Dobra zmiana wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego w stosunku (w zaokrągleniu) 45:38 (nie licząc Wiosny). Niektórzy jej przedstawiciele uważają to wręcz za nokaut i pogrom Komisji Europejskiej – mój ulubiony p. Bukowski, dr filozofii, prawi nawet o łomocie. Tak się złożyło, że stosunek mandatów wyraża się formułą 27 do 22. Ktoś z telewidzów TVN24 zauważył, że wynik 1:27 najwyraźniej jest sukcesem, natomiast 22:27 – nokautem.
Ten komentarz jest dobrym przyczynkiem do znanej tezy, że wszystko jest względne, włączając to stwierdzenie: „wszystko jest względne”. Sfilmowano p. Saryusza-Wolskiego, jednego z autorów sukcesu w proporcji 1:27, dostojnie, ale i z widoczną gracją poruszającego się po sejmowych kuluarach. Być może przygotowuje swoje jestestwo do kandydowania na stanowisko przewodniczącego PE lub nawet Komisji Europejskiej, ale na razie ukrywającego swe zdanie na temat cen prądu w Polsce.
Kiedy oglądałem p. Saryusza-Wolskiego, przypomniała mi się postać prof. Taszyckiego, językoznawcy z UJ. Demonstrował on w sposób wyjątkowy dostojeństwo profesora uniwersyteckiego. Mówiono o nim, że porusza się jak jednoosobowa uroczysta procesja. Stosując analogię, powiedziałbym, że p. Saryusz-Wolski kroczy jak jednoosobowa komiczna procesja, niewykluczone, że w myśli (a może i w realu) przemierzając drogę z Wolski do Wolski, by użyć kalamburu popularnego jakiś czas temu. To pocieszające, że komizm znajduje swe miejsce w gorącym czasie powyborczym.
Czytaj także: Podzielona Polska
Kultura i dziedzictwo Twittera
Popalić dał też p. „Caryca” Suski, czołowy intelektualista Zjednoczonej Prawicy. Na Twitterze pojawił się taki komunikat: „Internauci znaleźli dla POstKOmuny receptę na PiS”. A oto rada dla Schetyny, jak poprawić swoje szanse u Biedronia: „Przydałaby się jeszcze jakaś gustowna torebka”. Dalej jest wizerunek p. Schetyny, uszminkowanego, pokrytego różem i mówiącego: „Znalazłem pomysł na pokonanie PiS. Idę na spotkanie z Biedroniem, by ściągnąć go do KE”.
Ponieważ ten „tęczowy koncept” nie spotkał się z nadmiernym entuzjazmem, „Caryca” wyjaśnił: „Szanowni Państwo, informuję, że dzisiaj jeden z asystentów przez pomyłkę zamieścił na moim koncie na Twitterze kontrowersyjny wpis, którego nie jestem autorem. Na moje polecenie post natychmiast został usunięty”. Przypomina to historię (opowiadam z pamięci, więc pomijam nazwiska) pewnego znanego duchownego, który jadąc samochodem (być może darem od bezdomnego), nie zareagował na wezwanie policjanta do zatrzymania się. Jakiś czas potem na komisariat przyszedł młody zakonnik, który oświadczył, że to on był kierowcą, ale nie zatrzymał się, gdyż nie ma prawa jazdy. Cóż, pomyłki chodzą po ludziach, zwłaszcza wyznających wartości chrześcijańskie.
Pan Sellin, inny obrońca rzeczonych walorów i wiceminister od kultury i dziedzictwa narodowego, orzekł: „Tweeta usuniętego, tym bardziej do którego rzekomy autor się nie przyznaje, komentować nie będę. Nie ma czego komentować, bo tego tweeta nie ma”.
Wszelako p. Sellin myli się, gdyż niezależnie od tego, kto był autorem – „Caryca” czy też jego czynownik w randze asystenta – rzeczony tekst znakomicie ilustruje kulturę dobrej zmiany i typ dziedzictwa, jaki jest administrowany w resorcie kierowanym przez p. Glińskiego.
Czytaj także: To jeszcze nie koniec
Konfederaci po wyborach
Co dalej – wszyscy pytają. Przegrani są m.in. Kukiz ′15 i Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy. Pierwsza partia, śmieszny Dyzma polskiego życia politycznego, nie ma większych widoków na przyszłość, chyba że zostanie adoptowana przez PiS (pardon, Zjednoczoną Prawicę) lub stworzy alians z konfederatami, z których paru zdobyło mandaty z list p. Kukiza. Dobrozmieńcy ucieszyli się z porażki korwinowców SA, gdyż, przynajmniej na razie, ubył rywal na prawicy, nader egzotyczny, skoro p. Godek, niezłomna bojowniczka o życie poczęte, nie ma problemu, aby pogodzić tę postawę z hasłem: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”, wyśpiewywanym przez jej partyjnych kolegów.
Chłopcy od Moczara w 1968 r. byli jednak bardziej wyrozumiali. Jest rzeczą ciekawą, jak p. Godek i jej podobni pogodzą wskazany dysonans poznawczy, niewykluczone, że z pomocą utworzenia partii narodowo-katolickiej, o której p. Braun rozprawia jako o realnym projekcie. Wprawdzie nie bardzo wierzę w efektywność prognoz społecznych, nawet na bardzo krótką metę. Postawiłbym na to, że jeśli Zjednoczona Prawica nie uzyska większości sejmowej, a Konfederacja (zblatowana z Kukiz ′15, ale niewykluczone, że samodzielnie) wejdzie do parlamentu, ugrupowania te zawiążą koalicję postwyborczą i wspólnie utworzą rząd. Policja kierowana przez p. Brudzińskiego nie reagowała na ryki o liściach i syjonistach, więc nie ma powodu, aby jego następca zmienił zdanie. Dla udobruchania konfederatów przyjmie się, jak już przećwiczono pod patronatem wspomnianego Moczara, że antysyjonizm nie jest antysemityzmem, tylko określeniem ułatwiającym sprzeciw wobec żydowskich (boć nie semickich) roszczeń w sprawie mienia bezspadkowego.
Czytaj także: Lekcja majowa
Z kim zawrze sojusz PSL
Po stronie szeroko rozumianej (tj. nieograniczonej do KE) opozycji sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Los Wiosny jest trudny do przewidzenia. PSL postanowił wrócić do samodzielności i wymyślił Koalicję Polską. Na razie nie wiadomo, kogo ona pomieści. Ludowcy wielce ryzykują. W szczególności nie biorą pod uwagę tego, że ich wynik okazywał się w kolejnych wyborach coraz słabszy. To, że nie było z nimi źle w wyborach samorządowych, jest słabą pociechą. Problem chyba w tym, że siła PSL polegała na sprawnym aktywie pochodzącym jeszcze z czasów Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, działającego w PRL.
To jednak już przeszłość – z uwagi na upływ czasu. Zakładając, że PSL w ogóle przekroczy próg wyborczy, nie wiadomo, z kim wejdzie w sojusz, o ile takowy będzie możliwy. Na razie ludowcy są kokietowani przez część Zjednoczonej Prawicy, ale ton wyższości dobrej zmiany irytuje polityków PSL. To usprawiedliwia przypuszczenie, że mogą opowiedzieć się za odsunięciem PiS od władzy. Z drugiej strony możliwy jest i całkiem przeciwny scenariusz, mianowicie koalicja PiS-PSL. Ta druga partia uczestniczyła już w tylu kombinacjach, że jeszcze jedna nikogo nie zdziwi.
Czytaj także: Kto zreanimuje Koalicję Europejską? Już nie Tusk
PiS tonie w aferach, ale opozycja nie wie, co z tym zrobić
PO pozostaje jako nie tyle główna (bo tutaj nic się nie zmieni), ile być może jedyna poważna siła opozycyjna. Jeśli zdarzy się to drugie, szanse opozycji wyglądają marnie, nawet zakładając, że znacznie poprawi wyrazistość programową i sposób prezentacji swoich postulatów. Wybory do PE jeszcze raz pokazały, że „obywatelscy” lekceważą podstawowe zasady skutecznej rywalizacji politycznej. Są niewiarygodni, skoro po cichu mówią jedno, np. że będziemy otwarcie za związkami partnerskimi czy świeckością (nawet ograniczoną) państwa, ale teraz cicho sza, bo w Świebodzinie (przykład autentyczny) nie możemy tego powiedzieć.
Tymczasem wyborcy oczekują jasnych deklaracji – wolą nawet otwarte kłamstwo od krętactwa. Jest rzeczą przedziwną, że gdy np. p. Neumann dyskutuje z p. Sasinem w TVN24, drugi wypada blado, plecie jak karabin szybkostrzelny, jego główna broń polega na przerywaniu innym i, ewentualnie, wtrącaniu: „bo wyście przez 10 lat...”. To jednak nie przenosi się na szerszy grunt, mimo że „dobrozmieńcy” podkładają się niemal na każdym kroku.
Rzecz nie sprowadza się tylko do słownych potyczek w relatywnie drobnych sprawach, ale również w stosunku do prawdziwych afer, jak „srebrna deweloperka” (w tym załatwianie biznesu w partyjnym gabinecie czy zapowiadanie złożenia takich zeznań, jak trzeba, aby zapłacić za wykonaną pracę) czy handlowanie kościelnym mieniem, by tak rzec, bezspadkowym, ale po zaniżonej cenie. To prawda, że struktura spółki Srebrna, w której władzach są niejaka p. Basia i jej syn, a więc wybitna businesswoman i obiecujący business boy, jest całkiem legalna, tak samo jak to, że mają trzy udziały na prawie 12 tys., ale rzeczywisty mechanizm podejmowania decyzji jest tajemnicą poliszynela.
Podobnie nie ma nic nielegalnego (no, może poza detalami związanymi z prawem kanonicznym) w kupowaniu gruntu kościelnego po zaniżonej cenie i w związku z poufną informacją uzyskaną od lokalnego hierarchy, a potem odsprzedawaniu ziemi ze sporym zyskiem, tym razem pod wpływem pozyskanej wiedzy o planie zagospodarowania przestrzennego. Niemniej są to działania podejrzane z punktu widzenia moralnych zasad dotyczących działań w sferze publicznej. „Dobrozmieńcy” kochają wytykać to innym, ale straszliwie się srożą, gdy wytyka się to im.
Nieporadność „obywatelskich” w takich grach politycznych jest zdumiewająca, a co gorsza, media sprzyjające opozycji też są niezbyt skuteczne, w przeciwieństwie do TVP, która ostro jedzie po oczach.
Czytaj także: Kogo obchodzą mężczyźni? Politycy nie mają im nic do zaoferowania
Polacy polityką się nie interesują. Ale może zaczną?
Czy jednak jest tak, że anty-PiS jest z góry skazany na porażkę w jesiennych wyborach parlamentarnych? Otóż nie. Frekwencja 44 proc. w wyborach do PE była wprawdzie najwyższa w dotychczasowych polskich elekcjach europejskich, ale to ciągle mniej niż połowa uprawnionych. Elektorat PiS ma to do siebie, że aktywizuje się niemal maksymalnie. Pozostaje kilka milionów obywateli, którzy mogą pójść do urn, jeśli uznają, że warto, ale trzeba ich do tego przekonać. Być może rację mają ci, którzy twierdzą, że nie ma na to szans, bo Polacy są zadowoleni ze stabilizacji, że mają w nosie (o ile nie gdzie indziej) aktywność polityczną, nawet minimalną, że nie interesują ich kontrowersje światopoglądowe, że najlepiej jest, gdy każdy sobie rzepkę skrobie i że nie ma co się przejmować innymi itd.
Zgadzając się z tym, że jest to być może właściwa diagnoza społeczeństwa polskiego i jego stanu świadomości, trzeba jednak powiedzieć, iż przeciwny stan rzeczy wcale nie jest wykluczony. A może jest właśnie tak, że potencjalni wyborcy uznają obecny stan rzeczy za niezadowalający i radzi byliby przyczynić się do jego zmiany?
Daniel Passent: Opozycja nie ma armat
Polacy, odpowiedzcie sobie na kilka pytań
Oto lista pytań do tej grupy potencjalnych wyborców. Zaczynam od nawiązania do uwag poprzednich plus jedno dodatkowe. Czy podoba się wam p. Saryusz-Wolski i jego nadęta komiczna dostojność? Czy podoba się wam p. „Caryca” Suski i jego poczucie humoru? Czy podoba wam się p. Sellin i jego pogląd, że co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr? Czy podoba się wam srebrne deweloperstwo i handel gruntami pokościelnymi? Czy podoba się wam to, że osoba deklarująca, iż gigantyczne nagrody ministrom „po prostu im się należą” i myląca PKB globalne z PKB per capita, uzyskała największą liczbę głosów w wyborach do PE?
To tak na przystawkę, a teraz sprawy poważniejsze, przy czym całkowicie pomijam kwestie międzynarodowe i takie, które są nawet w małym stopniu związane ze sporami światopoglądowymi.
Czy podoba się wam socjal dla wszystkich bez zróżnicowania jego beneficjentów? Czy podoba się wam rozdęcie wydatków budżetowych grożące zapaścią finansową i dające się wyrównać tylko przez podniesienie podatków i wzrost cen (w takim wypadku stracą wszyscy, przede wszystkim najubożsi)? Czy podoba się wam używanie publicznych pieniędzy dla korupcji wyborczej? Czy podoba się wam katastrofa ekologiczna w związku z rządową polityką energetyczną? Czy podoba się wam coraz większa śmiertelność z powodu zatrucia powietrza?
Czy podoba się wam to, że przeciętny wiek życia Polaków obniżył się po raz pierwszy po 1945 r.? Czy podoba się wam coraz gorsze funkcjonowanie służby zdrowia, w szczególności coraz trudniejszy, także z uwagi na koszty, dostęp do specjalistycznych usług medycznych?
Czy podoba się wam dewastacja systemu oświaty już dokonana i postępująca, m.in. z powodu wadliwych podstaw programowych? Czy podoba się wam niedoinwestowanie nauki? Czy podoba się wam legalizowanie instytucji donosiciela, pardon, sygnalisty? Czy podoba się wam to, że za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi 15 lat więzienia (niewykluczone, że zaostrzenie kary jest osobistą pretensją p. Ziobry wobec lekarzy)?
Czy podoba się wam coraz większa ingerencja prokuratury w to, co zawsze było zastrzeżone (z wyjątkiem praktyki państw totalitarnych) dla sądów? Czy podoba się wam uchwalanie ustaw w nocy, odrzucanie poprawek bez dyskusji, ograniczanie posłom czasu na wypowiedź lub odbieranie im głosu? Czy podoba się wam najpierw ignorowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego, a potem ich publikowanie i udawanie, że są nieważne (publikacja wyroku TK jest równoznaczna z jego ważnością)? Czy podoba się wam przekształcenie mediów publicznych w partyjne? Czy podoba się wam udawanie prezydenta państwa, że jest bezpartyjny? Czy podoba się wam ograniczanie kompetencji organów samorządowych i możliwości działania organizacji pozarządowych?
Adam Szostkiewicz: Teraz Koalicja Demokratyczna
Wyższa frekwencja pomoże odsunąć PiS od władzy
To tylko niektóre z pytań ustrojowych, jakie można i trzeba nie tylko postawić, ale i przedyskutować zupełnie niezależnie od (te zagadnienia też zasługują na uwagę, ale są w innym planie niż ustrojowe) stosunku do religii i Kościoła, poglądu na prawa LGBT i innych mniejszości, oceny polityki historycznej i kulturalnej czy oceny, na ile trafna jest metafora o Polsce jako sercu Europy, i czy rzeczywiście jesteśmy powołani do przeprowadzenia moralnej sanacji świata.
Może nie na wszystkie postawione (i inne) pytania da się obecnie odpowiedzieć i, co ważniejsze, znaleźć stosowne rozwiązania w takich lub innych kwestiach. Wszelako publiczna debata o tym, co rzeczywiście ważne, musi wyprzeć zastępcze problemy, np. czy kulsoni (pardon, stróże porządku publicznego) mają zdzierać „tymi ryncami” tęczowe flagi. Obecna władza nie ułatwi wam dyskusji, a wręcz przeciwnie, ponieważ jest żywotnie zainteresowana ideologicznym sosem serwowanym przez wszelkie możliwe szczeliny transferu informacji, korzystając ze znanego powiedzenia jednego z czołowych „dobrozmieńców”, że ciemny lud to kupi.
Z drugiej strony opozycja, chociaż z natury rzeczy bardziej otwarta niż dysponenci władzy (tak jest zawsze i wszędzie), pomoże, o ile zostanie do tego skłoniona czy nawet zmuszona. W sumie jeśli uważacie, że wyżej ułożona lista nie ma sensu, powstrzymajcie się od głosowania lub nawet poprzyjcie dobrą zmianę, ale jeśli sądzicie inaczej, idźcie głosować jesienią. Pamiętajcie, że przy 70-proc. frekwencji dobra zmiana nie ma szans, bo jej maksymalny elektorat to mniej więcej 30 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania. Wybór jest prosty, ale ma ważkie konsekwencje.
I na koniec pytanie do polityków opozycji: czy wolicie kwietystycznie siedzieć z (prawie) założonym rękami i ewentualnie dyskutować o ogólnikach, czy też podejmiecie trud zajęcia się ważnymi sprawami ustrojowymi w celu przekonania wahających się wyborców? Rozważcie tę kwestię, zwłaszcza to, jak zrealizować drugą ewentualność. O ile ją wybierzecie.
Czytaj także: Politycy PiS uciekają w „budujące” porównania