„Każdy członek Hamasu jest już martwy” – groził premier Beniamin Netanjahu po pierwszym posiedzeniu gabinetu wojny. Tworzący z nim „rząd jedności” lider opozycji Beni Ganc zapowiedział, że Izrael „zdmuchnie rzecz zwaną Hamasem z powierzchni Ziemi”. Nikt nie ukrywa, że jednym z priorytetów jest dziś zabicie przywódców Hamasu, żeby sparaliżować funkcjonowanie tej organizacji. – Politycy mówią to, co chcą usłyszeć Izraelczycy. Scenariusz wzięty żywcem z „Faudy”, w którym giną prawie wszyscy źli, a przetrwają dobrzy, jest mało prawdopodobny. Nie da się tego zrobić bez narażenia na śmierć ogromnej liczby cywilów w Gazie – twierdzi Michał Wojnarowicz, analityk ds. Bliskiego Wschodu w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Jego zdaniem Hamas wciąż ma za granicą wielu popleczników: w Iranie, Rosji, Katarze, krajach Azji, którzy spróbują obniżyć cenę, jaką będzie musiał zapłacić za swój atak na Izrael.
Czytaj też: W kibucu pod ostrzałem. „Mam siedem sekund na ucieczkę”
Deif i Sinwar się mszczą
A zapłacić musi. Numerem jeden na liście izraelskich celów, poszukiwany od 1995 r., jest Mohammed Deif, szef militarnego skrzydła Hamasu, jedna z najbardziej tajemniczych postaci, wokół której narosło już wiele legend. Drugi jest Jahye Sinwar, szef politycznego skrzydła organizacji w Strefie Gazy (szefem całego Hamasu jest Ismail Hanija, który rezyduje w Katarze). Razem tworzą niebezpieczną mieszankę: jeden stracił rodzinę w izraelskich nalotach, drugi w izraelskich więzieniach spędził w sumie 16 lat. Dla obu walka z Izraelem jest więc także (a może przede wszystkim) sprawą osobistą.
Hamas sam przyznał, że decyzję o ataku podjęli wspólnie właśnie Deif i Sinwar. Ale to Deif był architektem operacji. Podobnie sądzi Izrael. Szef ds. zewnętrznych Hamasu Ali Baraka twierdzi, że do bitwy terroryści przygotowywali się dwa lata, czyli od ostatniej potyczki między stronami w 2021 r., gdy organizacja przedstawiała się jako główny obrońca meczetu Al-Aksa w Jerozolimie. Te tony pobrzmiewają i dziś. Uzasadniając sobotni atak, Deif podkreślał, że to odpowiedź na 16-letnią blokadę Gazy, ataki na Zachodnim Brzegu, przemoc i próbę desakralizacji meczetu. Tu chodzi głównie o wydarzenia ostatniego ramadanu, kiedy doszło do starć policji z wiernymi – Izrael nie chciał dopuścić, by spędzili noc w świątyni, bo obawiał się prowokacji (twierdził, że w meczecie zgromadzono pałki i kamienie, które mogą posłużyć do ataków przeciwko Żydom). Trwająca operacja nosi kryptonim „Nawałnica/Potop Al-Aksa”, sugerując, że motywy są głównie religijne.
Ale z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że chodzi o coś więcej. – Ten konflikt ma wymiar osobisty dla praktycznie każdego Izraelczyka i Palestyńczyka, ale w przypadku tych dwóch postaci dochodzą motywy związane z ich własnymi doświadczeniami i wyborem życiowej drogi. Obaj chcą zemsty, ale żaden z nich nie zdecydował się założyć pasa szahida i oddać życia „za sprawę”. Wybrali rolę przywódców – dodaje Wojnarowicz.
I obaj słono za to zapłacili. Żona i trzyletnia (według niektórych źródeł dwuletnia) córeczka Deifa zginęły w nalotach na Strefę Gazy w 2014 r. (operacja „Ochronny Brzeg”). Trwały już rozmowy o zakończeniu konfliktu. Mousa Abu Marzuk, jeden z zastępców szefa Hamasu, informował wtedy o męczeńskiej śmierci kobiety i dziecka, ale nie wspomniał, co spotkało samego Deifa. Z czasem okazało się, że w ataku zginął także siedmiomiesięczny syn terrorysty numer jeden.
Izrael od lat nie może go dopaść. Ponoć takich zamachów na swoje życie przeżył już co najmniej siedem – niektórzy żartują, że ma więcej niż jedno życie. Ostatni raz Izrael próbował go zabić w 2021 r., a teraz zaatakował dom jego ojca w Khan Junis w Gazie (zginął brat Deifa, jego syn i wnuczka). Nie jest jasne, czy Izraelczycy sądzili, że terrorysta tutaj się ukrywa, czy też chcieli mu tylko wysłać wiadomość.
Czytaj też: Wstrząsające relacje z Izraela. „Chcemy odzyskać nasze dzieci”
Mohammed Deif ma więcej niż jedno życie
O Deifie niewiele wiadomo. Urodził się ponoć jako Mohamed Masri w 1965 r. w obozie dla uchodźców w Kfar Junis, gdzie jego rodzina osiedliła się po wojnie o niepodległość Izraela. W Hamasie był właściwie od początku, czyli od 1987 r. Organizację założył szejk Ahmed Jassin niedługo po pierwszej intifadzie. W tym czasie Deif skończył studia (chemia, biologia i fizyka), grywał w teatrze. W trakcie pierwszego powstania palestyńskiego został aresztowany i wtrącony do więzienia bez zarzutów na 16 miesięcy. Na wolności w 1989 r. z kolegami organizował zbrojne ramię Hamasu: Brygady Izz ad-Din al-Kassam, ale formalnie stanął na ich czele w 2002 r. Wcześniej, w latach 90., był jednym z głównych organizatorów porwań izraelskich żołnierzy i zamachów w czasie drugiej intifady.
Deif prawdopodobnie nie ma jednego oka ani ręki, jeździ na wózku – słowo „prawdopodobnie” jest konieczne, bo istnieją tylko trzy jego zdjęcia: jako 20–30-latka, w masce, trzecie przedstawia zaledwie jego cień. Może również dlatego tak trudno go dopaść. Nie wiadomo, gdzie jest ani jak wygląda. „Deif” po arabsku znaczy gość i nawiązuje do jego stylu życia – najpewniej ukrywa się w gęstej sieci tuneli w Gazie i każdą noc spędza gdzie indziej. Nie używa nowoczesnych systemów komunikacji, w tym telefonu komórkowego. Nie pokazuje się publicznie, rzadko zabiera głos, ostatnio w sobotę: „Dzisiaj eksploduje wściekłość Al-Aksy, wściekłość naszego ludu i narodu. Mudżahedini, dzisiaj jest wasz dzień, aby uświadomić temu przestępcy [Izraelowi], że jego czas się skończył” – stwierdził w nagraniu.
Wśród mieszkańców Gazy cieszy się dużym szacunkiem, na co złożyły się jego osobiste tragedie, ale i wizerunek nieuchwytnego wroga Izraela. Nie wybrał życia w ekskluzywnym hotelu, jak Ismail Hanija. To on jest też głównym pomysłodawcą sieci tuneli w Gazie, które latami służyły do ataków i za kanały przerzutowe z Egiptu. Tędy szmuglowano (i do dziś się szmugluje) broń, żywność, sprzęt czy materiały budowlane.
Czytaj też: Kocham Gazę, ale już nie da się tutaj żyć
Wróg Izraela, człowiek numer 2 w Hamasie
– To Deif i Sinwar są dziś w pierwszej kolejności na celowniku Izraela, bo choć decyzje były zapewne konsultowane w nieco szerszym gronie, to oni odpowiadali za przygotowanie sobotniego ataku i to oni będą ponosić bezpośrednie konsekwencje. Prawdopodobnie do końca życia będą żyć z tarczą strzelniczą na plecach, przy czym Deif tę tarczę nosi od lat, a Sinwar od stosunkowo niedawna – podkreśla Wojnarowicz.
Kim jest Jahye Sinwar? Z Deifem sporo go łączy. Też urodził się w rodzinie palestyńskich uchodźców w Khan Junis, ale trzy lata wcześniej. Został aresztowany już na początku lat 80. Założył organizację wyłapującą izraelskich szpiegów w ruchu palestyńskim, rodzaj kontrwywiadu, który w czasie pierwszej intifady przekształcił się w „policję” Hamasu. Działał podobnymi metodami – w 1988 r. zorganizował porwanie i zabicie dwóch izraelskich żołnierzy i czterech Palestyńczyków podejrzewanych o współpracę. Został za to skazany na wielokrotne dożywocie, ale wyszedł na wolność w 2011 r., w ramach wymiany 1026 palestyńskich więźniów za żołnierza Gilada Szalita (Hamas przetrzymywał go w niewoli pięć lat). Ironia historii: dziś Sinwar chce wymieniać 150 jeńców pojmanych w Izraelu na „wszystkich” palestyńskich więźniów.
Obowiązki szefa politycznego skrzydła Hamasu przejął od Ismaila Haniji w 2017 r., a na drugą kadencję wybrano go w marcu 2021, na dwa miesiące przed kolejną wojną. W czasie izraelskiej operacji bomba spadła na jego dom w Khan Junis, ale Sinwar już po kilku dniach pokazał się publicznie i na konferencji prasowej grał Izraelczykom na nosie. Zamierzał wrócić potem pieszo do domu, więc poprosił izraelskiego ministra obrony, by zdecydował o zamachu na niego w ciągu kolejnej godziny. Spacerował później ulicami Gazy i fotografował się z ludźmi.
– Przez lata Izrael uważał, że Sinwar nie chce iść na pełną konfrontację. Ostatnie dwa lata jakoś to uzasadniały, bo jeśli już coś się działo, to odpowiedzialność za ataki brał Palestyński Islamski Dżihad, a nie Hamas. To uśpiło czujność Izraela – uważa Michał Wojnarowicz. Jak dodaje, ostatnie uderzenie to przejaw kreatywności organizacji zawsze dopasowującej się do okoliczności. – Izrael reagował na wynalazki: na tunele odpowiedział zaporami, na rakiety Żelazną Kopułą. Teraz Hamas poszedł dalej, realizując scenariusz, który najmocniej kojarzono z Hezbollahem na północy Izraela. Pytanie brzmi: jakie będą kolejne kroki Hamasu? Dowiemy się w najbliższych dniach – mówi Wojnarowicz.