Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

PiS grzmi o wypychaniu migrantów z Niemiec do Polski. Prawda jest inna

Kontrola policyjna na granicy polsko-niemieckiej, listopad 2024 r. Kontrola policyjna na granicy polsko-niemieckiej, listopad 2024 r. Wladyslaw Czulak / Agencja Gazeta
Opowieści o „przerzucaniu migrantów do Polski” świetnie się sprawdzają w prawicowej retoryce: pomagają nie tylko w budowaniu klasycznej histerii antymigracyjnej na potrzeby kampanii wyborczej, ale też w tworzeniu narracji o agresywnych działaniach Niemiec, wobec których poddańczy rząd Tuska jak zwykle się ugiął.

W ostatnich tygodniach posłowie PiS i Konfederacji oraz prawicowe media coraz częściej donoszą o odsyłaniu przez Niemcy do Polski tysięcy cudzoziemców. Politycy sugerują, że niemieckie służby zwożą na granicę duże grupy migrantów i porzucają ich w przygranicznych miejscowościach, co stwarzać ma zagrożenie dla mieszkańców. Pod koniec marca Robert Bąkiewicz powołał „Ruch Obrony Granic”, którego celem ma być „monitoring faktu przerzucania nielegalnych migrantów do Polski” i „blokowanie przejść granicznych”.

Prawica grzmi o wypychaniu migrantów

W protesty przeciwko rzekomemu zwożeniu migrantów do Polski zaangażowali się czołowi politycy PiS, klasycznie oskarżając rząd Donalda Tuska o bezradną akceptację polityki migracyjnej Berlina. „To niemiecka kanclerz zapraszała imigrantów, ale teraz oni mają być przerzucani do Polski. Na to nie może być zgody”, mówił Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej w Słubicach 29 marca. „Wiemy, że mamy do czynienia z jakimiś tajnymi rokowaniami między Niemcami a częścią państw, które z Niemcami graniczą, właśnie w sprawie przesyłania im tego, co – tak mówiąc najprostszym językiem – Niemcy sobie sami nabrali” – twierdził lider PiS.

Kilka tygodni wcześniej poseł tej partii Dariusz Matecki ostrzegał, że celem uruchomienia Centrum Dublińskiego w przygranicznym Eisenhüttenstadt (to ośrodek dla migrantów, którzy powinni być zawróceni do innych krajów Unii Europejskiej w ramach procedur dublińskich) jest odesłanie do Polski „nawet 70 tys. migrantów”. Na portalu X pojawiła się wtedy informacja – rzekomo pochodząca z niemieckich lokalnych mediów – że migranci będą zwożeni do Polski autobusami. Te doniesienia szybko podchwyciły prawicowe portale i – choć szybko zdementował je kierownik Centrum Dublińskiego Olaf Jansen, który oszacował liczbę odsyłanych każdego roku na 300–400 osób – informacje o „zorganizowanym transporcie nielegalnych migrantów” zaczęły pojawiać się w wielu ogólnopolskich i regionalnych mediach.

11 kwietnia była premier i obecna europosłanka Beata Szydło napisała na portalu X, że od stycznia 2024 r. Niemcy miały „wepchnąć” do Polski ok. 10 tys. migrantów. „To oficjalne dane niemieckiej Policji. Tusk zezwala na zalanie Polski migrantami, których chcą się pozbyć Niemcy”, napisała Szydło.

Czytaj też: Narodowcy patrolują miasta. Stoją w oddali i robią zdjęcia. Sami chcą „rozwiązać” kryzys na granicy

Niemcy odsyłają mniej osób niż za czasów PiS

MSWiA od kilku tygodni dementuje te doniesienia, podkreślając, że migranci są odsyłani z Niemiec w ramach dwóch formalnych procedur i że skala tego zjawiska jest niewielka.

Pierwsza procedura obejmuje osoby, które złożyły w Polsce wnioski o ochronę i nie czekając na ich rozpatrzenie, wyjechały do Niemiec, gdzie ponownie poprosiły o azyl. Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady UE z 2013 r., nazywanym Dublin III, Niemcy mogą w takiej sytuacji odesłać cudzoziemców do kraju, który jest odpowiedzialny za ich procedurę azylową, czyli w tym przypadku do Polski. Niemiecki urząd migracyjny weryfikuje takie podwójne wnioski w ogólnoeuropejskiej bazie odcisków palców i zwraca się do Polski z formalnym wnioskiem o przejęcie azylantów. Jeśli Polska wyrazi zgodę, to przekazania dokonuje się w ciągu sześciu miesięcy.

Druga procedura to readmisja – na podstawie dwustronnej umowy cudzoziemcy docierający nielegalnie do Niemczech, którzy wcześniej przebywali w Polsce (nawet jeśli tylko przez nią przejeżdżali), mogą być tam odesłani. Readmisja dzieli się na pełną i uproszczoną – ten drugi rodzaj jest przeprowadzany, gdy od nielegalnego przekroczenia granicy nie minęło 48 godz.

MSWiA od kilku tygodni podkreśla, że statystyki odsyłania w ramach tych dwóch procedur są niższe niż za czasów PiS. „Uwaga fake! Nie zmieniamy naszej maksymalnie restrykcyjnej polityki w zakresie procedur dublińskich i readmisji. Nie ma zgody, jak za poprzedniego rządu, przyjmowania »jak leci«. Pokazują to statystyki Straży Granicznej” – napisał 2 marca na portalu X wiceminister ds. migracji Maciej Duszczyk. W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” z 15 kwietnia nazwał większość informacji pojawiających się w prawicowych mediach „nieprawdziwą”. „Ciekawe, czy politycy, krzyczący o podrzucaniu migrantów przez Niemcy, zaczną przepraszać za to, że straszyli Polaków bez żadnych podstaw”, mówił.

Statystyki Straży Granicznej pokazują, że liczba migrantów odsyłanych w ramach procedur dublińskich i readmisji jest niewielka i faktycznie niższa niż za czasów rządów poprzedniej ekipy. W 2024 r. z Niemiec do Polski przekazano formalnie 688 cudzoziemców (357 w ramach readmisji i 331 w ramach procedur dublińskich). To spadek o niemal 30 proc. w stosunku do 2023 r., gdy odesłano 968 osób (564 w ramach readmisji i 404 w ramach powrotów dublińskich). Wiceminister Duszczyk oraz rzecznik prasowy MSWiA Jacek Dobrzyński wielokrotnie podkreślali w swoich komunikatach, że spadek ten jest wynikiem dokładniejszej weryfikacji niemieckich wniosków o odsyłanie cudzoziemców do Polski. W marcu wiceminister Duszczyk udzielił mi komentarza do artykułu na portalu OKO.Press, tłumacząc, że Polska nie ma pełnego zaufania do tego, jak Niemcy weryfikują, czy dana osoba faktycznie znajdowała się w naszym kraju. „Zawsze musimy to skrupulatnie zweryfikować w oparciu o nasze bazy danych. Nawet jeśli (cudzoziemcy) są zatrzymani w pobliżu granicy z Polską i mają białoruskie wizy [tzw. ślad białoruski, za pomocą którego niemieckie służby określają, czy migranci podróżowali wcześniej przez Białoruś – MT], to mogli znaleźć się w Niemczech w inny sposób, np. szlakiem bałkańskim”, mówił.

Czytaj też: Co 11. student w Polsce jest cudzoziemcem. Nie chcą stąd wyjeżdżać. Niektórzy będą musieli

Przeprosiny za incydent

Skąd więc biorą się opowieści o „przerzucaniu migrantów do Polski”? W dużej mierze z mieszania pojedynczego incydentu, który faktycznie miał miejsce, z krążącymi po mediach i mediach społecznościowych informacjami o innej stosowanej przez Niemcy procedurze – odmowach wjazdu na granicy. Te dwie rzeczy są wykorzystywane w prawicowej retoryce – nie tylko w budowaniu klasycznej histerii antymigracyjnej na potrzeby kampanii wyborczej, ale też w tworzeniu narracji o agresywnych, wręcz hybrydowych działaniach Niemiec, wobec których rzekomo poddańczy rząd Donalda Tuska jak zwykle się ugiął.

W czerwcu 2024 r. pojawiły się informacje o pięcioosobowej rodzinie, która miała zostać „podrzucona” przez niemiecką policję do przygranicznej miejscowości Osinowo Dolne, a następnie – o kilkunastoosobowej grupie, którą niemieckie służby miały przywieźć na most łączący Frankfurt nad Odrą i Słubice. Jednocześnie w mediach i mediach społecznościowych zaczęto podawać liczbę 3,5 tys. migrantów, których „Niemcy mieli odesłać do Polski”.

Epizod w Osinowie Dolnym faktycznie miał miejsce – niemieckie służby nie dopełniły wówczas procedur i nie przekazały formalnie cudzoziemców polskiej Straży Granicznej, po prostu pozostawiły ich na parkingu. Był to jednak odosobniony przypadek, za który Niemcy przeprosiły zarówno w rozmowach między służbami, jak i na szczeblu rządowym – m.in. podczas rozmów Donalda Tuska z byłym kanclerzem Olafem Scholzem oraz ministra Tomasza Siemoniaka z byłą szefową spraw wewnętrznych Nancy Faeser. Berlin zapewnił, że podjęto kroki, by takie sytuacje więcej się nie powtórzyły.

Czytaj też: Gra w chronionego, czyli złe czasy dla azylu. Tusk głośno powiedział to, co wielu w Europie myśli od lat

Niemcy nie odsyłają, po prostu nie wpuszczają

Sytuacja nie jest jednak tak prosta, jak przedstawia to obecny rząd. O ile opowieści o „podrzucaniu” i „zwożeniu autobusami” tysięcy migrantów można włożyć między bajki, a formalnie Polska faktycznie przyjmuje od Niemiec mniej migrantów, o tyle prawdą jest również, że Niemcy znacznie zaostrzyły politykę graniczną i skutki tego widać na naszej zachodniej granicy.

Od czasu przywrócenia jesienią 2023 r. tymczasowych kontroli granicznych Niemcy nie tyle „odsyłają”, ile po prostu „nie wpuszczają”, czyli de facto zawracają na granicy migrantów próbujących się tam dostać. Odbywa się to nie w ramach procedur dublińskich czy readmisji, ale na mocy rozporządzenia o kontrolach granicznych z października 2023 r. Kontrole i częściowe zawracanie migrantów mają miejsce na wszystkich niemieckich granicach i nie są w żaden sposób wymierzone w Polskę – ich celem jest po prostu zahamowanie nieregularnej migracji, która w 2023 r. osiągnęła w Niemczech największą skalę od czasu kryzysu w 2015 r.

Rzeczniczka prasowa niemieckiej policji federalnej Christina Maul podała mi, że w 2024 r na granicy polsko-niemieckiej zarejestrowano 16 148 cudzoziemców próbujących przekroczyć ją nielegalnie, a 9387 migrantom odmówiono wjazdu. Połowę osób zawróconych na granicy stanowili obywatele Ukrainy. Odmówiono także wjazdu 580 Afgańczykom, 470 Syryjczykom, 377 Gruzinom i 234 Hindusom. Maul podkreśliła, że odmowy wjazdu są zgodne z artykułem 6. kodeksu granicznego Schengen oraz że Polska jest zobowiązana do przyjmowania z powrotem takich osób bez dodatkowych formalności. Rzeczniczka podała też, że zawracanie ich może być przeprowadzone bez ich fizycznego przekazania polskim służbom.

Poproszeni o komentarz rzecznicy prasowi Straży Granicznej i MSWiA twierdzą, że choć Niemcy nie mają formalnego obowiązku informowania polskich służb o odmowach wjazdu cudzoziemcom, to w praktyce najczęściej to robią. „W obowiązujących przepisach nie wskazano na obowiązek państwa przywracającego kontrolę graniczną o konieczności informowania strony sąsiedniej o odmowie wjazdu cudzoziemcowi”, napisał mi rzecznik prasowy MSWiA Jacek Dobrzyński, „niemniej jednak już w grudniu 2023 r., tuż po przywróceniu kontroli granicznej przez Niemcy, polecono jednostkom terenowym Nadodrzańskiego Oddziału SG – operującym na polsko-niemieckim odcinku granicy państwowej – ustanowienie kanału wymiany informacji o cudzoziemcach zawracanych na terytorium Polski”. Rzecznik prasowy Straży Granicznej Andrzej Jóźwiak potwierdził, że choć polska Straż Graniczna jest w stałym kontakcie ze stroną niemiecką, to w praktyce nie zawsze otrzymuje informacje o przekazywanych cudzoziemcach i czasami natrafia na takie osoby podczas regularnych patroli. Zarówno obaj rzecznicy, jak i minister Duszczyk podkreślali, że współpraca pograniczników po obu stronach Odry jest dobra i sytuacje takie jak ta w Osinowie Dolnym już więcej się nie powtórzyły.

Co dzieje się z migrantami zawróconymi do Polski?

Na zachodniej granicy nie mamy więc do czynienia z masowym i celowym podrzucaniem migrantów, jak sugerują to politycy PiS i Konfederacji oraz prawicowe media. Jest jednak faktem, że Niemcy odmawiają wjazdu tysiącom osób. Te procedury różnią się pod kątem formalnym i politycznym, ale ich praktyczny skutek jest dość podobny.

Migranci, zarówno przekazywani w procedurach dublińskich, w ramach readmisji, jak i po prostu zawracani na granicy, trafiają do przygranicznych miejscowości i najczęściej ponownie próbują przedostać się do Niemiec. W niektórych przypadkach zostają objęci innymi procedurami (np. deportacyjnymi lub są umieszczani w ośrodkach strzeżonych, jeśli nie można ustalić ich tożsamości), ale zazwyczaj otrzymują po prostu polecenie udania się do otwartego ośrodka dla cudzoziemców.

Ośrodki te znajdują się na drugim końcu Polski – migranci są najczęściej kierowani do ośrodka recepcyjnego w Białej Podlaskiej – a Straż Graniczna nie oferuje im tam żadnego transportu ani choćby biletu na pociąg. Ponieważ celem większości migrantów są Niemcy, to większość z nich nawet nie próbuje się dostać do ośrodka otwartego, tylko przy najbliższej okazji podejmuje kolejne próby przekroczenia granicy.

Czy Niemcy w praktyce „zawiesiły prawo do azylu”?

9 kwietnia Niemcy przedstawiły umowę koalicyjną po wyborach parlamentarnych, które odbyły się 23 lutego. Jednym z jej najważniejszych elementów jest zaostrzenie polityki migracyjnej i azylowej, co przyszły kanclerz Friedrich Merz zapowiadał już w kampanii wyborczej. Umowa przewiduje, że dotychczasowe kontrole graniczne zostaną zacieśnione, a osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową nie będą wpuszczane do Niemiec. Choć taka decyzja jest sprzeczna z unijnym prawem, to nowy rząd chce argumentować, że wszyscy przybywający do Niemiec dotarli tam przez jeden z krajów Unii Europejskiej, a co za tym idzie – powinni złożyć wniosek o azyl w pierwszym bezpiecznym kraju. Dokument nie określa, czy od tej zasady będą obowiązywać jakieś wyjątki, ani czy – jak zapowiadał Merz w kampanii wyborczej – odrzucanie azylantów na granicy będzie odbywać się w oparciu o wprowadzenie w Niemczech stanu wyjątkowego. Po publikacji umowy przyszły kanclerz zapewnił, że w kwestii kontroli granicznych i potencjalnego odsyłania migrantów Niemcy będą „blisko współpracować” z sąsiadami, głównie z Polską i Francją.

Wokół tych zapisów w umowie koalicyjnej toczyły się podczas negocjacji zacięte dyskusje. Część SPD nie zgadzała się na zaostrzenie prawa do azylu w Niemczech. Statystyki policji federalnej sugerują jednak, że niezależnie od politycznych decyzji wnioski azylowe na granicy polsko-niemieckiej już teraz są, przynajmniej częściowo, odrzucane. Choć w grupie prawie 10 tys. cudzoziemców, którym odmówiono wjazdu do Niemiec w 2024 r., nie wszyscy musieli wnioskować o azyl, to można założyć, że większość z 580 Afgańczyków i 470 Syryjczyków, których zawrócono na granicy, zmierzała do Niemiec właśnie w tym celu. „Oficjalnie każdy ma obecnie prawo do złożenia wniosku na granicy. W praktyce jednak policja federalna już od dłuższego czasu zniechęca do tego migrantów”, mówił w wywiadzie dla nas Kamil Frymark z Ośrodka Studiów Wschodnich. „Możliwe, że w praktyce pewna forma odrzucania wniosków o azyl już się częściowo odbywa, a ewentualne prawo uchwalone przez nową koalicję nada temu procederowi inną nazwę i de facto zadekretuje obecny stan” – tłumaczył.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama