Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

I co z tego, że szef dzwoni. Europa debatuje o prawie do bycia offline

Praca zdalna. Praca zdalna. Tom Werner/Getty Images/Studio Polityki
Europarlament chce „prawa do odłączenia się” od sieci dla pracowników w UE. Podobne przepisy ma już m.in. Francja, ale droga do regulacji ogólnounijnych będzie bardzo wyboista.

Parlament Europejski w zeszłym tygodniu przyjął rezolucję z projektem dyrektywy o „prawie do bycia offline” (większością 472 głosów przy 126 przeciwnych). „Presja, by zawsze być online i zawsze być osiągalnym, ciągle rośnie. Dzieje się to przy coraz mocniejszym zacieraniu się granic między życiem prywatnym a zawodowym” – przekonywał maltański europoseł Alex Agius Saliba, który pilotował projekt. Z Polski – zgodnie z linią swej frakcji – przeciw głosowali europosłowie Zjednoczonej Prawicy (Zdzisław Krasnodębski się wstrzymał).

Czytaj też: Nowoczesne miejsca pracy

Bez maila, bez SMS-a, bez telefonu

Z przywoływanych przez Parlament Europejski badań ośrodka Eurofound z lata 2020 r. wynika, że częstotliwość pracy zdalnej wzrosła o prawie 30 proc., a osoby pracujące z domu przekraczają 48-godzinny tydzień pracy (to maksimum unijne) dwa razy częściej niż pracownicy wykonujący obowiązki w firmie. Ale choć pandemia wyostrzyła problem, to – jak przekonywał Saliba – Unia potrzebuje „prawa do odłączenia się” głównie ze względu na rozwój technologiczny, który coraz bardziej zmienia warunki pracy.

Europosłowie chcą, by dyrektywa potwierdziła – w warunkach pracy zdalnej – „prawo do odłączenia się” poza czasem pracy od telefonów, SMS-ów, maili, wszelkich komunikatorów. Szczegółowe przepisy wdrażające dyrektywę w krajach UE miałyby gwarantować, że nieodpowiadanie na maile, nieodbieranie połączeń lub nieodpowiadanie na wiadomości tekstowe poza czasem pracy nie spotkają się z konsekwencjami ze strony pracodawcy.

Jeśli pracownik miałby pozostawać online dłużej niż zwykle, należałoby to rozwiązać płatnymi nadgodzinami. Projekt pasuje najbardziej do pracowników etatowych, bo w ich przypadku najłatwiej określić sztywne ramy pracy.

Czytaj też: Śledzeni zdalni pracownicy

Polska zwykle kręci nosem

Parlament Europejski nie ma inicjatywy prawodawczej, ale powołuje się na polityczne obietnice Komisji Europejskiej (potwierdzone w tej kadencji przez Ursulę von der Leyen), że będzie ona podejmować wnioski uchwalane przez europosłów. Czy tak się stanie teraz? Nicolas Schmit, komisarz ds. pracy i praw socjalnych, podczas debaty w PE przyłączył się do haseł „pracownicy nie mogą być robotami”, ale zarazem sugerował, że te kwestie i tak ostatecznie powinny być ustalane w dialogu partnerów społecznych (reprezentantów pracowników i pracodawców) na podstawie obecnych przepisów o czasie pracy.

Niedawna propozycja Schmita w sprawie systemu, który wspomagałby w Unii stopniowe równanie w górę płac minimalnych, spotkała się z chłodną reakcją wielu rządów w UE. Dlatego wydaje się, że i próba regulowania na poziomie unijnym „prawa od bycia offline” zostałaby przyjęta w Radzie UE z bardzo mieszanymi uczuciami. Sporo krajów, w tym Polska, zasadniczo woli w takich kwestiach co najwyżej niewiążące rekomendacje, a nie twardą legislację. Przywoływany jest argument o traktatowej zasadzie subsydiarności oznaczającej, że UE powinna zajmować się wspólnie tymi kwestiami, których regiony bądź kraje nie mogą optymalnie rozwiązać na swoim niższym szczeblu.

Różnie w różnych krajach

Krajowe przepisy o prawie do odłączenia się ma Francja (od 2016 r.), Włochy (do 2017 r.), Belgia i Hiszpania (od 2018 r.). Impulsem dla ich przyjęcia we Francji była rosnąca liczba spraw w sądach, które musiały rozstrzygać, co znaczą kodeksowe limity czasu pracy w warunkach zdalnych. W Belgii od lat bardzo popularnym tematem są „burn-outy”, czyli psychologiczne „wypalenia” pracowników prowadzące do wielu zwolnień lekarskich. I w tym kontekście postanowiono wspomóc rozgraniczenie czasu prywatnego i zawodowego. W tych wszystkich czterech krajach dokładne sposoby wdrażania „prawa do bycia offline” mają być wypracowywane w negocjacjach organizacji pracowniczych, związków zawodowych oraz pracodawców. Wpisywane są albo do układów zbiorowych, albo do indywidualnych umów pracy, jak w Hiszpanii.

We Francji i Belgii przepisy o byciu offline dotyczą firm zatrudniających ponad 50 pracowników, czyli teoretycznie aż ok. 80 proc. etatowej siły roboczej w tym pierwszym kraju oraz ok. 50 proc. w drugim. Natomiast we Włoszech zasięg jest ograniczony do – włoski rząd przyjął taką angielską nazwę – „smart workers”, którzy mają w umowach podział etatowej pracy między firmę i dom. Przed pandemią było to prawie pół miliona ludzi. W Hiszpanii obowiązek negocjowania „prawa do bycia offline” potencjalnie dotyczy wszystkich.

Projekty dotyczące „prawa do odłączenia” były już dyskutowane w parlamentach Portugalii i Holandii, a w Niemczech oraz sześciu–siedmiu innych krajach już przed pandemią był to – bez przesądzania o konkretnych reformach – temat debat władz, związkowców, pracodawców. Natomiast w około połowie państw UE (m.in. w Polsce) nie było poważnych inicjatyw w tej dziedzinie albo bardzo wstępne debaty kwitowano wnioskami, że np. prawo do wieczorów lub weekendów bez maili, telefonów, SMS-ów i komunikatorów należy i da się wyinterpretować z dotychczasowych zapisów krajowych w sprawie czasu pracy i płatnych dyżurów.

Czytaj też: Mordory opustoszeją? Praca zdalna już zostanie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną