Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Przez Maltę do Europy. Groźny proceder z paszportami

Ile kosztuje maltański paszport? Ile kosztuje maltański paszport? PantherMedia
Śledztwo dziennikarzy „Guardiana” ujawniło, że maltański rząd sprzedawał obywatelstwa i prawa stałego pobytu bogaczom z niedemokratycznych państw. I nieźle na tym zarobił.

Proceder tzw. złotych wiz – wydawanych teoretycznie za darmo, ale w zamian za zobowiązania do podjęcia inwestycji czy zakupu nieruchomości w danym kraju – trwa w najlepsze od lat. Wbrew pozorom nie jest domeną bananowych republik Morza Karaibskiego, gdzie paszporty są na sprzedaż również po to, by umożliwić funkcjonowanie rajów podatkowych. Bez większych problemów swoje dokumenty za wielkie pieniądze wymieniają też europejskie kraje, choć tu nikt nie odważy się mówić, że to forma transakcji.

„Złote wizy” za tysiące euro

Czytając o różnego rodzaju „programach inwestycyjnych”, w których umożliwienie zalegalizowania pobytu bogatym, ale nieszczęśliwie (bo najczęściej niedemokratycznie) urodzonym jest niemal niezauważalną konsekwencją, można odnieść wrażenie, że to niemalże filantropia. Ot, miliarder przyjeżdża na wakacje, zakochuje się w iberyjskiej plaży, maltańskich skałach czy bezkresnych zielonych łąkach Irlandii. Postanawia tam osiąść, a w dowód miłości ofiarowuje, przynajmniej na papierze, setki tysięcy euro. Potem, po cichu i bez fanfar, rząd odwdzięcza mu się prawem stałego pobytu lub nawet paszportem, a dzięki temu swobodą podróżowania i robienia interesów w całej wspólnocie.

Głośno o europejskich „złotych wizach” zrobiło się w 2012 r., kiedy zaczęła je oferować Portugalia. Tam wejście do programu zaczyna się od 250 tys. euro – co najmniej tyle trzeba zainwestować w zamian za dokument. Najpierw program popularny był zwłaszcza wśród Chińczyków, ale niebawem rządowi w Lizbonie wyrosła konkurencja. Dziś legalizację pobytu w różnej formie w zamian za gwarancje inwestycyjne lub finansowe oferują Hiszpania, Bułgaria, Grecja, Cypr i Malta, a z krajów nieunijnych m.in. Turcja i Czarnogóra. Co ciekawe, specjalną rezydencję dla biznesu mają nawet Niemcy, najpewniej jedno z ostatnich państw, które byłoby o to posądzane.

Czytaj też: Czy przyszłość Unii jest przesądzona?

Bogaty rezydent tymczasowy

Nie wszędzie wygląda to tak samo. Hiszpania, Portugalia i Niemcy mają raczej restrykcyjne kryteria i rzeczywiście się ich trzymają. Zupełnie inaczej jest z krajami wyspiarskimi: Cyprem i Maltą. Ta ostatnia, jak wynika z doniesień „Guardiana”, wiele wymagań wobec kandydatów na posiadaczy wiz traktowała czysto figuratywnie. Oni udawali, że je spełniają, rząd udawał, że naprawdę je wyegzekwuje.

Teoretycznie żeby otrzymać maltańską „złotą wizę” – np. na 12 miesięcy – trzeba sporo czasu tam spędzić. Jak długo – tego nikt nie precyzuje. Wszystko opiera się na deklaracjach złożonych przez aplikantów w listach intencyjnych do rządu. Dziennikarze „Guardiana”, współpracując z fundacją śledczą im. Daphne Caruany Galizii, zamordowanej w październiku 2017 r. z powodu opisywania korupcji władz na wyspie, dotarli do 250 takich listów. Aplikanci – z Rosji, Chin, Arabii Saudyjskiej – nawet nie udawali jakiegokolwiek przywiązania do kraju.

Wielu z nich w listach i korespondencji do prawników z kancelarii Henley&Partners, mającej praktycznie monopol na doradztwo w procesie ubiegania się o status rezydenta, pisało otwarcie, że zrobi absolutne minimum, aby spełnić warunki i mieć pewność, że do dokumentów nikt się nie przeczepi. Jeśli rząd chciał w ich aplikacji przeczytać, jak długo planują pozostać na Malcie, często odpowiadali, że możliwie krótko. Prawnicy z reguły rekomendowali 14 dni. Średnia z 250 aplikacji ujawnionych przez „Guardiana” wyniosła dwa dni więcej.

Czytaj też: Powrót oligarchów

Saudyjski książę, obywatel Malty

Drugim warunkiem jest wysokość zapowiadanej inwestycji – tu też większość zainteresowanych szła na skróty. Żeby zakwalifikować się do programu, formalnie trzeba zobowiązać się wydać minimum 1,15 mln euro, z czego całkiem sporą część skonsumują nieruchomości. Aplikant ma nabyć nieruchomość za 350 tys. euro albo podpisać umowę najmu – co najmniej pięcioletniego – za 80 tys. rocznie.

Jak się okazało, nikt na Malcie nie weryfikował, czy wynajmowane apartamenty i rezydencje rzeczywiście tyle kosztują i czy są przez kogokolwiek zamieszkałe. Brytyjski dziennik przytacza przykład chińskiego biznesmena, który wynajmował dwupokojowe mieszkanie, choć w aplikacji wizowej ubiegał się o obywatelstwo dla 12 osób, w tym szóstki dzieci.

Wśród zamieszanych w wizowe oszustwa są przede wszystkim zamożni biznesmeni spoza Europy, głównie z krajów niedemokratycznych, często objętych unijnymi sankcjami. Na liście znalazło się też co najmniej jedno prominentne nazwisko – członek saudyjskiej rodziny królewskiej książę Bandar ibn Sultan, który aplikację złożył w 2015 r., a dwa lata później był już pełnoprawnym maltańskim obywatelem, razem zresztą ze swoim ojcem.

Książę, przez 22 lata pełniący funkcję ambasadora Arabii Saudyjskiej w USA, nową tożsamością za bardzo się nie chwalił. Henley&Partners, którego był klientem, zadbało, by jego nazwisko zostało usunięte z listy beneficjentów programu „złotych wiz”. Ujawniło je dopiero dziennikarskie śledztwo.

Cena na paszporcie

Procederem handlu maltańskimi, czyli również unijnymi paszportami zainteresowała się już Bruksela. Niewiele może na razie zrobić, bo kwestia przyznawania obywatelstwa pozostaje kompetencją rządów krajowych. Mimo to Komisja Europejska zapowiada śledztwo i ewentualne reperkusje. W podobnej sytuacji jest Cypr, który w latach 2017–19 przyznał obywatelstwo lub prawo stałego pobytu co najmniej 30 skazanym prawomocnymi wyrokami i co najmniej 40 politykom i funkcjonariuszom z krajów łamiących prawa człowieka. Wyspiarskie państwa przykleiły cenę do unijnych paszportów. Teraz należy więc zapytać, czy za to zapłacą.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną