Historia

Sto lat, szmat czasu. Górnego Śląska trudny powrót do domu

Polskie wojska na Górnym Śląsku. 1922 r. Polskie wojska na Górnym Śląsku. 1922 r. Piotr Mecik / Forum
Śląsk przechodził przez wieki z rąk do rąk. Dziwny, z niebem niegdyś zasnutym dymami, dziś bujny zielenią. Słyszał różne mowy – czeską, niemiecką, włoską, angielską, francuską, polską. Sam gada swoim językiem, który nie ma prawa głosu, choć uparcie się o ten głos upomina.

Właśnie mija setna rocznica przyłączenia Górnego Śląska do Polski. I 123 lata zaborów, po których odzyskaliśmy wolność, gdy zakończyła się I wojna światowa, nie mają tu nic do rzeczy – Śląsk był poza naszą ojczyzną już od XIV w. Kto zawęża tę nieobecność do daty zrzucenia jarzma zaborów, popełnia historyczny błąd. Polska powróciła na mapę Europy po 123 latach, ale Śląsk był przecież poza Polską dłużej, od wieków. Toteż powrót okazał się dużo trudniejszy.

Górny Śląsk. Kamienie milowe

14-punktowa deklaracja amerykańskiego prezydenta Woodrowa Wilsona, wydana w styczniu 1918 r., miała być bazą negocjacji z pokonanymi w wojnie Austro-Węgrami i Niemcami. Deklaracja mówiła o ustanowieniu niepodległego państwa polskiego, które „winno obejmować terytoria zamieszkane przez bezspornie polską ludność”.

Przedstawiony prezydentowi przez Romana Dmowskiego i Komitet Narodowy Polski projekt przyszłych granic obejmował niemal całą pruską rejencję opolską, która zawierała terytorialnie Górny Śląsk. To były tereny wprawdzie wykraczające poza przedrozbiorowe granice Rzeczpospolitej, ale przeprowadzony w 1910 r. w państwie pruskim spis ludności wykazał, że z ponad 2 mln mieszkańców rejencji blisko 60 proc. zadeklarowało polskość. Brak zgody między politykami Wielkiej Brytanii i Francji utrudnił porozumienie w sprawie spornego regionu i w ostateczności podjęto w 1919 r. zapisaną w traktacie wersalskim decyzję o plebiscycie, który miał rozstrzygnąć o losie Górnego Śląska.

Powstania śląskie i plebiscyt, których setne rocznice obchodziliśmy tak niedawno, były wydarzeniami, kamieniami milowymi popychającymi tę ziemię bardzo, bardzo powoli w strefę polskich wpływów.

Reguły plebiscytu, dopuszczające do głosu emigrantów od dawna na Śląsku nieobecnych, stały się korzystne dla strony niemieckiej i dały przewagę głosów opowiadających się za przynależnością Górnego Śląska do Niemiec. Za Polską zagłosowało jedynie 40,3 proc. ludności uprawnionej do oddania głosu.

Czytaj też: Traktat w Wersalu rozczarował Polaków

Do polskich Piekar przez niemiecki Bytom

Decyzja Międzynarodowej Komisji Rządowo-Plebiscytowej o niekorzystnym dla Polski podziale Górnego Śląska sprowokowała dalsze wydarzenia. Majową nocą 1921 r. wybuchły walki zbrojne, którym przewodniczył Wojciech Korfanty. Rozejm ustalono przy udziale mocarstw alianckich. Na skutek postanowień Paryskiej Konferencji Ambasadorów 20 października 1921 r. Polska dostała wprawdzie tylko 30 proc. obszaru Górnego Śląska, zamieszkałego jednak przez 46 proc. ludności.

Naszej stronie przypadły znaczące ośrodki przemysłowe: Katowice, Rybnik, Tarnowskie Góry, Pszczyna, Królewska Huta (dzisiejszy Chorzów), Świętochłowice, Lubliniec... Dostaliśmy 90 proc. zasobów węgla (53 z 67 kopalń), pięć z ośmiu hut żelaza i wszystkie huty cynku i ołowiu. Formalne włączenie tych terenów do Rzeczpospolitej spowodowało wzrost wartości jej majątku przemysłowego z 97 mln do ponad 275 mln zł. A trzeba pamiętać, że województwo śląskie w swym ostatecznym kształcie zajmowało tylko 1,1 proc. powierzchni kraju.

