Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

613. dzień wojny. Rosja nie panuje na Morzu Czarnym. Nawet blokady to dla niej za dużo

Operacja Europejskie Wsparcie. Estoński trałowiec klasy Lindormen EML Wambola (A433) i niszczyciel pocisków kierowanych klasy Arleigh Burke USS Porter (DDG 78) płyną w formacji podczas ćwiczeń na Morzu Bałtyckim. 24 marca 2023 r. Operacja Europejskie Wsparcie. Estoński trałowiec klasy Lindormen EML Wambola (A433) i niszczyciel pocisków kierowanych klasy Arleigh Burke USS Porter (DDG 78) płyną w formacji podczas ćwiczeń na Morzu Bałtyckim. 24 marca 2023 r. US Navy / Zuma Press / Forum
Coraz więcej statków wypływa z czarnomorskich portów Ukrainy, nawet z Odessy. Nie są zatrzymywane przez Rosjan ani w drodze do Ukrainy, ani z powrotem. I choć to wciąż niebezpieczna żegluga, kapitanowie coraz częściej podejmują to ryzyko.

Pod Awdijiwkę trafiają już różne rosyjskie wojska, walczy tam np. Ochotniczy Batalion Gwardii „Arbat”, który ma nietypowy status: został sformowany przez ochotników z Armenii, ale nie wiadomo, czy służący w nim Ormianie są rosyjskimi żołnierzami, czy nie. Bardzo nam to przypomina status różnych jednostek wystawianych w hitlerowskich Niemczech w Waffen SS, w których służyło mnóstwo ochotników z niemal wszystkich państw Europy, z sowieckimi republikami włącznie. Chorwacja w Waffen SS miała aż trzy swoje dywizje, Norwegowie – własną dywizję pancerną, Holendrzy jedną dywizję piechoty zmotoryzowanej i drugą zwykłej. Francuzi mieli jedną dywizję piechoty, Węgrzy aż cztery. Była nawet rosyjska 29. Dywizja Grenadierów „RONA”, która jeszcze jako brygada tłumiła wraz z innymi jednostkami powstanie warszawskie. U nas jakoś nie lubi się wspominać o policyjno-ochronnym batalionie polskim Schutzmannschafts-Bataillon 202, którego dowódcą był mjr policji Antoni Ignacy Kowalski, a w którym u boku niemieckich jednostek walczących z partyzantami służyli z bronią w ręku kolaborujący Polacy.

No i jak się okazuje, także Rosjanie zaczęli tworzyć ochotnicze bataliony złożone z obcokrajowców, a Armenia była przecież do niedawna ich największym sojusznikiem. Poza tym po stronie rosyjskiej walczy blisko 300 ochotników z Syrii, przeważnie weteranów armii syryjskiej. Zapewne pojawią się też i inni obcokrajowcy, przede wszystkim wyłapani i wcieleni do armii na siłę nielegalni imigranci – jak to niedawno zaplanowano. Zresztą tworzenie jednostek ochotniczych z przestępców wyciągniętych z więzień, którzy w Ukrainie służą w jednostkach „Sztorm-Z”, też nie jest rosyjskim pomysłem: w rzekomo elitarnej SS funkcjonowała SS-Sturmbrigade Dirlewanger, później przekształcona w 36. Dywizję Grenadierów SS. Co prawda służyli w niej etniczni Niemcy, ale za to byli to bandyci wydobyci z więzień i rzuceni na front, by „krwią odkupili swoje winy”. Jak widać, Rosja śmiało sięga do najlepszych wzorców.

Poza batalionem Arbat pod Awdijiwką pojawiły się też elementy – czy raczej resztki – CzWK „Wagner”, która oczywiście ma obecnie nową strukturę właścicielską i jest jedynie cieniem dawnej formacji.

Ukraińskie wojska dla odmiany kontynuują swoją ofensywę, ale niestety bez wyraźnych postępów. Jedyna niespodziewana rzecz stała się w rejonie Kupiańska, gdzie od kilku miesięcy nieustannie nacierają Rosjanie. Całkiem niespodziewanie w wyniku ukraińskiego kontrataku odbito z rąk najeźdźców niewielką wieś Serhijiwka, położoną 15 km na zachód od Swiatowego. Czasami takie zaskakujące kontrataki przynoszą doskonałe rezultaty.

Czytaj także: Ukraina nie ma floty, a niszczy rosyjskie okręty. Krążą już o tym dowcipy

O panowanie na Morzu Czarnym

Kiedy piszemy ten tekst, do Odessy wchodzi średniej wielkości masowiec „Mike Bay” pływający pod flagą Wysp Marszala, ale należący do greckiego armatora MPP Carriers S.A., a za nim idzie dość duży masowiec „Nikolaos S.” pod flagą Liberii, ale również greckiego właściciela. Kawałek dalej w kierunku Odessy zmierza średniej wielkości drobnicowiec „Lady Jasmin” pod banderą Panamy, ale będący własnością tureckiego armatora Selkar Gemicilik. Z kolei do Czornomorska przy granicy z Rumunią wszedł średniej wielkości masowiec „Royal O.”, własność singapurskiego armatora Vinsight Maritime, ale pod banderą Panamy.

Dalej na Morzu Czarnym płyną w jednej grupie trzy inne statki, kierujące się zachodnią stroną morza ku cieśninie Bosfor, a które wyszły z ukraińskich portów. Zatem, jak widać, ruch statków do i z Ukrainy jest.

Rosjanie zapowiedzieli, że będą zatrzymywać i prowadzić kontrole wszystkich jednostek płynących do Ukrainy, z sugestią, że do ukraińskich portów dopłynąć nie zdoła nic. Ale statki zaczęły tam w końcu kursować, a Flota Czarnomorska po kilku próbach zatrzymania i wejścia na ich pokłady dała sobie najwyraźniej spokój z blokadą.

Bo tak naprawdę okręty Rosji nie są w stanie zatrzymywać statków płynących w stronę Ukrainy. W rejonie na wschód od Rumunii nie do końca wiadomo, dokąd statek płynie. Bardzo często na transponderach kapitanowie nadają jeden z portów rumuńskich jako port przeznaczenia, by zmienić to dopiero w odległości jakichś 100 km od wybrzeża Ukrainy. A statków, które z Ukrainy wyszły, nie ma co zatrzymywać, bo wiadomo, że nie wywożą stamtąd żadnej broni ani amunicji.

Dlaczego więc rosyjska Marynarka Wojenna nie wprowadzi blokady w pobliżu wybrzeży Ukrainy? Rosjanie stracili już kilka jednostek Floty Czarnomorskiej w walkach z państwem bez floty, co samo w sobie jest ogromną kompromitacją. Najbardziej dotkliwa, i pod względem operacyjno-taktycznym, i prestiżowym, była strata krążownika „Moskwa”. Trafiono go 13 kwietnia 2022 r., a zatonął po pożarze dzień później w rejonie na południe od Odessy. Od tamtej pory rosyjskie okręty wojenne nie podchodzą do wybrzeży Ukrainy na mniej niż 250 km, trzymając się poza zasięgiem kierowanych rakiet przeciwokrętowych R-360 Neptun produkcji ukraińskiej o zasięgu do 280 km czy dostarczonych Ukrainie amerykańskich RGM-84 Harpoon o zasięgu 140 km.

