Świat

Premier Tusk odnowi więzi z Francją i Niemcami. Ale i Polska, i Europa potrzebują czegoś więcej

Na przyszły tydzień zapowiedziano wizyty premiera Donalda Tuska w Paryżu i w Berlinie. Na przyszły tydzień zapowiedziano wizyty premiera Donalda Tuska w Paryżu i w Berlinie. Kancelaria Premiera / X (d. Twitter)
Nowy polski rząd musi zamanifestować powrót do Europy, tak lekceważonej i obrażanej przez Kaczyńskiego i Morawieckiego. Stawka jest wysoka, bo coraz więcej liderów europejskich mówi o ryzyku wojny z Rosją.

Zapowiedzi przyszłotygodniowych wizyt premiera Tuska w Paryżu i w Berlinie na razie są nieoficjalne. Towarzyszyć ma mu minister spraw zagranicznych. Cel wydaje się oczywisty: nowy polski rząd musi zamanifestować powrót do Europy, tak lekceważonej i obrażanej przez Kaczyńskiego i Morawieckiego. Zwłaszcza Niemcy były przedmiotem obraźliwych i absurdalnych ataków. Jeśli dotychczasowy nieformalny przywódca narodu – Kaczyński – w porywie złości z trybuny sejmowej wyzywał Tuska od Niemców czy niemieckich agentów, to przecież dał publiczny dowód, że samo pojęcie „Niemca” uważa za inwektywę. Tak jak w przeszłości jakiś niższy aparatczyk PiS-u przypominał, że Francuzi nie umieli jeść widelcem, co – zresztą historycznie słabo uzasadnione – nie miało przecież na celu pogłębienia dialogu i współpracy z Francją.

Ale samo przywrócenie normalności i dialogu z najważniejszymi europejskimi partnerami i sojusznikami to przecież tylko wyjście z zapaści polskiej polityki zagranicznej. U naszych granic toczy się prawdziwa wojna, Rosja nasila agresję, przestawiła się na gospodarkę wojenną, Ukrainie brakuje środków na obronę, amerykańska pomoc utknęła w tamtejszych politycznych sporach. W Europie coraz więcej słychać głosów, że trzeba wzmocnić nie tylko obronę Ukrainy, ale wprost obronę wszystkich naszych krajów. I to jest dziś główna dla Polski sprawa do rozmów z sojusznikami.

Czytaj także: Obok świata. Nieporadna polityka zagraniczna PiS

Europa nie może oglądać się na USA

Zacznijmy od Paryża. Przed dwoma tygodniami szef sztabu generalnego Francji gen. Thierry Burkhard w wykładzie na Sorbonie nakreślił bardzo ciemny obraz sytuacji geostrategicznej Europy. Przedtem – ocenił – przeciwnik usiłował uniemożliwić nam działanie, dziś co innego jest jego celem: chce nas zabić. Rosjanie, przypomniał, angażują do wojny setki tysięcy ludzi.

Miarodajny dla oceny nastrojów dziennik „Le Monde” pisał, że świadomość zagrożenia narasta, ale umocnienie środków obrony wydaje się wymagać niewyobrażalnych wręcz wysiłków. François Lecointre, były szef francuskiego sztabu generalnego, w obszernej wypowiedzi zwraca uwagę, że Francuzi – i inni Europejczycy – ulegli naiwnemu przekonaniu, iż czas wojen przeminął. Dziś przestawienie się na gospodarkę wojenną wymagałoby nie samego wysiłku od wojska i przemysłu, ale przede wszystkim wzmocnienia siły moralnej społeczeństw, woli obrony. Dziś na polityków spada obowiązek uzmysłowienia opinii publicznej, że sytuacja stała się tak poważna, zagrożenie niemal egzystencjalne, iż trzeba przenieść wysiłek inwestycyjny narodu na inne niż dotychczas cele, aby zapewnić bezpieczeństwo – mówi ów niedawny szef sił zbrojnych. Wcześniej cytowany gen. Burkhard nie ma wątpliwości, że – zwłaszcza po zwycięstwie Trumpa w USA – nastanie dzień, w którym Stany Zjednoczone nie będą interweniować w Europie. Tym bardziej więc trzeba w krajach unijnych świadomości, że nasza europejska wspólnota musi bardziej polegać na własnych siłach.

Jeszcze w grudniu Thierry Breton, komisarz europejski, w którego resorcie ulokowano m.in. sprawy przemysłu obronnego, zaproponował szybkie zasilenie europejskiego, wspólnego funduszu obronnego kwotą 100 mld euro. Kwota wydaje się wielka, ale trzeba sobie uświadomić, że cały budżet Unii Europejskiej, wszystkie jej środki – od polityki rolnej po fundusze regionalne – to ledwie trochę więcej niż 1 proc. PKB krajów członkowskich. Nasz minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski już się wypowiedział pozytywnie o tym projekcie. Trzeba jednak wiedzieć, że zwiększenie – choćby tylko tak potrzebnej produkcji amunicji – nie odbywa się z dnia na dzień.

Czytaj także: Szykujmy się na wojnę. Szwedzki minister i generał alarmują Europę i rodaków

Niemcy mniej boją się Rosji

W Niemczech popularny minister obrony Boris Pistorius udzielił ostatnio kilku wywiadów prasowych i telewizyjnych, w których ostrzegał, że agresywna Rosja nie zatrzyma się na Ukrainie. Ocenił, że w ciągu 5 do 8 lat Rosja może zaatakować Sojusz Atlantycki i że Niemcy powinni się przygotować na całe dziesięciolecia konfrontacji z Rosją. Świadomość taka narasta w niemieckich elitach, ale wielu komentatorów sugeruje, iż społeczeństwo niemieckie dalekie jest od postrzegania Rosji za naprawdę poważne zagrożenie. Premier Tusk ma do omówienia w Niemczech nie tylko sprawę pomocy dla Ukrainy (Niemcy ostatnio dwukrotnie ją zwiększyły), ale ten sam temat – budowy obrony europejskiej.

Prawdopodobnie świadomość zagrożenia w polskim społeczeństwie jest większa niż we francuskim, a już na pewno większa niż w niemieckim. Ale i tak wszędzie raczej za mała. Europa jest i zamożna i dysponuje nowoczesnym przemysłem. Trzeba jednak zdecydowanych decyzji już dziś, jeśli mamy naprawdę polepszyć sytuację bezpieczeństwa. Ta sprawa nie wypełnia całej agendy stosunków Polski z Francją i Niemcami, ale z pewnością jest dziś najważniejsza.

Czytaj też: Czy Ukraina już przegrywa, a Rosja szykuje się na kolejne wojny?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną