Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Polonia drży o swoje głosy. Zainteresowanie wyborami za granicą jest ogromne

Marsz Miliona Serc w Brukseli, 1 października 2023 r. Marsz Miliona Serc w Brukseli, 1 października 2023 r. Łukasz Kobus / Forum
Do udziału w wyborach poza Polską zarejestrowała się rekordowa liczba ponad 600 tys. rodaków. Mnożą się jednak obawy, że głosy oddane za granicą zostaną zmarnowane. Piątek przyniósł puentę do tego artykułu. Rzecznik MSZ szczerze przyznał, że mogą być problemy, i chwilę później został zdymisjonowany.

W 417 obwodach utworzonych w innych krajach zarejestrowało się w sumie 608 127 osób. To absolutny rekord, Polonia jeszcze nigdy w takiej liczbie nie ruszała do urn. Dla porównania: trzy lata temu w wyborach prezydenckich komisji wyborczych poza Polską było 320, a zagłosowało nieco ponad 399 tys. uprawnionych. Trzeba zarazem odnotować, że warunki były dużo trudniejsze. W większości krajów w związku z pandemią obowiązywał ścisły reżim sanitarny, więc najczęściej głosowano korespondencyjnie. Pakietów pocztowych rozesłano 480 tys., ale ponad 80 tys. nie dotarło na czas albo wcale. Wybory wśród Polonii wygrał Rafał Trzaskowski stosunkiem głosów 3:1 z Andrzejem Dudą.

24 godziny na policzenie głosów

W tym roku lockdownu nie ma, a mimo to w środowiskach polonijnych panuje spory niepokój. Najpierw działacze i aktywiści narzekali na współpracę z MSZ – jeszcze w czasach urzędowania Piotra Wawrzyka z resortu dochodziły informacje, że dodatkowych obwodów mimo rekordowego zainteresowania nie będzie, bo brakuje rąk do pracy. Organizacje polonijne mobilizowały więc ludzi także do obsługi wyborów, nie tylko do uczestnictwa. W kilku miejscach, m.in. w hiszpańskiej Saragossie i na Sri Lance, komisje nie powstały, choć Polacy spełnili tam wszystkie kryteria – w tym ostatnim przypadku mieli nawet wsparcie biura RPO.

Na tym nie koniec kłopotów. Równolegle z głosowaniem do Sejmu i Senatu – za granicą głosuje się na listę warszawską – organizowane jest też przecież referendum. Polacy mają oczywiście prawo, tak samo jak rodacy w kraju, odmówić przyjęcia karty, ale komisja do obu głosowań jest jedna. Zgodnie z przepisami głosy muszą zostać przeliczone i zaraportowane do centrali w Warszawie w ciągu 24 godzin od zamknięcia lokali. Przepis dotyczy zarówno wyborów do parlamentu, jak i referendum. Oznacza to, że jeśli w urnie pojawią się karty plebiscytowe – a to przecież aż cztery pytania, co oznacza mnogość wariantów odpowiedzi i wymaga dodatkowej uwagi członków komisji – trzeba będzie je odnotować w takim samym trybie i w tym samym czasie.

Nie pomogły analizy konstytucjonalistów, m.in. prof. Marka Chmaja i prof. Anny Rakowskiej, ani Biura Analiz Sejmowych, wskazujące na różnice między referendum i wyborami. Obie ekspertyzy sugerowały, że karty referendalne nie muszą być liczone w tym samym trybie co głosy w wyborach parlamentarnych. PKW jednak twardo obstaje przy swoim. W dodatku każdy głos trzeba pokazać w obecności wszystkich członków komisji – nie można liczyć w podgrupach, proces trzeba przerywać przy każdym wyjściu do toalety czy nieobecności jednego nawet członka komisji. Wszystko to wywołuje u Polonii obawy, że jej głosy, podobnie jak prawie 17 proc. głosów oddanych w wyborach prezydenckich, po prostu nie będą się liczyć.

Szczery rzecznik MSZ zdymisjonowany w ostatnim dniu kampanii

Piątek przyniósł puentę do tego artykułu. Rzecznik MSZ Łukasz Jasina, pytany o głosowanie w wyborach przez Polaków za granicą, powiedział w RMF FM: „Jestem rzecznikiem, czyli jestem osobą specjalizującą się w urzędowym optymizmie, ale nie będę przed państwem taił, że się rzeczywiście bardzo o to martwimy, martwimy się o terminy zliczania głosów”. Dopytywany, czy realne jest, aby zliczyć wszystkie głosy, dodał: „Na pewno zdarzą się takie komisje, które nie będą tego w stanie zrobić. To jest taka czysta statystyczna rzecz”.