Komisja Międzysojusznicza otworzyła przed Polską drogę do objęcia we władanie i organizację terenów, które przypadły jej w udziale.
Był 15 czerwca 1922 r. Stało się coś niebywałego: rozcięto jednolity organizm społeczny i gospodarczy, który przez prawie dwa wieki funkcjonował w państwowości pruskiej (niemieckiej), a wcześniej austriackiej. Granica cięła pola, wioski, podwórka, zakłady przemysłowe i rodziny. Pod ziemią przechodziła przez węglowe wyrobiska, kraty z napisami obwieszczały koniec jednego państwa i początek drugiego. Takie cięcie nie mogło być bezbolesne...

Dr hab. Piotr Greiner, do niedawna dyrektor Archiwum Państwowego w Katowicach i pracownik naukowy Instytutu Historii UŚ, mówi, że z polskiego Chorzowa do polskich Piekar jechało się tramwajem przez niemiecki Bytom.

Dom stał po niemieckiej stronie, a wychodek po polskiej... W sumie granica przecięła ok. 120 zakładów przemysłowych, w tym górniczych. Czasem w Polsce działała większa część koksowni, sortownia węgla, tu były domy mieszkalne dla górników i koksowników, a sama kopalnia – po niemieckiej stronie [dot. kopalni skarbowej Delbruck, później Makoszowy, której brama główna była przejściem granicznym]. Ludzie pracowali w tych samych miejscach, ale już w innych państwach.

Z kolei w kopalni Heinitz w Bytomiu linia graniczna przecięła pod ziemią część chodników i węglowych przodków. Odgrodzono je kratami z tablicami, że tu jest właśnie granica. Dla mieszkańców granica była jednak przyjazna – przynajmniej do wygaśnięcia konwencji w 1937 r. Wprowadziła mały ruch graniczny w pasie 15 km po każdej stronie (obowiązywał tylko na terenie plebiscytowym, ale już nie na Śląsku Cieszyńskim). Na posterunkach policji wydawano karty cyrkulacyjne, corocznie odnawiane, upoważniające do swobodnego przekraczania granicy. Ludność spoza pasa musiała już mieć paszporty. Dzięki kartom nie zostały zerwane więzi rodzinne. Wesela, urodziny, komunie, chrzciny – nie było najmniejszych przeszkód, aby się odwiedzać.

W woj. śląskim otwarto 52 przejścia graniczne z Niemcami, z tego 13 w pasie przemysłowym. – Ale mieszkańcy mało z nich korzystali, bo i po co, kiedy granica biegła środkiem podwórka – mówi prof. Ryszard Kaczmarek, dyrektor Instytutu Historii UŚ, także dyrektor Instytutu Badań Regionalnych przy Bibliotece Śląskiej, wybitny znawca historii Śląska.

Kwitł szmugiel. Generalnie żywność za towary przemysłowe, pasmanteryjne i porcelanę. Szczególnym wzięciem cieszyły się rowery, w Polsce bardzo drogie. Miały swoje tabliczki rejestracyjne niczym dzisiejsze samochody. Przejazd rowerem na przejściach granicznych odnotowywano.

Czytaj też: Tożsamość śląska, czyli co?

Konwencja genewska albo górnośląska

Patrząc na ten zafundowany ludności Górnego Śląska sztuczny podział, zastanawiamy się, jak to mogło się udać. Prof. Ryszard Kaczmarek łagodzi ten pejzaż. Sztuczny podział nie funkcjonował wprawdzie bez zarzutu, ale zupełnie przyzwoicie.

Liga Narodów, a konkretnie jej Rada Ambasadorów zafundowała bowiem obu państwom środek znieczulający. Była nią umowa polsko-niemiecka, podpisana w połowie maja 1922 r. w Genewie, stąd często określa się ją jako konwencję genewską czy też górnośląską. Zawarta na 15 lat, regulowała w ponad 600 paragrafach wszystkie dziedziny życia społecznego, oświatowego, gospodarczego i politycznego na terenach plebiscytowych Górnego Śląska. Po obu stronach granicy. W ogóle i w szczególe.

Prof. Kaczmarek ocenia, że była to sytuacja bez precedensu. Oryginalny dwustronny układ niemający odpowiednika w ówczesnej Europie.

Nazywano go dyktatem, choć to rozwiązanie było akurat pozytywne, ponieważ zwycięskie mocarstwa postawiły sprawę jasno: nie podpiszecie, to nie będzie podziału i nie wejdzie w życie postanowienie Rady Ambasadorów z października 1921 r. dotyczące wytyczenia granicy. Gra o Górny Śląsk musiałaby się zacząć od nowa – z niewiadomym dla zainteresowanych stron wynikiem.

Najważniejszymi sprawami, które leżały w gestii konwencji górnośląskiej, były te gospodarcze i własnościowe. Chroniła tym samym wielki kapitał prywatny, przeważnie niemiecki, zapewniając jego swobodny przepływ i rozwój. Często, choć wiele koncernów rozdzieliła granica, funkcjonowały one jako jeden organizm gospodarczy. Dobrym przykładem jest słynna spółka Giesche SA. Prawie 80 proc. koncernu znalazło się po polskiej stronie Śląska. Kiedy w 1926 r. spadkobiercy Gieschego sprzedali polskie aktywa kapitałowi amerykańskiemu, to nie dlatego, żeby Polska w jakiejś mierze utrudniała funkcjonowanie kapitału niemieckiego, bo nie miała przecież takich możliwości. – Spadkobiercy Gieschego, a była to rodzina niemiecko-żydowska, mieli problemy finansowe, stąd ten krok – uważa dr hab. Piotr Greiner.

Z kolei część dóbr pszczyńskiej książęcej rodziny Hochbergów (m.in. sześć kopalń i browar w Tychach) państwo polskie wzięło w zarząd przymusowy za niepłacenie podatków. Kiedy wybuchła II wojna światowa, kapitał niemiecki ciągle kontrolował blisko 55 proc. gospodarki autonomicznego Śląska.

Rzecz jasna uniknięcie sporów było niemożliwe, ale do ich rozstrzygnięcia powołano w polskich Katowicach Górnośląską Komisję Mieszaną. W niemieckim Bytomiu działał Górnośląski Trybunał Rozjemczy. Przewodniczących obu tych instytucji wyznaczała Liga Narodów. Tak więc 15 czerwca podporządkowana Lidze Narodów Komisja Międzysojusznicza Rządząca i Plebiscytowa w Opolu swoją decyzją dokonała formalnie zmiany suwerenności.

Czytaj też: Śląskie przesiedlenia

Katowice. Łzy, kwiaty, wiwaty

Tym samym kończyła się kilkuletnia oficjalna i zakulisowa, często krwawa gra polityczna w sprawie państwowej przynależności regionu, który od sześciu wieków istniał poza polską państwowością. 19 czerwca 1922 r. przez katowicki rynek przeszła parada wojsk alianckich.

A po ich wyjściu, następnego dnia, na szopienickim moście tłumy z wojewodą śląskim Józefem Rymerem i dyktatorem III powstania śląskiego Wojciechem Korfantym witały Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego. Wielokilometrowy wojskowy orszak zmierzał w stronę katowickiego rynku. Były łzy, kwiaty i wiwaty. Wojsko przechodziło przez udekorowane bramy, mające przypominać antyczne łuki triumfalne, a było ich ponad 200.

Ten patriotyczny spektakl zakończył się 16 lipca podpisaniem w Katowicach Aktu Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską. To doniosłe wydarzenie zostało uhonorowane obecnością 150-osobowej państwowej delegacji z marszałkiem Sejmu Wojciechem Trąbczyńskim. Naczelnik Józef Piłsudski został w Warszawie, żeby nie dopuścić do powstania rządu z Korfantym. Pojawił się dopiero w sierpniu... z odznaczeniami dla powstańców.

We wrześniu tego brzemiennego w skutki roku odbyły się wybory do Sejmu Śląskiego, którego funkcjonowanie w ramach autonomii śląskiej zagwarantowała Ustawa Konstytucyjna i Autonomiczna. Województwo śląskie z Sejmem i Skarbem Śląskim stanowiło nieodłączną część RP.

Zjednoczenie stało się faktem. Ale następowało na specyficznych warunkach. Podpisana miesiąc wcześniej konwencja genewska miała przez 15 lat regulować wszystkie dziedziny codziennego życia przepołowionego regionu. I regulowała do tego stopnia, że do maja 1937 r. w niemieckiej części Górnego Śląska nie obowiązywało hitlerowskie ustawodawstwo dotyczące Żydów.

Czytaj też: Najcenniejsza polska dzielnica

Przyjdzie Hitler i zrobi porządek

Jedną z najważniejszych spraw regulowanych przez konwencję był wybór opcji, czyli kraju zamieszkania. Niezadowoleni z przebiegu granicy, tzw. optanci, mieli prawo do 1924 r. przenieść się na drugą stronę. Prof. Kaczmarek szacuje, że ówczesna wędrówka ludów objęła blisko 240 tys. osób:

„Te proporcje rozłożyły się prawie po równo. Z naszych badań wynika, że aż 70 tys. wybierających opcję niemiecką zatrzymało się w miastach górnośląskich tuż za granicą. Ale to znaczyło, że w sąsiedztwie granicy pojawiła się masa ludzi żyjących w poczuciu wypędzenia, żądnych rewanżu, wręcz wściekłych na decyzje Ligii Narodów (szczególnie sprzyjającej Polsce Francji). Optanci pozostający w woj. śląskim (a byli tacy jeszcze w 1937 r.) zachowywali obywatelstwo niemieckie, ale dysponowali pełnią praw obywateli polskich. (...) Uczucie rewanżyzmu nie było też obce optantom polskim. Wyzuci z ojcowizny, łatwo poddawali się radykalnym nastrojom i emocjom. Szczególnie dotyczyło to środowisk powstańców śląskich... Byli przesączeni wizją dotarcia nad Odrę, w latach 30. urządzali marsze nad Odrę, wiele środowisk żyło myślą odzyskania całego Śląska Opolskiego”.

Kryzys gospodarczy odcisnął znaczące piętno na podzielonych obszarach. Pierwsi, bo już w 1934 r., z kryzysu wyszli Niemcy, Polska przezwyciężyła go dopiero trzy lata później.

„Nastały już wtedy czasy Hitlera. W Niemczech rozkwitały wielkie inwestycje publiczne i militarne. Bezrobocie spadło niemal do zera. Niemcy nadal potrzebowali robotników z polskiej strony, ale już zaczęli ich wybierać. Ważną rolę pośrednika odgrywał konsulat niemiecki w Katowicach. Do zatrudnienia potrzebna była swoista lojalka: należało udowodnić nie tylko niemieckie pochodzenie, ale też wzmocnić je, najlepiej aktywną przynależnością do niemieckich partii i stowarzyszeń działających w Polsce”.

W latach 30. pracę w Niemczech miało ok. 12 tys. mieszkańców polskiego Śląska. Wracali stamtąd z pozytywnymi wrażeniami. Tam nie było bezrobocia – tu nadal szalało. Tam każdemu robotnikowi obiecywano volkswagena – tu problemem było zdobycie roweru.

Samochodów nie dostali, ale prawie za darmo otrzymywali nowoczesne odbiorniki radiowe – mówi prof.Kaczmarek. – Dożywianie w szkołach, wszystkie dzieci na koloniach. Powszechne były wczasy nad Bałtykiem i rejsy po morzu. Hitler wyraźnie kupił robotników – najpierw po swojej, potem po polskiej stronie. Niemcy ze swoją dynamiką gospodarczą i ogromnym znaczeniem w polityce międzynarodowej zachwycały. Ówczesny klimat oddaje słynne skwitowanie sprawy: przyjdzie Hitler i zrobi porządek!

Czytaj też: Niemiecki Śląsk po Wielkiej Wojnie

Pogranicze jak okno wystawowe

Nastroje wyraźnie się radykalizowały. W oczach cherlały niemieckie partie liberalne i konserwatywne (swobodnie działające na mocy konwencji). Natomiast rosły w siłę partie nacjonalistyczne. To w polskim Bielsku powstała prohitlerowska Partia Młodoniemiecka (Jungdeutsche Partei in Polen), która po 1933 r. stała się organizacją ogólnoniemiecką. Entuzjastyczne powitanie w Katowicach wojsk niemieckich we wrześniu 1939 – jakże było podobne do euforii, która wybuchła podczas polskich uroczystości w połowie 1922!

Swoista rywalizacja cywilizacyjna między częściami podzielonego Górnego Śląska rzucała się w oczy. Pogranicze pełniło funkcję okna wystawowego dla drugiej strony. Budżet niemiecki przekazywał wielkie pieniądze na rozwój Gliwic, Zabrza i Bytomia – planowano utworzenie Trójmiasta, a w nim uniwersytetu humanistyczno-technicznego. Szczególnie rozrosło się Zabrze – z niewielkiej osady przemysłowej przekształciło się w lokalną metropolię o imponującej architekturze.

Wizja Trójmiasta nie ziściła się, bo Hitler zmienił strategiczne cele: rozpoczęto budowę kanału gliwickiego, autostrady Berlin–Bytom, w Blachowni i Kędzierzynie powstały supernowoczesne zakłady chemiczne, produkujące m.in. syntetyczną benzynę, w Gliwicach i okolicy gigantyczne zakłady zbrojeniowe. Idea zwycięskiej wojny i panowania nad światem stała się priorytetem.

Polską witryną wystawową były Katowice i Królewska Huta, późniejszy Chorzów. W Katowicach powstał olbrzymi gmach Urzędu Wojewódzkiego i Sejmu Śląskiego, zbudowano Muzeum Śląskie i Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, które miały rangę uczelni półwyższej. Wyrastały okazałe gmachy publiczne i całe dzielnice mieszkaniowe. A prezydentowi Rzeczpospolitej Śląsk ufundował rezydencję w Wiśle.

Wszystkie te inwestycje finansowało autonomiczne województwo dysponujące własnym skarbem – przypomina prof. Kaczmarek. Zostawało w nim ok. 40 proc. dochodów bogatego regionu. – Otwarte pozostaje pytanie, czy Warszawa inwestowałaby w okno wystawowe gdzieś na dalekich rubieżach kraju?

Czytaj też: Polsko-niemiecko-czeskie pogranicze

Bramy do Polski. Zmagania z legendą

Niewielkie województwo śląskie dzięki potencjałowi gospodarczemu i finansowemu miało decydujący wpływ na rozwój kraju. Polska nie była w stanie skonsumować produkcji śląskiego przemysłu, stąd otwarcie linii kolejowej Śląsk–Gdynia. Po wybuchu polsko-niemieckiej wojny celnej (1925–30), która zablokowała eksport śląskich towarów na tradycyjny niemiecki rynek, przyspieszono budowę gdyńskiego portu. Bez Śląska rolniczej Polski nie byłoby stać na budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego i wiele innych inwestycji. Ze Śląska pochodziło 70–80 proc. nierolniczego eksportu Polski.

Ale Śląsk pozostał przede wszystkim pograniczem narodowościowym i kulturowym, regionem z własną historią, chociaż podzielonym wyrokami historii i dyplomatów.

Czytaj też: Spór o śląskie granice

Dzisiaj, kiedy mija sto lat, odkąd Śląsk po wielowiekowej nieobecności wrócił w objęcia Polski, doniosłość tego historycznego faktu staje się coraz bardziej zrozumiała i oczywista. Wydarzenia z tamtego czerwca stały się szczęśliwą rekapitulacją wcześniejszych dramatycznych doświadczeń. Może nawet tak euforyczną jak zryw Solidarności i tego wszystkiego, co stało się po nim.

Dzień powitania polskich wojsk sprzed stu lat będzie świętem państwowym. Śląsk postanowił odszukać zapomniane groby swoich powstańców – do końca tego roku sto takich pochówków zostanie oznaczonych specjalnym symbolem „Tobie Polsko”. Na placu Kwiatowym w części katowickiego rynku trwa wernisaż wystawy zainicjowanej przez IPN, poświęconej Policji Województwa Śląskiego, pod hasłem „Pamiętaj, że nosisz mundur”. Upamiętnieniem wydarzeń związanych z przejmowaniem władzy na terenach, które na mocy decyzji Rady Ambasadorów przypadły Polsce, jest wystawa zatytułowana „Bramy do Polski 1922”. Wkrótce zostanie wydany „Atlas Powstań Ślaskich” i komiks „Robert Oszek. Zmagania z legendą” – opowieść o powstańczym bohaterze, jednym z wielu. Poczta Polska wyemituje specjalny okolicznościowy znaczek z pamiątkowym napisem „100. rocznica powrotu Górnego Śląska do Polski”. Trwają liczne okolicznościowe wykłady, koncerty, spotkania i dyskusje, których zwieńczeniem była sesja naukowa 22 czerwca w Katowicach. Rekonstrukcja wkroczenia wojsk polskich do Katowic przypomniała tamte zdarzenia. W podziemiach katowickiej katedry, gdzie mieści się niekompletny Górnośląski Panteon, będzie stała wystawa dotykająca tamtych dni. Dzieje się.

Śląsk, kraina nieoczywista

Sto lat... szmat czasu. Najdłuższe bycie razem to rocznica dębowa. Szukam twardszego materiału. Ten najbardziej wytrzymały to grafen, złożona konstrukcja grafitu i nanorurek... węgla. Śląsk, dawne królestwo tego podziemnego czarnego skarbu, dziś kłopotliwego. Kraj, który przechodził przez wieki z rąk do rąk. Dziwny, z niebem niegdyś zasnutym dymami, dziś bujny zielenią, z Miastem Ogrodów. Słyszał różne mowy – czeską, niemiecką, włoską, angielską, francuską, polską. Sam gada swoim językiem, dla jednych twardym jak bryła węgla, dla innych pieszczotliwym i serdecznym. Językiem, który nie ma prawa głosu, choć uparcie się o ten głos upomina. Kraina ludzi, którzy swoje wiedzą, konkretnych, mocno stąpających po ziemi. Nie boją się strzyg, utopców ani beboków. Całkiem to przecież zwyczajne sprawy.

Śląsk, kraina wielowymiarowa, nieoczywista.

Czytaj też: Warmia i Mazury. Spóźniona niepodległość

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną