W Waszyngtonie przeważa pesymizm co do szans zawarcia porozumienia kończącego wojnę Rosji z Ukrainą czy choćby tymczasowego zawieszenia broni. Propozycje w tej sprawie przygotowane przez administrację USA oceniane są powszechnie jako plan sprowadzający się do kapitulacji Ukrainy. Uśmiechy i serdeczności, jakimi specjalny negocjator Steve Witkoff, goszczący w piątek w Moskwie, obdarzał Władimira Putina, zdawały się potwierdzać, że ekipa Donalda Trumpa coraz wyraźniej bierze stronę Rosji w konflikcie z jej południowym sąsiadem.
Co proponuje Ameryka
Amerykański plan nie został ogłoszony oficjalnie, ale z przecieków wiadomo, że przewiduje przerwanie walk na obecnej linii frontu, formalną zgodę Ukrainy na pozostanie Krymu w Rosji i de facto pogodzenie się przez rząd w Kijowie z utratą ziem na wschodzie kraju zdobytych przez wojska rosyjskie, czyli ok. 20 proc. jego terytorium. Wołodymyr Zełenski oświadczył już, że formalne oddanie Krymu nie wchodzi w grę. „Tu nie ma o czym dyskutować”, powiedział.
Ukraiński prezydent domaga się poza tym gwarancji bezpieczeństwa na wypadek, gdyby doszło do rozejmu. Wciąż brak pewnych informacji, na jakie gwarancje zgadza się Rosja i jakich gotowe byłyby udzielić państwa europejskie. Rosja nie zgadzała się na obecność w Ukrainie jakichkolwiek sił pokojowych z NATO. USA wykluczają udział swoich wojsk w tego rodzaju misji.
Plan ekipy Trumpa przewiduje też formalną rezygnację Ukrainy z członkostwa NATO, co zdaniem ekspertów byłoby praktycznie jedyną gwarancją jej bezpieczeństwa przed Rosją. „To nie jest właściwie żaden deal, tylko ultimatum pod adresem Kijowa”, ocenił plan trumpistów czołowy komentator telewizji MSNBC Ron Brownstein.
Czytaj też: Żegnaj, J-Town. Amerykanie powiedzieli „dość” w Jasionce. Trump pójdzie dalej
Trump naciska na Ukrainę
Trump zapowiadał w kampanii wyborczej, że doprowadzi do zakończenia wojny „w ciągu 24 godzin”. Jeżeli przyjąć wątpliwe założenie, że rzeczywiście zależało mu na sprawiedliwym pokoju, co okazuje się naiwnym złudzeniem, jego administracja wybrała najgorszą taktykę negocjacyjną w rokowaniach z Rosją, ogłaszając, i to publicznie, szereg ustępstw, jak zapowiedź normalizacji stosunków z nią i zniesienia sankcji. Ośmieliło to tylko Putina do eskalacji żądań wykraczających poza samą wojnę, jak wycofanie wojsk NATO ze wschodniej flanki Sojuszu.
Ostatnio Trump i jego pretorianie zaczęli ostrzegać, że nie będą rokować w sprawie Ukrainy w nieskończoność. Wiceprezydent J.D. Vance i sekretarz stanu Marco Rubio powiedzieli, że jeżeli do porozumienia nie dojdzie w najbliższych dniach, USA przestaną się w to angażować i „zajmą się czym innym”. Pytani, co dokładnie mają na myśli, odpowiadają wymijająco. Większość komentatorów w Waszyngtonie uważa, że może to oznaczać nawet wstrzymanie dalszej pomocy wojskowej dla Ukrainy i dostarczania jej informacji wywiadowczych, bezcennych w walce na froncie. Doszło już do tego po awanturze Zełenskiego z Trumpem i Vance’em w Gabinecie Owalnym w lutym.
Administracja Trumpa oświadcza, że obie strony, tj. Rosja i Ukraina, muszą się dogadać, ale nie ma wątpliwości, że ostrzeżenie o wycofaniu się USA z roli mediatora skierowane jest głównie do Kijowa. Po zbombardowaniu cywilnych celów w Kijowie i innych ukraińskich miastach w ostatnich dniach Trump napisał na platformie X: „Nie jestem zadowolony z rosyjskich ataków na Kijów. Władimir, stop!”.
W czwartek, podczas jego spotkania z premierem Norwegii Jonasem Gahr Store i byłym sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem, zapytano amerykańskiego prezydenta, czy apel do Putina należy rozumieć jako ostrzeżenie, że może ukarać Rosję dodatkowymi sankcjami. Nie odpowiedział. A zapytany, jakie Rosja poczyniła ustępstwa, odparł, że „wielką koncesją jest zgoda, żeby nie zajmować całej Ukrainy”.
Gesty na rzecz Putina
Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Tego samego dnia tygodnik „Time” opublikował wywiad z Trumpem, w którym po raz kolejny obwinił Ukrainę za to, że padła ofiarą napaści. Według prezydenta Rosja została sprowokowana oświadczeniami Zełenskiego, że chce przyjęcia jego kraju do NATO.
„New York Times” przypomniał, że dyplomaci europejskich państw, które obiecały zwiększyć pomoc wojskową i ekonomiczną dla Ukrainy, nie mają złudzeń co do intencji Trumpa. „Oskarżają go, że w wojnie popiera Rosję, jego prawdziwym celem jest porzucenie Ukrainy i znalezienie sposobu normalizacji stosunków Ameryki z Moskwą. Trump i jego współpracownicy dyskutują już o zniesieniu sankcji na Rosję i zawarciu umów z Putinem na temat energii i minerałów”, napisał nowojorski dziennik.
Gestów na rzecz Putina jest więcej. Trump zarządził likwidację lub redukcję personelu biur Departamentu Stanu i Departamentu Sprawiedliwości zajmujących się gromadzeniem dowodów rosyjskich zbrodni wojennych. Ograniczył dostawy broni i sprzętu wojskowego.
Niektórzy komentatorzy, jak wspomniany Ron Brownstein, uważają, że prorosyjski zwrot w polityce Trumpa może go kosztować politycznie. Sondaże wskazują, że w sprawie wojny ogromna większość Amerykanów solidaryzuje się z Ukrainą i Rosję uważa za wroga Ameryki. Ale wojna i w ogóle sytuacja międzynarodowa nie znajduje się dziś w centrum zainteresowań amerykańskich wyborców. Dominują problemy krajowe – stan gospodarki, inflacja, nielegalna imigracja i bezpieczeństwo na ulicach. Trump to wie i dlatego gotów jest sprzedać Ukrainę, aby robić interesy z Putinem.