Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Syn porwanego przez Hamas Alexa Dancyga: Od dawna nie mamy wieści o ojcu. Czas nam się kończy

Alex Dancyg (ur. 1948) wyemigrował do Izraela z rodzicami w 1957 r. Jako historyk związany z instytutem Yad Vashem pracował na rzecz dialogu polsko-żydowskiego, od lat 90. prowadził kursy dla przewodników grup izraelskich przyjeżdżających do Polski. Erudyta, miłośnik polskiej literatury, zwłaszcza Henryka Sieniewicza. 7 października 2023 r. został porwany z kibucu Nir Oz i uprowadzony do Strefy Gazy. Alex Dancyg (ur. 1948) wyemigrował do Izraela z rodzicami w 1957 r. Jako historyk związany z instytutem Yad Vashem pracował na rzecz dialogu polsko-żydowskiego, od lat 90. prowadził kursy dla przewodników grup izraelskich przyjeżdżających do Polski. Erudyta, miłośnik polskiej literatury, zwłaszcza Henryka Sieniewicza. 7 października 2023 r. został porwany z kibucu Nir Oz i uprowadzony do Strefy Gazy. Paweł Kozioł / Agencja Wyborcza.pl
Izrael nie może się zgodzić się na wypuszczanie zakładników stopniowo, powoli. Siedzą tam już za długo – mówi Yuval Danzig, syn porwanego przez Hamas Alexa Dancyga, polsko-izraelskiego historyka, orędownika dialogu.

AGNIESZKA ZAGNER: Kiedy widzieliśmy się ostatnio na początku listopada 2023 r., niewiele wiedzieliśmy o losach pańskiego ojca Alexa Dancyga, porwanego przez Hamas 7 października z domu w kibucu Nir Oz. Kilka tygodni później wypuszczeni zakładnicy twierdzili, że żyje. I że w niewoli prowadzi wykłady dla znajomych z kibucu.
YUVAL DANZIG: Bardzo nas to rozbawiło, choć nie zdziwiło, on po prostu taki jest, cały ojciec. Domyślam się, że w ten sposób chciał pomóc innym w niewoli, podtrzymać ich na duchu i utrzymać ich aktywność umysłową. Informacje przekazała Nily, uwolniona w ostatniej grupie porwanych. Dowiedzieliśmy się, że 7 października został dotkliwie pobity, miał mnóstwo siniaków. Porwano go z innym mężczyzną i kobietą, brutalnie wrzucono do samochodu. Kobiecie złamano obojczyk. Wiemy, że bardzo schudł, bo dostawali mało jedzenia i kiepskiej jakości – najpierw trochę ryżu, potem pół pity dziennie. Dostał jakieś leki, ale najpewniej nie te, których potrzebował. Obawiam się, że stan jego nerek się pogorszył.

Izrael dostarczył niedawno do Gazy pięć ciężarówek sprzętu medycznego i leków, które miały dotrzeć do zakładników.
Mam obawy, że to wielka ściema. Nie mamy żadnej pewności, że leki do nich dotarły, nie ma dowodu. Ta niewiedza jest dobijająca.

Nilę wypuszczono 56. dnia wojny, rozmawiamy w 110. Macie jakieś nowe informacje?
Informacje od Nily mogą być nieaktualne, nie wiemy, co teraz dzieje się z ojcem. W koszmarnych warunkach przebywa od ponad trzech i pół mięsiąca. Widzieliśmy na ujawnionych przez izraelską armię nagraniach z tuneli, jak to wyglądało – ciągnące się, słabo oświetlone korytarze, pełne śmieci i rupieci pomieszczenia, brudne materace, koce, poduszki. Wiemy, że jest problem z dostępem do czystej wody, dostają brudną, skażoną, więc biegunki to powszechny problem. To nie są humanitarne warunki.

Czy dzięki informacjom od uwolnionych zakładników da się ustalić miejsce przetrzymywania ludzi?
Zupełnie nie. Kobiety opowiadały, że zanim znalazły się na powierzchni, szły dość długo tunelami, godzinę, może dwie. Pod ziemią nie wiedziały nawet, czy trwa dzień, czy noc.

To tłumaczy, dlaczego dotarcie do zakładników jest tak trudne, a bywa tragiczne. Niedawno wyszło na jaw, że izraelscy żołnierze zastrzelili trzy osoby, którym udało się uciec. Miały białą flagę, mówiły po hebrajsku. Jak pan przyjął te wiadomości?
To była straszliwa pomyłka. Zapewne śledztwo to wyjaśni, ale widziałem zdjęcia tych zakładników, zarośniętych po wielu tygodniach w niewoli – żołnierze mogli ich nie rozpoznać, nie usłyszeć, co mówią.

Ojciec mógł być na ich miejscu?
To stary, schorowany człowiek, nie sądzę, żeby próbował uciekać. Nie tędy droga, on musi być uwolniony w ramach porozumienia. I chcę to mocno podkreślić – nie ma czasu na zwłokę, nie można też zgodzić się na wypuszczanie zakładników stopniowo i powoli. Siedzą tam już za długo.

Kilka dni temu w Knesecie uwolnione zakładniczki mówiły o przemocy seksualnej: kobiety są traktowane jak lalki, gwałcone w tunelach, niektóre przestały miesiączkować. Jedna z nich zapytała: „Gdzie są naprawdę ważni ludzie? Decydenci? Ci, którzy siedzą w rządzie i tego nie słyszą?”. Pan też ma wrażenie, że izraelski rząd nie słyszy?
Relacje, choć wstrząsające, niestety nie były zaskoczeniem, wiedzieliśmy o tym i od dawna o tym mówiliśmy, teraz może to wreszcie dotrze do świadomości świata. To m.in. dlatego nie ma czasu. Musimy jak najszybciej uwolnić zakładników. Wydaje mi się, że naszemu rządowi bardzo na tym zależy, ale wiemy też, że to nie on decyduje. Kluczowy w tych rozmowach jest Katar.

Pojawiają się kolejne warunki rozejmu, raz odrzucane przez Izrael, raz przez Hamas. Teraz mówi się o uwolnieniu zakładników i miesięcznym, może dwumiesięcznym zawieszeniu broni. Hamas domaga się odwrotu armii Izraela, zakończenia wojny. Czy te warunki w ogóle pana obchodzą?
Owszem, bo oprócz tego, że jestem synem zakładnika i chcę, żeby wrócił do domu, to jestem też Izraelczykiem i kocham swój kraj, chcę tu nadal mieszkać. Dlatego rozumiem, dlaczego niektórych warunków nie da się spełnić. Nie chcemy żyć w strachu, że 7 października się powtórzy. Rozumiem, dlaczego rząd chce zniszczyć możliwości zbrojne Hamasu. Nie mam jednak problemu z tym, żeby Sinwar czy Deif mieszkali sobie poza Gazą. To jasne, że Izrael też musi odpuścić i przyjąć trudne warunki. Mnie także zależy na jak najszybszym zakończeniu wojny, mamy dość obrazów zabitych. W tym tygodniu tylko jednego dnia zginęło 24 żołnierzy.

Co wy jako rodziny zakładników możecie zrobić, żeby doprowadzić do ich uwolnienia?
Każdy inaczej widzi swoją rolę. Niektórzy rozbijają namioty pod Knesetem, protestują pod domem Netanjahu, ja uważam, że tylko bezpośrednia presja ma sens. Staram się spotykać z ludźmi, którzy naprawdę mogą coś zrobić. W niedzielę rozmawiałem z premierem Netanjahu i ministrem obrony Galantem, jeżdżę po Europie, spotkałem się z papieżem, włoskim prezydentem i premierką, z ministrami spraw zagranicznych. Wszędzie proszę o pomoc. Czasem wystarczy po prostu wykonać telefon do Kataru.

Alex Dancyg oprócz izraelskiego ma polskie obywatelstwo. Od 7 października jest pan już trzeci raz w Polsce. Udało się cokolwiek wskórać?
Wcześniej udało mi się spotkać z prezydentem, marszałkiem Senatu, po wyborach z Adamem Bodnarem. Próbuję spotkać się z przedstawicielami polskiego rządu, ale na razie odbijam się zarówno od drzwi premiera, jak i ministra spraw zagranicznych. Czekam, nie poddaję się, mam nadzieję, że znajdą dla mnie czas. Są mu to winni.

Do tej pory uwalniano głównie kobiety i dzieci, teraz mówi się, że będą wypuszczane osoby starsze, chore. Jest nadzieja, że pana ojciec znajdzie się wśród nich.
Na to liczymy, zwłaszcza że wśród porwanych nie ma już za wielu kobiet czy dzieci. Kiedy uwalniano Nily, widziała, że reszta zakładników leży na podłodze z twarzami do ziemi. Już wtedy ojciec mógł przypuszczać, że może będzie następny. Niestety tak się nie stało, zawieszenie broni przerwano, wojna wybuchła na nowo.

Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze zajmuje się oskarżeniem RPA o to, że Izrael popełnia w Gazie ludobójstwo. Może wydać środek zabezpieczający i nakazać zaprzestanie wojny. Jak Izraelczyk reaguje na te poważne oskarżenia?
To jakiś żart. Przedstawiciele RPA nie zająknęli się o tym, że Hamas wziął zakładników. Jak można to pominąć? To nie Izrael rozpoczął tę wojnę, ale dość łatwo można ją skończyć – niech tylko oddadzą zakładników. Jako Izraelczyk uważam, że te oskarżenia nie są uprawnione, i mam nadzieję, że Trybunał nie popełni błędu.

Wiecie już, co dalej, gdy Alex – miejmy nadzieję – zostanie uwolniony? Jest szansa na powrót do Nir Oz?
Kibuc jest w ponad 80 proc. spalony, zniszczony, nie da się tam mieszkać i ponoć przez co najmniej dwa lata nie będzie to możliwe. Mój brat i siostra, którzy przetrwali 7 października, zdecydowali, że już tam nie wrócą. Ale znając ojca, nie zdziwiłbym się, gdyby chciał tam znowu mieszkać.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną