Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Operacja: „wybory”. Zachód oblał test Putina. Kreml fetuje, neototalitarna Rosja się rodzi

Władimir Putin przemawia do Rosjan po tzw. wyborach, 18 marca 2024 r. Władimir Putin przemawia do Rosjan po tzw. wyborach, 18 marca 2024 r. Cao Yang / Xinhua News Agency / Forum
Te wybory mają ogromne znaczenie ze względu na reakcje Zachodu. Putin przetestował wroga i już wie, że on go nie powstrzyma. Uzurpowane zwycięstwo da mu wolną rękę w przekształcaniu Rosji w kraj neototalitarny.

Specjalna operacja wyborcza w Rosji zakończyła się sukcesem: Władimir Putin otrzymał historycznie wysokie poparcie. Po przeliczeniu 99,83 proc. protokołów wychodzi na to, że opowiedziało się za nim 87,3 proc., czyli 58 mln ze 113 mln osób uprawnionych do głosowania. Rekord został pobity: w 2018 r. głos na Putina oddało ponad trzy czwarte wyborców.

Pozostali kandydaci nie przekroczyli 5-proc. progu. Na drugim miejscu uplasował się, jak w każdych wyborach prezydenckich, lider rosyjskich komunistów. Nikołaj Charitonow zdobył 4,3 proc., wyprzedzając Wiaczesława Dawankowa, przewodniczącego Nowych Ludzi, który zebrał 3,84 proc. Najsłabszy wynik – 3,21 proc. – uzyskał Leonid Słucki, szef populistycznej Partii Liberalno-Demokratycznej Rosji, następca zmarłego dwa lata temu Władimira Żyrinowskiego.

Oficjalnie rekordowa jest też frekwencja – przekroczyła 77,4 proc. Wcześniej najwyższą frekwencję odnotowano w 1991 r., jeszcze w erze ZSRR, gdy na Borysa Jelcyna zagłosowało 74,6 proc. Po rozpadzie Związku rekord padł dopiero w 2008 r. (69,8 proc.) – Rosjanie poparli wówczas „liberalnego” Dmitrija Miedwiediewa.

To miał być festiwal rosyjskiej jedności

Trzydniowe głosowanie miało być festiwalem rosyjskiej jedności. Miało powstać przekonanie – na potrzeby wewnętrzne i zewnętrzne – że nie ma alternatywy dla Putina. To nie zaskakuje, wielu dyktatorów sięga po rytuał wyborczy tylko po to, żeby imitować pełne poparcie narodu. Przyznał to w rozmowie z amerykańskim dziennikiem „New York Times” sam Dmitrij Pieskow, rzecznik Putina. Już w sierpniu 2023 r. stwierdził, że rosyjski przywódca mógłby nie przeprowadzać wyborów, „bo to i tak oczywiste, że wygra”. Jak dodał, w putinowskiej Rosji [wybory] to „nie jest tak naprawdę demokracja, lecz kosztowana biurokracja”. Pieskow próbował wprawdzie swoje słowa prostować, ale nie było odtąd tajemnicą, że Kreml ten „historyczny sukces” zaprojektował – ponad 80-proc. poparcie dla Putina przy ponad 75-proc. frekwencji.

Wybory nie mogły mieć nic wspólnego z demokracją i nie dopuszczono do nich rzeczywistej opozycji. Jej lider i prawdziwy rywal Putina miesiąc temu został najpewniej zamordowany. Ulga z powodu utraty realnego konkurenta była tak wielka, że Władimir Putin pierwszy raz wypowiedział publicznie nazwisko Aleksieja Nawalnego. Podczas konferencji prasowej po „wyborach”, zapytany przed korespondenta NBC Kiera Simmonsa o pogłoski na temat rokowań w spawie wymiany więźniów między USA a Rosją, przyznał: „Na kilka dni przed śmiercią pana Nawalnego niektórzy koledzy powiedzieli mi, że jest pomysł, aby pana Nawalnego wymienić. (...) Możecie mi wierzyć albo nie… Osoba, która ze mną rozmawiała, nie dokończyła jeszcze zdania, a ja już powiedziałem: zgadzam się. Ale niestety stało się to, co się stało. [Zgodziłem się] tylko pod jednym warunkiem: miał tu nie wracać – niech sobie tam [na Zachodzie] siedzi. No cóż, zdarzyło się [śmierć], nic nie poradzimy. Takie jest życie”.

Watchdog Gołos, broniący praw wyborczych Rosjan, twierdzi, że kampania nigdy jeszcze nie była tak nieprzejrzysta i niezgodna z konstytucją. 17 marca organizacja wydała oświadczenie: „Podstawowe zapisy rosyjskiej konstytucji, gwarantujące prawa i wolności polityczne, w zasadzie nie obowiązywały. Konstytucja została zmieniona [w 2020 r.], żeby obejść ograniczenia sprawowania urzędu prezydenta przez więcej niż dwie kadencje. Zdemontowano podstawową ochronę przed sprzeniewierzeniem się władzy”.

Wszystko tu było imitacją: legalność, otwartość, przejrzystość, kandydaci, zewnętrzni obserwatorzy i niezależność komisji wyborczych. Jak konkluduje Gołos, to wbrew art. 3 ust. 4 konstytucji, który stanowi, że w Federacji Rosyjskiej nikt nie może przywłaszczyć sobie władzy.

Podkast: Grozi nam wojna? Czy Rosja zaatakuje Polskę i Europę?

Głos na Putina za milion nagród

Kremlowscy politolodzy zdawali sobie sprawę z nielegalnego i niedemokratycznego charakteru tych „wyborów” i uderzyli wyprzedzająco. Siergiej Markow, były doradca Kremla, argumentował na Telegramie: „Wybory w 2024 r. mają charakter plebiscytu. Dlatego zwycięstwo Putina nie narusza demokracji”. Plebiscyt wymaga wysokiej frekwencji, więc choć w praktyce „kandydaci” nie prowadzili kampanii, to wszyscy dookoła wzywali do głosowania. Pracownikom administracji i państwowych koncernów przykazano wziąć udział w „wyborach” i poświadczyć oddanie głosu. Innych zachęcano akcjami i konkursami, „milionem nagród”. To patent przetestowany w wyborach regionalnych i lokalnych z września 2023 r. Skuteczny, bo dało się na niego złapać 2,5 mln Rosjan i – jak chwalą się organizatorzy – 89 proc. z nich otrzymało nagrody.

Wyjątkową grupę stanowili wyborcy na terenach okupowanych Ukrainy, zmuszani do oddania głosu pod groźbą użycia siły. W obwodach donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim przeprowadzono przedterminowe głosowanie. Oficjalnie ze względów bezpieczeństwa członkom komisji wyborczej krążącym od domu do domu towarzyszyli uzbrojeni żołnierze. Podsuwali karty, kazali głosować, w wielu przypadkach całą sytuację filmowali. Kreml zyskał w ten sposób 4,5 mln nowych wyborców, którzy prawie jednomyślnie poparli rzekomo Putina, a tym samym potwierdzili legitymizację aneksji tych ziem z września 2023 r. Moskwa może chwalić się poparciem w swoich tzw. nowych obwodach na poziomie 88,1 proc. (Chersoń), 92,3 proc. (Zaporoże), 94 proc. (Ługańsk) i 95,2 proc. (Donieck). To niewiele mniej niż w Czeczenii, gdzie Putin miał otrzymać 98,9 proc.

Pozostałe głosy, zwłaszcza krytyków, po prostu ignorowano. W zanadrzu pozostawała wszak maszynka do fałszowania wyników, czyli testowane od lat głosowanie elektroniczne. Mogli z tego rozwiązania skorzystać mieszkańcy 29 regionów, zwłaszcza wielkich miast, zwykle silnie aktywnych opozycyjnie, jak Petersburg czy Moskwa. System jest pełen luk, podpisy można korygować, zagłosować za niegłosującego, dosypać głosy „martwych dusz”. W głosowaniu elektronicznym także, co nie dziwi, zwyciężył Putin. Tu frekwencja przekroczyła (poza Moskwą) 94 proc.

Czytaj też: Putin u Tuckera Carlsona. Skutki tego wywiadu mogą być złowrogie

Putin nie wygrał tak przytłaczająco

Kreml nie obawiał się wpływu opozycji na wyniki. Po zabójstwie Nawalnego coraz bardziej przypomina ona ruch dysydencki z czasów stalinowskich. Zatomizowany, wyizolowany, bez realnej mocy, a jeszcze z łatką „zdrajców państwa i marionetek wrogiego Zachodu”. Źródła z rządzącej Jednej Rosji, na które powołuje się niezależny portal Meduza, przyznają wprost, że akcja „Południe przeciw Putinowi”, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy Rosjan, była nieistotna z socjologicznego ani politycznego punktu widzenia. Przed ambasadami i konsulatami za granicą ustawiały się kilometrowe kolejki; w Warszawie, Pradze i Hadze kandydat Nowych Ludzi otrzymał połowę głosów (odpowiednio 51, 59 i 56 proc.). Zwyciężył także w Wilnie z wynikiem 39 proc. (Putin 29 proc.), w Hajfie w Izraelu zdobył 40 proc. (Putin 33 proc.).

Zwycięstwo Putina było faktyczne, ale nie tak przytłaczające, jak to sugerują oficjalne wyniki. Dziennik „Moscow Times” poinformował dziś, że Putin mógł osiągnąć realnie nie więcej niż 55 proc. poparcia. Tak szacuje niezależny ośrodek ExtremeScan. „Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę wszystkich rosyjskich wyborców, w tym tych, którzy nie głosowali, to 44 proc. poparło Putina, 3 proc. Dawankowa, 2 proc. Słuckiego, a 1 proc. Charitonowa. 1 proc. wyborców oddało głos nieważny, a prawie co piąty nie poszedł do wyborów. Prawie co trzeci odmówił odpowiedzi” – mówiła na antenie TV Dożd socjolożka z ExtremeScan Jelena Konjewa.

Te wybory mają ogromne znaczenie ze względu na reakcje Zachodu. Putin przetestował wroga i już wie, że nie jest on gotów, mimo argumentów prawnych, pozbawić go legitymizacji władzy. Oskarżenia o naruszanie prawa międzynarodowego („wybory” na terytoriach okupowanych), brak niezależnych obserwatorów z OBWE czy Rady Europy, niedopełnienie standardów demokratyczności – to wszystko wydaje się farsą, bo pozostaje werbalną krytyką. W oczach Kremla świadczy to o tym, że Zachód zdecydował się odłożyć na bok wartości i standardy demokratyczne, by zachować na przyszłość opcję ewentualnych rozmów z rosyjskim przywódcą.

Skuteczna okazała się operacja kognitywna (to część wojny psychologicznej, hybrydowej), która wbiła do głów przywódcom zachodnich rządów przekonanie, że nie ma alternatywy dla Putina, popiera go cały naród, a każdy jego następca byłby jeszcze groźniejszym rozwiązaniem. Zachód koncertowo pozbawia się możliwości wywierania presji na Kreml, nie daje tlenu półmartwym rosyjskim środowiskom prodemokratycznym. Do okołokremlowskich elit nie dotrze sygnał, że ich lider właśnie stał się dla nich ciężarem i problemem. Zamiast słać wiadomość: „będziemy rozmawiać z każdym poza Putinem”, Zachód pozwala mu uszczelnić monolit władzy.

Czytaj też: Putin na pewno się nie zatrzyma. A czy wojna zmieni Rosjan? Tu nie trzeba zgadywać

Wróg zduszany w przyjazny uścisku

Tymczasem uzurpowane zwycięstwo da Putinowi wolną rękę w przekształcaniu Rosji w kraj neototalitarny. Nie ma bowiem siły zdolnej go powstrzymać i usunąć z fotela prezydenta: ani na Zachodzie, ani w kraju. Kiedy opadną powyborcze emocje, a śmierć Nawalnego nie będzie na Rosjan już tak oddziaływać – przewiduje prof. Władimir Pastuchow – nasili się spirala inercji i terroru. Paradoksalnie jego siłą napędową – jak twierdzi – będą obywatele, a nie władza. To oni będą domagać się nowych krwawych spektakli. Rozpocznie się więc „ubój świętych krów minionej epoki”, a na pierwszy ogień pójdzie prywatyzacja. Własność prywatna stanie się de facto własnością zbiorową, ale nie państwową. A „wielkie idee” będą coraz bardziej zajmować zbiorową (nie)świadomość starzejącego się klanu Putina – czytamy na Telegramie Pastuchowa. Kreml będzie działał coraz bardziej irracjonalnie, a próby ratowania sytuacji tylko zaostrzą wewnętrzny chaos.

Inny obraz „świetlanej przyszłości” Rosji rysują rzecz jasna kremlowskie media. W powyborczą noc Władimir Putin podkreślił, że jest gotów do rokowań w sprawie Ukrainy. To pułapka znana z instruktażu wojny kognitywnej, określana mianem „zaduszania wroga w przyjaznym uścisku”. Wynik „wyborów” w tzw. nowych obwodach sugeruje, że żadne ustępstwa terytorialne ze strony Moskwy nie wchodzą w grę.

Zagajany przez zachodnie media Siergiej Markow, kiedyś kremlowski doradca, nie ukrywa, że po zwycięskich wyborach Putin będzie chciał zakończyć wojnę w Ukrainie, ale tylko na swoich warunkach: zmuszając Zachód do rozmów pokojowych, pogłębiając dobre relacje z innymi partnerami, czyniąc Rosję odporną na sankcje. Wreszcie budując potężną gospodarkę wojenną, dzięki której Rosja zada armii Ukrainy ostateczną klęskę.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną