„Gaza płonie”. Izrael rozpoczął ofensywę na dużą skalę, zrównuje miasto z ziemią
Obraz jest diaboliczny, chociaż to nie oddaje całej sytuacji – mówi Olga Cherevko z oenzetowskiej agencji OCHA. Gdy rozmawiamy, jest w Deir al-Balah, 14 km na południe od miasta Gaza. – Przez całą noc i dzień widziałam tłumy ludzi uciekających z Gazy, wielu na piechotę, często bez żadnych bagaży. Wszędzie bombardowania. Ludzie w większości próbują uciekać na południe, ale tu nigdzie nie ma miejsca, jest bardzo tłoczno, więc niektórzy decydują się pójść na północ. Ludzie wędrują kilometrami po ulicach, próbując znaleźć jakiekolwiek schronienie, niektórzy koczują na poboczu głównej drogi. Olga opowiada, że chaos pogłębia też sytuacja żywnościowa – zapasy jedzenia są na wyczerpaniu. – Niby można coś jeszcze kupić, ale ceny są zawrotne, praktycznie nikogo już nie stać, by zapłacić za podstawowe produkty, choćby chleb – dodaje Cherevko.
Czytaj też: Francesca Albanese z ONZ dla „Polityki”: Izrael Gazę niszczy, zastawił pułapkę. Co możemy zrobić?
Gaza w ogniu
W nocy z poniedziałku na wtorek Izrael rozpoczął rozszerzoną ofensywę w Gazie. Na miasto poleciał grad bomb z powietrza, do centralnych dzielnic wjechały czołgi. Izraelski serwis Ynet relacjonował, że w ciągu 20 minut wykonano 37 uderzeń za pomocą dronów, śmigłowców bojowych i artylerii, a wybuchy były tak silne, że odczuwalne były w samym Izraelu. Palestyńczycy opisywali „pas ognia” rozciągający się nad miastem. „Miasto Gaza jest uważane za niebezpieczną strefę walk, a przebywanie w tym obszarze naraża na ryzyko” – poinformował na platformie X arabskojęzyczny rzecznik Sił Obronnych Izraela (IDF) płk Awichaj Adrai. IDF poinstruowało mieszkańców, aby przemieszczali się „tak szybko, jak to możliwe” ulicą Al-Rashid i na południe od miasta Gaza, „pojazdami lub pieszo”, zachęcając, by dołączyli do 40 proc. tych, którzy Gazę opuścili już wcześniej. W mieście schroniło się blisko milion osób, według armii uciekło już ok. 320 tys.
Celem ma być „zniszczenie Hamasu”, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wraz z Hamasem zniszczone ma tu być w zasadzie wszystko, na wzór tego, co obserwowaliśmy do tej pory w innych miejscach. Po wejściu na dane terytorium izraelska armia metodycznie niszczyła budynek po budynku, tak że na koniec miasta jak Rafah czy Bejt Hanun obrócone zostały w morze gruzów. Z Gazą będzie prawdopodobnie tak samo.
Izraelski rząd specjalnie nie ukrywa, że nie jest zainteresowany osiągnięciem porozumienia z Hamasem, a jeśli w ogóle mogłoby to wchodzić w grę, to wyłącznie na warunkach Izraela. „Mamy bardzo krótkie okno czasowe, w którym możemy zawrzeć porozumienie”, stwierdził Marco Rubio, który wczoraj był jeszcze w Izraelu i spotkał się z Netanjahu. Rubio dodał, że na negocjacje pozostały dni lub kilka tygodni. W praktyce zawarcie porozumienia może być niemożliwe. Bombardując zespół negocjacyjny Hamasu, który spotkał się w Dausze, stolicy Kataru, Izrael dał jasny sygnał, że czas rozmów się skończył.