Po jakimś czasie podał, że podaje się do dymisji. A MSZ poinformował, że Jasina został „w trybie natychmiastowym odwołany ze stanowiska” w związku z „nieprawdziwymi informacjami na temat stopnia przygotowania Ministerstwa Spraw Zagranicznych do organizacji wyborów za granicą”.

Czytaj też: Morawiecki znowu listy pisze. Byle zdążyć do wyborów

MSZ lekceważy problemy Polonii

MSZ ma tę świadomość, ale zamiast stworzyć dodatkowe obwody, rozsyła do Polaków wiadomości i namawia ich do zmiany miejsca głosowania. Takie informacje otrzymali obywatele zarejestrowani m.in. we Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii. W Holandii MSZ sugeruje nawet, by udać się do Francji albo Belgii, mimo że zgodnie z rozporządzeniem ministra powstało tam aż dziesięć komisji obwodowych. Polacy alarmowali, że już przy próbie dopisania się do spisu wyborców chociażby w Amsterdamie system wyświetlał czerwoną czcionką komunikat, że chętnych jest sporo „i można się spodziewać kolejek”. Problemy mogą wystąpić też w Wielkiej Brytanii, gdzie chce zagłosować najwięcej Polaków, ponad 100 tys. W samym Londynie – ok. 40 tys.

O wzmożonym zainteresowaniu wyborami było wiadomo od dawna, ale MSZ pozostawał głuchy na apele organizacji polonijnych. Jedyne, co na finiszu resort był w stanie zaoferować, to poszerzenie składu komisji wyborczych, bardzo często o „spadochroniarzy” wskazanych przez konkretne komitety wyborcze.

Do redakcji „Polityki” dotarła informacja z Singapuru o wymianie składu tamtejszej komisji w ostatniej chwili – ostatecznie nie znalazła się w niej żadna z czterech osób, które wypełniły oświadczenie dotyczące zgody na powołanie komisji. Nie oznacza to oczywiście, że skład został w jakikolwiek sposób zmanipulowany, bo komitety mogą w pełni legalnie umieszczać w komisjach swoich przedstawicieli. Raczej wskazuje, że również w Warszawie zdano sobie sprawę, że komisje mogą być 15 października przeciążone. Tyle że dodawanie kolejnych członków niewiele zmieni, a może wręcz zadziałać na niekorzyść – skoro każdy członek musi być obecny przy liczeniu wszystkich głosów, cały proces jeszcze się wydłuży.

Pomocnik wyborczy: co trzeba wiedzieć o głosowaniu 15 października

Władza wysyła Polonii sprzeczne komunikaty

Na nic zdała się też interwencja byłego rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, kandydującego w tych wyborach do Senatu z list KO, oraz Krzysztofa Kwiatkowskiego, niezależnego senatora w minionej kadencji. Obaj złożyli skargę do Sądu Najwyższego, domagając się rozdzielenia procedur głosowania w referendum i wyborach parlamentarnych. Neosędziowie SN ją oddalili, stwierdzając, że osobne liczenie kart „doprowadziłaby do znacznych komplikacji i poważnego wydłużenia czasu ustalania wyników głosowania”. Dodali też, że „sposób zorganizowania głosowania zarządzonego na 15 października br. dodatkowo ogranicza prawdopodobieństwo takiego zdarzenia [unieważnienia głosów z zagranicy], komisji wyborczych będzie bowiem działało znacznie więcej i statystycznie każda z nich obejmować będzie mniejszą liczbę wyborców”.

Władza wysyła więc Polonii sprzeczne komunikaty. Z jednej strony już informuje Polaków o spodziewanych komplikacjach, sugerując przerejestrowanie się gdzieś indziej – co zresztą i tak jest niemożliwe, czas upłynął 10 października. Z drugiej zapewnia – słowami neosędziów SN – że wszystko jest pod kontrolą. Pokazuje to ponad wszelką wątpliwość, że zarówno MSZ, jak i inne instytucje w rządzie znów nie stanęły na wysokości zadania. Niewiele warte okazują się zapewnienia rządu PiS, że wszystkich Polaków traktuje równo, a zachowanie łączności między Polonią a ojczyzną to jeden z priorytetów jego polityki zagranicznej. Trudno – po raz kolejny – wyrokować, na ile jest to działanie celowe, a na ile wypadkowa proceduralnych zaniechań i czystej urzędniczej niekompetencji. Faktem jest jednak, że Polacy za granicą znów muszą drżeć o swoje głosy – mimo że zgodnie z prawem ważą tyle samo co wszystkie inne.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Ucieczka sędziego Szmydta: trzy szkielety wypadły z szafy. Kulisy głośnej afery szpiegowskiej

Ucieczka byłego już dziś sędziego Tomasza Szmydta i jego prośba o azyl na Białorusi niczym przeciąg pootwierała drzwi szaf, z których powypadały szkielety.

Ewa Siedlecka
14.05.2024
Reklama