Spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w Helsinkach i cała jego podróż do Europy do reszty rozwiały złudzenia, że możemy spać spokojnie, bo mimo jego dziwnych tweetów i komplementów pod adresem rosyjskiego przywódcy w wywiadach – których nie należy brać poważnie, bo „liczą się działania” – sojusz atlantycki ma się dobrze i pryncypialna polityka USA wobec Rosji się nie zmieni, co gwarantują „dorośli” w otoczeniu amerykańskiego prezydenta.
Na konferencji prasowej Trump jasno zadeklarował, że jego przyjaciele to Putin i Xi Jinping, ich szanuje i podziwia, co więcej, bardziej wierzy Putinowi niż swym własnym służbom specjalnym, a jego prawdziwi wrogowie to demokraci i nieprzychylne mu media. Wcześniej do grona nieprzyjaciół Ameryki zaliczył Unię Europejską i publicznie zaatakował premier Wielkiej Brytanii Theresę May oraz niemiecką kanclerz Angelę Merkel.
Ameryka w szoku po szczycie w Helsinkach
Można bronić Trumpa, że to taka „taktyka biznesmena”, aby więcej ugrać w negocjacjach, jeśli się zapomina, że polityka to nie biznes, tylko coś bardziej skomplikowanego, i publiczna napaść na przywódców zaprzyjaźnionych państw, którzy nie mogą oddać ciosu, bo nie stać ich na na zerwanie z supermocarstwem, osłabia ich w oczach własnego społeczeństwa i w efekcie jeszcze bardziej niszczy sojusznicze więzi zachodniej wspólnoty. Trudno się więc dziwić, że Putin i jego minister Ławrow promienieli po spotkaniu z Trumpem.
Ameryka jest w szoku po żenującym widowisku w Helsinkach, gdzie Trump wyglądał jak pokorny uczeń pragnący się przypodobać Putinowi. Były kandydat do Białego Domu, republikański senator John McCain określił jego zachowanie jako „jedno z najbardziej haniebnych w historii zachowań amerykańskiego prezydenta”. Prezydent „sprawił, że wyglądamy jak popychadło”, powiedział przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych Bob Corker. Były dyrektor CIA John Brennan nazwał wypowiedzi Trumpa na konferencji w Helsinkach „debilnymi” i zatweetował, że jego wystąpienie można zaliczyć do „ciężkich zbrodni i wykroczeń”, jak w konstytucji określa się kryteria niezbędne do wszczęcia procedury impeachmentu. Media nie owijają w bawełnę: „Otwarta zdrada” – krzyczy tytuł na okładce nowojorskiej „Daily News”.
Republikanie dystansują się od Trumpa
Czy jednak Trump politycznie zapłaci za fiasko szczytu w Helsinkach? Najostrzejsze potępienia pochodzą od byłych oficjeli wywiadu, demokratów i republikańskich członków Kongresu, którzy w tegorocznych wyborach nie będą się ubiegać o reelekcję. Najbardziej prominentni republikanie, jak lider większości w Senacie Mitch McConnell i przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan, wydali oświadczenia, w których podkreślili, że uważają Rosję za przeciwnika Ameryki i w pełni ufają amerykańskiemu wywiadowi. Było to zdystansowanie się od prezydenta, jak to nieraz czynili dotychczas, ale nie otwarta krytyka. Republikanie bowiem boją się narazić wyborcom Trumpa, wiernie trwającym przy swoim idolu, który solennie spełnia przecież to, co im obiecał – zamyka granice USA przed „gwałcicielami i handlarzami narkotyków” z Ameryki Łacińskiej, wydał wojnę celną Chinom, a przede wszystkim mianował już dwóch konserwatywnych sędziów Sądu Najwyższego.
A polityka zagraniczna? Znaczna część wyborców Trumpa nie wie w ogóle, co to jest NATO, i podoba się im, gdy prezydent powtarza, że „poprawienie stosunków z Rosją byłoby dobre”. Na jakich warunkach, to jest już dla nich za bardzo skomplikowane. Burzenie przez prezydenta dotychczasowego ładu międzynarodowego opartego na sojuszach, z paktem północnoatlantyckim na czele, najwyraźniej nie wydaje się im zbyt niebezpieczne. W końcu ojcowie założyciele państwa uważali, że sojusze są Ameryce niepotrzebne, bo tylko wiążą jej ręce. USA wybrały multilateralizm dopiero po II wojnie światowej. Trumpowska mantra „America First” odwołuje się do izolacjonistycznych instynktów Amerykanów, zawsze silnych w świadomości zbiorowej, które odżyły znowu po zakończeniu zimnej wojny.
Trump First?
Tyle że w wypadku tego prezydenta można mieć wątpliwości, jak poważnie traktuje nawet swoje hasło „Ameryka przede wszystkim”. Czy jego polityka leży rzeczywiście w interesie Ameryki? Czy racji nie mają jego krytycy, którzy podejrzewają, że jego własnym drogowskazem jest „Trump First”? Nie wiemy, co dokładnie powiedzieli sobie obaj prezydenci w Helsinkach, kiedy przez dwie godziny rozmawiali sam na sam w pokoju, jedynie w towarzystwie tłumaczy.
Czytaj także: Charles Kupchan o demolującej polityce zagranicznej Donalda Trumpa