jeremy Corbyn: Czysta farsa
Opozycja nie zostawiła na Borisie suchej nitki. Jeremy Corbyn nazwał mowę królowej „czystą farsą” i „błyskotkami dla głupców”.