Licząca 275 mln mieszkańców Indonezja to czwarty pod względem populacji kraj na świecie (po Indiach, Chinach i USA) i państwo z największą liczbą wyznawców islamu. Dawna holenderska kolonia rozsiana jest na 17 tys. wysp w południowo-wschodniej Azji. W środowych wyborach prezydenckich – według danych z exit polls – były generał Prabowo Subianto i kandydat na wiceprezydenta Gibrana Rakabumi Raki (syn urzędującego prezydenta Joko Widodo) zdobyli ok. 57 proc. głosów, co oznacza przygniatającą wygraną. W Indonezji, podobnie jak w USA, kandydaci startują w parach.
W wyborach udział wzięło 83 proc. spośród prawie 205 mln uprawnionych do głosowania. Po raz pierwszy kluczową grupą byli młodzi – 52 proc. wyborców (107 mln osób) ma poniżej 40 lat. Paradoksalnie to oni dali zwycięstwo 72-letniemu Subianto, emerytowanemu generałowi, który dowodził oddziałami odpowiedzialnymi za łamanie praw człowieka i zabójstwa przeciwników dyktatury.
Za jego zwycięstwem stoi przede wszystkim Joko Widodo, najpopularniejszy tutaj polityk w XXI w., który dziesięć lat temu był w oczach Zachodu nadzieją dla indonezyjskiej demokracji. On sam nie mógł już kandydować na trzecią kadencję, ale jego pomysł na modernizację kraju może utorować powrót do autorytaryzmu. Kluczowy będzie kruchy sojusz pomiędzy nim a zwycięskim Subianto, jego dawnym rywalem.
Czytaj też: Prawdziwa cena węgla z Indonezji
Self-made man po indonezyjsku
Widodo prowadził firmę, która wyspecjalizowała się w eksporcie mebli z drewna tekowego do Europy.