Premier Tusk odnowi więzi z Francją i Niemcami. Ale i Polska, i Europa potrzebują czegoś więcej
Zapowiedzi przyszłotygodniowych wizyt premiera Tuska w Paryżu i w Berlinie na razie są nieoficjalne. Towarzyszyć ma mu minister spraw zagranicznych. Cel wydaje się oczywisty: nowy polski rząd musi zamanifestować powrót do Europy, tak lekceważonej i obrażanej przez Kaczyńskiego i Morawieckiego. Zwłaszcza Niemcy były przedmiotem obraźliwych i absurdalnych ataków. Jeśli dotychczasowy nieformalny przywódca narodu – Kaczyński – w porywie złości z trybuny sejmowej wyzywał Tuska od Niemców czy niemieckich agentów, to przecież dał publiczny dowód, że samo pojęcie „Niemca” uważa za inwektywę. Tak jak w przeszłości jakiś niższy aparatczyk PiS-u przypominał, że Francuzi nie umieli jeść widelcem, co – zresztą historycznie słabo uzasadnione – nie miało przecież na celu pogłębienia dialogu i współpracy z Francją.
Ale samo przywrócenie normalności i dialogu z najważniejszymi europejskimi partnerami i sojusznikami to przecież tylko wyjście z zapaści polskiej polityki zagranicznej. U naszych granic toczy się prawdziwa wojna, Rosja nasila agresję, przestawiła się na gospodarkę wojenną, Ukrainie brakuje środków na obronę, amerykańska pomoc utknęła w tamtejszych politycznych sporach. W Europie coraz więcej słychać głosów, że trzeba wzmocnić nie tylko obronę Ukrainy, ale wprost obronę wszystkich naszych krajów. I to jest dziś główna dla Polski sprawa do rozmów z sojusznikami.
Czytaj także: Obok świata. Nieporadna polityka zagraniczna PiS
Europa nie może oglądać się na USA
Zacznijmy od Paryża.