Republikańskie prawybory w New Hampshire nie przyniosły spełnienia nadziei Nikki Haley na zatrzymanie marszu Donalda Trumpa do nominacji prezydenckiej. Pokonał ją różnicą 11 pkt proc. (54,6 do 43,6 proc.). Była ambasador w ONZ, wokół której skupiła się ostatnio słabnąca opozycja wobec Trumpa w Partii Republikańskiej, liczyła, że jeśli nie uda się jej wygrać, to przynajmniej przegra tylko kilkoma procentami i będzie można ogłosić, że wypadła „powyżej oczekiwań”. Porażka okazała się jednak dwucyfrowa.
Trump „zawsze wygrywa”?
Zwycięstwo Trumpa, który tydzień temu zdecydowanie wygrał również w stanie Iowa, potwierdza jego dominującą pozycję w GOP i przybliża nieuchronne, jak się zdaje, ostateczne zwycięstwo w wyścigu o status kandydata do Białego Domu w tegorocznych wyborach. W historii republikańskich prawyborów nie zdarzyło się jeszcze, by kandydat zwyciężający w dwóch pierwszych stanach: Iowa i New Hampshire, nie wygrał potem całej walki o nominację prezydencką. Z drugiej strony nie oznacza to oczywiście, że prawidłowość ta musi się powtórzyć.
Decyduje o tym liczba zdobytych delegatów na partyjną konwencję przedwyborczą, przy czym w niektórych stanach zwycięzca otrzymuje całą pulę (liczba delegatów zależy od wielkości stanu), a w innych są oni rozdzielani między kandydatów proporcjonalnie, w zależności od odsetka zdobytych głosów. Trump ma na razie 31 delegatów, Haley – 14, do uzyskania nominacji potrzeba większości, tj.