„Wolność i demokracja są obiektem ataku na świecie i w naszym kraju” – powiedział amerykański prezydent, apelując o uchwalenie przez Kongres pomocy dla Ukrainy zablokowanej przez republikanów pod presją Donalda Trumpa. W całym orędziu Joe Biden określał go tylko jako „swojego poprzednika”, ani razu nie wymieniając z nazwiska.
Demokracja – podkreślił następnie – jest także w defensywie w Ameryce, czego koronnym przykładem był szturm na Kapitol fanów Donald Trumpa, którzy na jego wezwanie mieli 6 stycznia 2021 r. nie dopuścić do zatwierdzenia przez Kongres jego wyborczej porażki. On wznieca w społeczeństwie jedynie „resentyment i chęć zemsty” – oskarżył prezydent.
Czytaj też: Biden się potknął, prawica rzuciła się jak pies na kość
Biden nie zawiódł oczekiwań zwolenników
Wygłoszone w czwartek wieczorem (czasu USA) orędzie prezydenta uważa się za początek kampanii przed listopadowymi wyborami do Białego Domu, czyli starcia ubiegającego się o reelekcję Bidena z „poprzednikiem” Trumpem, który po prawyborach w 16 stanach dwa dni wcześniej (w tzw. superwtorek) praktycznie zapewnił sobie nominację prezydencką z ramienia Partii Republikańskiej. Obecny prezydent jest w niezmiernie trudnej sytuacji, bo sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, przegrałby.