Czytaj też: Gaza, wielki cmentarz i wielki głód. Netanjahu robi, co chce
Netanjahu chce wojny
„Gaza płonie” – stwierdził izraelski minister obrony Israel Kac, gdy rozpoczęła się operacja w mieście Gaza, co jest tragicznie trafnym komentarzem do tego, co dzieje się na miejscu. Zadziwiający jest też kompletny chłód płynący z tych słów. Netanjahu twierdzi wprawdzie, że celem Izraela jest odzyskanie wszystkich 48 zakładników przebywających w Gazie, ale wielu Izraelczyków uważa, że tak intensywna operacja w mieście uważanym za „ostatni bastion Hamasu”, niesie ogromne ryzyko dla samych żołnierzy i blisko 20 wciąż żywych zakładników. – Ostatnie porozumienie ze stycznia, które obowiązywało przez sześć tygodni, doprowadziło do przegrupowania się Hamasu, ostatecznie zainstalowali w mieście główne stanowisko dowodzenia, które zidentyfikowaliśmy i zamierzamy zniszczyć – wyjaśnia gen. rez. Israel Ziv, były dowódca Dywizji Gaza w IDF. Jak wyjaśnia, w ostatnim czasie Hamas zmienił też taktykę prowadzenia działań zbrojnych, nie atakuje już bezpośrednio izraelskich wojsk, ale coraz częściej wykorzystuje bomby pułapki, zabijając w ten sposób izraelskich żołnierzy.
Wiadomo, że premier Izraela i jego ministrowie nalegali na rozszerzenie operacji wbrew stanowisku szefa sztabu armii gen. Ejala Zamira. Niedawno miał on otrzymać ultimatum: albo podporządkuje się rozkazom rządowym, albo będzie musiał pożegnać się ze stanowiskiem. – Nie sądzę, by jego dymisja komukolwiek się przysłużyła. Ejal ma głębokie poczucie odpowiedzialności, czuje, że jego następca nie miałby żadnych skrupułów, by wykonywać polecenia góry – mówił mi przed kilkoma dniami jeden z izraelskich generałów rezerwy.
Ostatnie spotkanie przedstawicieli rządu ze sztabem według Ynet miało przebiegać w burzliwej atmosferze, doszło do kolejnego spięcia, podczas którego gen. Zamir miał namawiać polityków, by zamiast uderzać na Gazę, doprowadzili do takiego porozumienia z Hamasem, które doprowadzi do uwolnienia zakładników. Jak widać, generał ich nie przekonał.
Tymczasem rodziny zakładników zarzucają Netanjahu, że poświęcił los ich bliskich dla osobistych korzyści politycznych. „To może być ich ostatnia noc” – ogłosiło Forum zrzeszające rodziny porwanych. Od dawna oskarżają premiera, że jego głównym celem jest utrzymanie się u władzy, co zapewniają mu radykalni ministrowie, którzy wielokrotnie grozili zerwaniem koalicji, gdyby Izrael przerwał lub zakończył wojnę. – Netanjahu ma świadomość, że na tym etapie wojny ofensywa w Gazie będzie uznana za nieuprawnioną. Gorsze jest myślenie życzeniowe, czyli wiara, że Hamas sam się podda i złoży broń pod presją naszej armii. Problem w tym, że nawet wojsko nie zna rzeczywistych celów tej operacji. Bez wyraźnie określonego politycznego porozumienia, a takiego nie ma, operacja może trwać w nieskończoność, a przynajmniej bardzo długo – ostrzega gen. Ziv. Problem w tym, że wśród tysięcy uciekających Palestyńczyków ukrywać się mogą również bojówkarze Hamasu. – Jest ryzyko, że zniszczymy ich infrastrukturę w Gazie, a oni i tak odbudują się w innym miejscu – dodaje gen. Ziv.
Nie jest więc wykluczone, że po zniszczeniu Gazy izraelscy rządzący uznają, że „ostatni bastion” przeniósł się np. do Chan Junus. I koszmar znów się powtórzy. Pytanie kluczowe brzmi – do kiedy i dokąd wojsko będzie przepędzać ludzi, by w końcu obwieścić „całkowite zwycięstwo” nad Hamasem? Aż zabraknie wolnych miejsc w Gazie i samych Palestyńczyków?