Tuż przed rozpoczęciem inwazji prezydent Władimir Putin wystąpił przed kamerami rosyjskiej telewizji ze specjalną odezwą. „Sytuacja wymaga od nas zdecydowanych i natychmiastowych działań” – zaczął. Pomagamy Donbasowi bronić się przed Ukrainą – to istota jego stanowiska.
Putin chce osiągnąć to, co nie udało się w 2014
Kreml uznał wschodnie republiki w ich konstytucyjnych granicach, a więc daleko poza obszarem będącym w rękach separatystów. Tym samym otworzył sobie furtkę do rozwinięcia operacji militarnej, czyli próby zajęcia całego Donbasu. Doniesienia o ataku od strony wybrzeża sugerują, że w grę wchodzi również opcja odcięcia Ukrainy od Morza Czarnego. W ten sposób Rosjanie być może chcą osiągnąć to, co nie udało się w 2014 r., czyli stworzyć lądowy pas „Noworosji”.
Putin zapewniał w swojej wojennej przemowie, że nie planuje zająć całej Ukrainy ani jej okupować. „Nie zamierzamy nikomu niczego narzucać siłą” – mówił. Co oznaczałoby, że celem jest zajęcie wschodu i południa kraju.
Jego zdaniem inwazja militarna to nie wojna, lecz wsparcie okazywane republikom, które właśnie uznał. „Rządy w Ługańsku i Doniecku zwróciły się do nas z prośbą o pomoc” – mówił. To znany schemat „bratniej pomocy”. Dlatego Putin wprost odwołał się do konkretnych zapisów umowy o przyjaźni i wzajemnej pomocy, którą Rosja zawarła z separatystycznymi republikami 21 lutego. Cokolwiek robi, z jego perspektywy jest zatem legalne, co więcej, odbywa się na prośbę zaprzyjaźnionych regionów.
Czytaj też: Czy Ukraina ma się jak bronić?
„Bratnia pomoc” i „walka z reżimem” w Kijowie
Putin przekonuje, że Rosja jedynie „okazuje pomoc cywilom, w tym obywatelom Federacji Rosyjskiej”. Oficjalne motywacje są więc wyłącznie humanitarne. Wprost też oświadczył przed kamerami, że mieszkańcy Donbasu mają prawo do obrony. Dlatego decyzję o rozpoczęciu działań wojennych powiązał z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, który daje państwom prawo do samoobrony. W tym przypadku separatystycznych republik Doniecka i Ługańska.
Określił też cel operacji: „ochrona ludności”. I precyzował: przed „ludobójstwem ze strony kijowskiego reżimu”, któremu miała być poddawana od ośmiu lat. Zarzuty genocydu są przykrywką dla użycia agresji, Putin chce postawić Rosję w pozycji państwa toczącego „wojnę sprawiedliwą”. Do tego było potrzebne deprecjonowanie ukraińskich władz. Stąd określanie rządu w Kijowie właśnie „reżimem”, w domyśle uzurpującym sobie władzę. Stąd też krok od rzekomej konieczności „wyzwolenia Ukraińców od junty, która przejęła władzę w wyniku krwawego przewrotu”.
Nieprzypadkowa jest rosyjska propaganda powielająca słowa Putina, który w ostatnim orędziu odmówił Ukrainie państwowości, oświadczając, że to kraj upadły, marionetka w rękach wrogów. Możemy spodziewać się takiej narracji: operacja militarna to nie tylko bratnia pomoc, ale wręcz wyzwolenie Ukrainy.
Czytaj też: Putin rozrabia na balkonie. Zagrożenie dla Polski gwałtownie wzrosło
Kreml czeka teraz na reakcje świata
Nie zaskakuje i to, że w ocenie Putina Rosja dąży do „demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy”. Pod hasłem demilitaryzacji kryje się rozbrojenie Ukrainy i pozbawienie jej potencjału wojskowego. Dokładnie tak jak w przypadku wojny z Gruzją w 2008 r. – w jej wyniku zniszczono bazy oraz infrastrukturę obronną. Kreml już od połowy grudnia oskarżał Zachód o dozbrajanie Ukrainy. Zajęcie Donbasu pozwoli Rosji przekształcić go w drugi Krym, czyli zmienić w wysuniętą bazę wojenną, oprzyrządowaną systemami obronnymi i kontyngentem wojsk.
Putin chce zająć to, „co jego”, w dodatku bez oporu. Dlatego zwrócił się bezpośrednio do ukraińskich wojskowych. „Złóżcie broń i wracajcie do domów” – mówił. Wezwał też do unikania przelewu krwi. Ministerstwo obrony Rosji potwierdziło ataki rakietowe, ale „wyłącznie na cele wojskowej infrastruktury Ukrainy”. Nie potwierdziło natomiast doniesień ukraińskiego MON o zestrzeleniu przez system obrony przeciwwietrznej rosyjskiego Su-24.
„Jesteśmy gotowi na wszystko” – zakończył swoje wojenne przemówienie Putin. Zapadły wszystkie niezbędne decyzje, dodał. Kreml czeka teraz na reakcje świata, spodziewa się krytyki i sankcji. Pytanie, czy Zachód zdecyduje się na to, czego Putin się jednak nie spodziewa?
Czytaj też: Jakie sankcje? Putina trzeba pokonać jego metodami