„Trzeba rzucić Iran na kolana”. Czy Izrael weźmie odwet? Pokusa jest potężna i groźna
Gdyby przeprowadzić ogólnoświatową sondę na temat najgorszej pracy na świecie, posada izraelskiego premiera pewnie by wygrała. Beniamin Netanjahu, znany też jako Bibi, stoi przed potężnym dylematem: jak odpowiedzieć na atak Teheranu, żeby skutecznie go odstraszyć, a jednocześnie nie doprowadzić do rozlania się wojny na cały Bliski Wschód, a w dalszej perspektywie na świat. Praktycznie nie ma miejsca na pomyłki, a odpowiedzialność jest ogromna.
Bibi poszedł spać
Kiedy było jasne, że w stronę Izraela lecą setki dronów i innego rodzaju pocisków, Netanjahu w pierwszej chwili chciał ponoć odpowiedzieć natychmiast, jeszcze tej samej nocy. Według ustaleń „New York Timesa” odwiodły go od tego dwie rzeczy – po pierwsze, mimo starań Iran nie zadał znaczących strat. Jedyną ofiarą jest siedmioletnia beduinka z Negewu, która została poważnie ranna (w jej dom uderzył szrapnel z pocisku). Lekko ucierpiała jedna z baz wojskowych na południu kraju.
Po drugie, błyskawiczny odwet miał Bibiemu wyperswadować jeszcze nocą Joe Biden, który zapewnił, że Ameryka pomoże Izraelowi w obronie, ale nie da się wciągnąć w wojnę z Iranem. Netanjahu musiał szybko przekalkulować następny ruch – zamiast pochopnie rzucać się na Teheran, poprosił Radę Bezpieczeństwa o pilne spotkanie. Udało się też wywołać szereg reakcji Zachodu potępiających Iran za atak (USA, Wielka Brytania, Francja i Jordania ramię w ramię pomagały Izraelowi strącać pociski w locie).
Jednak to, że Netanjahu poszedł spać zamiast na wojnę z Iranem, nie oznacza, że sprawa nie ma dalszego ciągu.