Mimo wszystko do patrolowania na tak rozległych obszarach pozostaje spory akwen, a Rosjanie zdali sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie brakuje im okrętów do wymuszania blokady morskiej. Do tego celu we Flocie Czarnomorskiej nadaje się w zasadzie sześć jednostek. Są to trzy nowoczesne fregaty: „Admirał Makarow”, „Admirał Essen” i „Admirał Grigorowicz”, z których ten pierwszy został przypuszczalnie uszkodzony w ataku ukraińskich bezzałogowych pojazdów morskich i najprawdopodobniej nie nadaje się do wyjścia w morze. Kolejne dwa okręty to bardzo już leciwe fregaty typu 1135 Burewestnik: „Ładnyj” i „Pytliwyj”. Zapewne te okręty rzadko wychodzą w morze, mają już bowiem ponad 40 lat służby za sobą i raczej są w stanie dość opłakanym. Ostatnim okrętem jest duża korweta typu 20380 Stereguszczij o nazwie „Merkurij”. Pozostałe jednostki bojowe to sześć okrętów podwodnych (siódmy, „Rostow-na-Donu”, został zniszczony lotniczym pociskiem Storm Shadow w ataku 13 września 2023 r. na Sewastopol, kiedy stał w suchym doku), a także mniejsze korwety mające zbyt małą autonomiczność (możliwy czas przebywania w morzu), by pełnić służbę na liniach blokady morskiej. Jak się dobrze przyjrzeć, to linii blokady od rumuńskiej Konstancy do Sewastopola (mniej więcej 400 km) musiałyby pilnować dwa rosyjskie okręty (zakładamy, że trzeci uzupełnia zapasy w porcie), oddalone od siebie o jakieś 130–135 km. W przypadku wykrycia płynącego statku fregata musiałaby dopłynąć do niego na odległość niemal 70 km, co zajęłoby minimum 2 godz., otwierając w tym czasie drogę dla innych statków. W ten sposób blokada byłaby całkiem dziurawa, a poza tym deklarowanie rumuńskiego portu przeznaczenia uniemożliwia Rosjanom zatrzymanie i przeszukanie statku, bo byłby to wrogi akt wobec państwa NATO, a takiego nie można by zostawić bez odpowiedniej reakcji.

Czytaj także: Gdzie się podziały okręty podwodne Rosji?

Wielka i silna Flota Czarnomorska jest więc faktycznie niezdolna do wykonania relatywnie prostego zadania, jakim jest prowadzenie blokady morskiej. Rosjanie są na morzu dość nieporadni, a główną bolączką rosyjskiej floty jest logistyka. Chodzi przede wszystkim o brak zaplecza w postaci odpowiednio dużych i dogodnych baz –rosyjska marynarka nie jest w stanie wprowadzić do baz wszystkich swoich okrętów wojennych jednocześnie. Największe z nich większość swojego żywota spędzały na kotwicach na redach portów, nie mogąc wejść do basenu portowego, by stanąć przy nabrzeżu. Brak zaplecza remontowego sprawia, że napraw na okrętach najczęściej dokonuje własna załoga, metodami raczej chałupniczymi, czego efektem są dość częste awarie i niesprawności. Samo wyszkolenie też pozostawia wiele do życzenia, bowiem na lądzie brakuje odpowiednio dużej bazy szkoleniowej z symulatorami czy makietami do ćwiczeń, a załoga większość czasu spędza na okręcie, naprawiając i konserwując, co się da, zamiast ćwiczyć obsługę sprzętu i uzbrojenia okrętu w różnych warunkach.

Jeśli tak funkcjonuje Flota Czarnomorska w wojnie z Ukrainą, to raczej nie powinno być problemu w przypadku konfliktu na Bałtyku, bo flota bałtycka jest jeszcze mniejsza, a możliwości jej operowania są dość mizerne. Rosyjscy marynarze złośliwie rozwijają skrót od Bałtijskij Fłot, BF, jako „Był Fłot” – czyli że była kiedyś tu silna flota, ale obecnie to jedynie marne resztki. Jak widać, teoretycznie silna Flota Czarnomorska, Cziornomorskij Fłot, wcale nie jest lepsza, dlatego jej skrót CzF jest rozwijany jako „Czi Fłot, czi nie Fłot” – czy to flota, czy nie flota. Jeśli chodzi o pozostałe, to nie jest w nich wiele lepiej. Flota Północna, Siewiernyj Fłot (SF), gdzie wiele dużych jednostek wiecznie stoi na kotwicy, to „Stał Fłot”, zaś Flota Pacyfiku, Tichookienskij Fłot (TF) nazywana jest po prostu „Toże Fłot”, czyli „też flota”. Trochę pogardliwie, trzeba przyznać.

Czytaj także: Zdalne oblężenie Krymu. Ten atak musiał Rosjan zaboleć

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

The Cure i ich słynna oda do żałości. Ten album to arcydzieło muzyki popularnej

Krytycy nie byli zachwyceni. Wytwórnia wróżyła komercyjne samobójstwo. Zespół się jednak uparł, by album wydać. I słusznie, bo obchodząca właśnie 35. urodziny płyta „Disintegration” The Cure to arcydzieło muzyki popularnej.

Łukasz Kamiński
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną