Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Rzymskie wakacje z covidem. Włosi łapią oddech

Turyści w centrum Rzymu Turyści w centrum Rzymu Evandro Inetti / Zuma Press / Forum
W tym roku Rzym jest trochę inny niż zwykle. Prawie nie ma turystów zagranicznych. Za to Włosi zjechali tu tłumnie ze wszystkich zakątków kraju.

Bardzo szybko można się poczuć rzymianinem. A już na pewno rano, po wyjściu z hotelu, w najbliższej kawiarni. Kawa z mlekiem, tost z serem albo szynką. Wszystko za nieco ponad 3 euro i już jesteś u siebie. Właśnie dlatego Włosi nie marnują czasu na robienie śniadań w domach.

Czytaj też: W Rzymie epicentrum fety na cześć Rafaela

Gdzie się podziali rzymianie?

Informacje w radiu, które słyszę w tle, zaczynają się od covidu. Paniki nie ma. Mówią, że sytuacja jest w miarę opanowana. Potem raport z Hiszpanii, która znów przeżywa kryzys. Następnie korespondencja z Białorusi, a już na czwartym miejscu piłka nożna.

W poszukiwaniu rzymian, których w sierpniu na ulicach nie widać, postanowiłem jechać nad morze, do Ostii. Na dworcu Termini duży ruch. Obowiązkowe maseczki i dystans społeczny. Wszędzie informujące o tym napisy i komunikaty głosowe. Na peron można wejść tylko z biletem. Otwarte są bary i sklepy. Na plaże jedzie się metrem, potem pociągiem za cenę biletu miejskiego, bo Ostia jest administracyjną częścią Rzymu. Wszyscy są w maseczkach, a jeśli nie, to patrol po prostu zwraca uwagę. Nie ma od razu afery ani mandatu, tylko napomnienie.

Czytaj też: Taktyki ratowania turystyki

Włoskie plaże pełne ludzi

Nieco ponad godzina podróży – i jestem nad morzem. Plaże w Ostii to kilkanaście kilometrów wybrzeża, wzdłuż którego kursują autobusy i stoi tysiące aut. W tym roku w zasadzie wyłącznie na włoskich numerach rejestracyjnych. Plaże są pełne, wygląda, jakby żadnej epidemii nie było, choć widać, że zalecanego dystansu przestrzega się w sposób naturalny. Spacer brzegiem morza, włoski luz i naturalność uderzają jeszcze bardziej w chwili, gdy niespodziewanie docieram do kolonii naturystów. Nie są oddzieleni od ludzi w kostiumach. Opalają się jedni obok drugich i nikt na nikogo nie zwraca uwagi.

Przed wejściem do baru napis o nakazie zasłaniania ust i nosa. – Nie ma w tym roku zagranicznych turystów – mówi Alessandro z baru Mauritius przy plaży. Wprawdzie granice są otwarte w Unii, ale ludzie jeszcze dużo nie podróżują. – Dziś nad morze przyjeżdżają głównie rzymianie – mówi Alessandro. – Finansowo jest gorzej, ale jeśli lockdown się nie powtórzy, to jakoś damy radę. Nasza firma to rodzinny biznes. W czerwcu dostaliśmy jednorazową pomoc od państwa. Włoskie rodziny mają bony turystyczne o wartości 500 euro do wykorzystania w wakacje. Alessandro jest uśmiechnięty i optymistyczny, jak wszyscy w Rzymie.

Czytaj też: Wczasy za bony

Italia bez cudzoziemców

W tym roku Rzym jest jednak trochę inny niż zwykle. Prawie nie ma turystów zagranicznych – i to chyba jedyna korzyść w tym całym covidowym nieszczęściu. Włosi mogą spokojnie zwiedzać. Zjechali do stolicy ze wszystkich stron kraju. Innego niż włoski języka prawie nie słychać. Całe gromady młodzieży i dzieciaków fotografują się i dobrze bawią w słynnych miejscach. Przy fontannie di Trevi, przy Schodach Hiszpańskich obok Panteonu. Sznur osób przed Koloseum też mówi po włosku.

Covidowe zasady wstępu do Bazyliki św. Piotra w Watykanie powodują spore kolejki, ale chętnych nie brak. Oprócz rutynowej kontroli bezpieczeństwa każdemu mierzona jest temperatura. Obowiązku przestrzegania przepisów i noszenia maseczek pilnują watykańskie służby i włoska policja. Dyżuruje pomoc medyczna. Jest upalnie. W czwartek 13 sierpnia – 36 st. w cieniu.

Czytaj też: Turystyczne 500+. Komu bon uratuje wakacje

Luksusowe hotele tracą, hostele kwitną

Brak gości z zagranicy to trudny czas dla turystyki, odpowiadającej za ponad 13 proc. PKB i zapewniającej ponad 230 mld euro przychodu. W sektorze pracuje przeszło 3 mln osób. Bardzo ciężkie życie mają teraz drogie hotele. W środku dnia eleganckie biznesowe ulice są w zasadzie puste. Przy via Veneto znalazłem tylko jeden otwarty hotel. – Jest słabo – mówi recepcjonistka Grand Hotel Palace. – Mamy 86 pokoi, a zajętych najwyżej 20. I to w weekend. W tygodniu nie ma ludzi, bo wszyscy w biznesie pracują online. No i przede wszystkim nie ma gości z Ameryki, a na nich głównie zarabiamy – dodaje. Otwieramy we wrześniu – informuje pracownik ochrony sąsiedniego Imperiale. To samo słyszę w Regina Hotel Baglioni i Le Grand Hotel.

Otwarte są za to tanie hotele i hostele. Cała masa działa obok dworca Termini. Pracują tam głównie cudzoziemcy z krajów arabskich i Azji. Recepcjonista hostelu, w którym się zatrzymałem, pochodzi z Bangladeszu. Jest bardzo szczęśliwy, że mieszka i pracuje tutaj. Wychwala władze Włoch i burmistrz miasta Virginie Raggi za skuteczność w walce z pandemią.

Dostaliśmy wsparcie w czerwcu. Przestrzegamy zasad higieny. W recepcji mamy płyny dezynfekcyjne dla gości, w pokojach informacje o covid – mówi recepcjonista. Hostel jest prawie pełny. Oprócz gości z Włoch spotkałem studentkę z Mołdawii i dwóch Polaków. Dostępna dla wszystkich kuchnia i lodówka ułatwiają życie. Zakupy można przechować i zaoszczędzić na knajpach.

Czytaj też: Czy po pandemii miastom i ludziom grozi efekt jojo

Nad Tybrem zapadła cisza

W markecie obok kasjerka pracuje w maseczce i rękawiczkach, co przypomina o pandemii i ostrożności. Sklepy pracują normalnie, tak jak kioski z pamiątkami i pocztówkami. Działają stoiska z tanimi ciuchami przy Piazza del Popolo i miejskie bazarki. Otwarte są też najelegantsze sklepy modowe przy via Condotti, w tym kultowy dom towarowy Renascente, gdzie można kupić ubrania najlepszych włoskich i światowych marek. Pracownik wpuszcza klientów po pomiarze temperatury. Podobnie jest w drogich restauracjach i barach. Przy wejściu do Hard Rock Cafe także sprawdzono mi temperaturę.

Wsiadam w metro na stacji Barberini i jadę do Lepanto. W wagonach są wydzielone miejsca do siedzenia. Tam, gdzie jest naklejka „Vietato sedersi” (zakaz siadania), rzeczywiście jest wolne. Podobnie w autobusach. Idę zupełnie pustą ulicą Juliusza Cezara (viale Ciulio Cesare) w stronę Tybru. Kompletna cisza, czasem przemknie autobus. W kamienicach i pałacykach szczelnie zasłonięte żaluzje. To bogata dzielnica. Mieszkańcy wyjechali na wakacje, są w swoich podrzymskich posiadłościach albo siedzą w klimatyzowanych domach i pracują online.

Podobnie jest nad rzeką. Rzym chyba nie lubi swojego Tybru, bo nadrzeczne bary, także te na stateczkach, wyglądają, jakby nikt ich nie odwiedzał od lat.

Czytaj też: Jest szał na rowery

Wieczorny Rzym żyje tak samo

Zbliża się wieczór, więc jadę sprawdzić, czy Rzym ma się tak jak co roku. Okazuje się, że tak. Uliczki w rejonie piazza Navona, Panteonu, pl. Hiszpańskiego i fontanny di Trevi są zatłoczone. Otwarte są bary i restauracje. Tłumy uśmiechniętych i radosnych ludzi przeżywają swoje „rzymskie wakacje”. O maseczkach i dystansie pamięta już mało kto.

Myślę, że po tym, co przeżyli kilka miesięcy temu, należy się Włochom ten oddech jak mało komu. Byle luz nie skończył się źle, byle zaraza nie wróciła, bo byłaby to katastrofa dla zdrowia i gospodarki. Włosi żyją nadzieją, że wszystko już będzie dobrze. Ten pozytywny stosunek do życia jest wpisany w ich charakter. Oni po prostu się cieszą. Warto się tego od nich uczyć: wzajemnej życzliwości, dzięki której zakup zwykłego biletu w kiosku to miła rozmowa, po której każdy czuje się lepiej.

Podkast „Polityki”: Jak spędzić wakacje i nie złapać koronawirusa

Lotniska pustawe

Autobus na lotnisko nie może zabrać kompletu pasażerów, obowiązuje zakaz siadania obok siebie. Przy wejściu do terminalu Fiumicino temperaturę mierzą kamery termowizyjne. Pracownik siedzi koło wejścia i na laptopie ma od razu potrzebne informacje.

Ruch lotniczy jest zdecydowanie mniejszy niż zwykle. Z tablic informacyjnych wynika, że rejsy odbywają się prawie wyłącznie po Europie. Pasażerowie i obsługa są rzecz jasna w maseczkach. Ławki tak zabezpieczono, żeby ludzie nie siadali obok siebie. Każdy dostaje kartę lokalizacyjną, musi podać dane i miejsce zamieszkania. To po to, żeby w razie wykrycia ogniska zakażenia dało się wszystkich szybko odszukać. Kartę oddaje się podczas boardingu.

Z okna samolotu widzę parkujące na płycie szerokokadłubowe samoloty linii Alitalia. Bezczynne. Rejsów międzykontynentalnych nie ma lub prawie nie ma. Kolejka maszyn do startu też jest mała jak na ten wielki port. Nasz samolot w obie strony miał komplet pasażerów. – Jak to wszystko się skończy dla linii i kiedy, trudno przewidzieć. Nie wiemy, co będzie. Żyjemy z miesiąca na miesiąc – mówi stewardessa Lotu.

Czytaj też: Lotnictwo pokryzysowe

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną