Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Tour de force Sikorskiego w USA. Zrobił furorę, w dyplomację się nie bawił

Radosław Sikorski i sekretarz stanu Antony Blinken, 26 lutego 2024 r. Radosław Sikorski i sekretarz stanu Antony Blinken, 26 lutego 2024 r. Chuck Kennedy / US Department of State / Flickr CC by SA
Wizytę Sikorskiego w USA, której głównym celem było najwyraźniej przypomnienie Amerykanom o globalnej stawce wojny, można uznać za niewątpliwy sukces. Gospodarze zwracali się do niego familiarnie, per Radek, i komplementowali go jako gwiazdę europejskiej polityki.

Efektownym tour de force dyplomacji – gabinetowej i publicznej – była zakończona w poniedziałek wizyta ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w USA. Spotkał się w Waszyngtonie z sekretarzem stanu Antonym Blinkenem, wygłosił parę przemówień i udzielił kilku wywiadów. Ich głównym tematem była wojna w Ukrainie i losy amerykańskiej pomocy dla Kijowa, zablokowanej w Kongresie przez Republikanów na życzenie Donalda Trumpa.

Sikorski robi furorę na forum ONZ

Furorę w światowych mediach zrobiło wystąpienie ministra w sobotę na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Sikorski błyskotliwie ripostował na przemówienie ambasadora Rosji Wasilija Niebenzji, który powtórzył kłamstwa Kremla na temat Ukrainy, motywów napaści na ten kraj i oszczerstwa, że panuje tam skorumpowany reżim „nazistowski”. „No cóż, prezydent (Ukrainy) jest Żydem, minister obrony muzułmaninem i nie ma tam więźniów politycznych”, powiedział. Przypomniał też zmarłego niedawno Aleksieja Nawalnego, który – dodał sarkastycznie – „udokumentował, jak uczciwy i pełen moralnej czystości jest jego kraj”.

Szef polskiej dyplomacji polemizował też z pokutującym wciąż na świecie stereotypem rzekomej polskiej „rusofobii”. „Fobia oznacza strach irracjonalny, a tymczasem były prezydent Rosji [Dmitrij Miedwiediew] i propagandziści Putina niemal codziennie grożą nam nuklearnym unicestwieniem” – oświadczył. A przypominając porażkę bolszewickiej Rosji w wojnie z Polską w 1920 r., dodał: „Nie udało się im zniewolić nas wtedy i nie uda się im zniewolić Ukrainy ani nas także teraz”.

Czytaj też: To wojna, jakiej Zachód sobie nie wyobrażał

„Nie będziemy znowu kolonią Rosji”

W niedzielę Sikorski był specjalnym gościem Fareeda Zakariiego w jego cotygodniowym programie „GPS”, najlepszym, szeroko oglądanym programie CNN na tematy międzynarodowe. Gospodarz interesował się reakcją ministra na sławetną wypowiedź kandydującego znowu do Białego Domu Donalda Trumpa, który ostrzegł, że nie przyjdzie z pomocą krajom NATO, które wydają na obronę mniej niż 2 proc. PKB, a nawet będzie zachęcał Putina do ich zaatakowania.

„Cóż, mamy nadzieję, że to tylko taki kwiecisty styl byłego prezydenta i rzeczywiście chce, byśmy wydawali na obronę co najmniej 2 proc. I w zasadzie ma tu rację”, odpowiedział minister dyplomatycznie. Jak podkreślił, Polska przeznacza na ten cel 3 proc., a niedługo będzie to prawie 4 proc. budżetu. I dodał: „Jeśli będzie trzeba, jeśli Putin rzeczywiście nam zagrozi, podwoimy tę kwotę, ponieważ nie będziemy znowu kolonią Rosji”.

Sporą część rozmowy zajęły rozważania na temat art. 5 traktatu waszyngtońskiego, czyli kluczowego zapisu w „statucie” NATO, który ma gwarantować, że w obronie któregokolwiek zaatakowanego państwa członkowskiego staną wszystkie pozostałe kraje Sojuszu. Sikorski podkreślił, że nie jest to „kontrakt z firmą ochroniarską” – jak ową „zasadę D’Artagnana interpretuje Trump – tylko wyraz sojuszniczej solidarności. I przypomniał amerykańskim widzom, że w historii NATO art. 5 został zastosowany tylko raz – kiedy 11 września 2001 r. ofiarą agresji stały się USA, i że m.in. Polska wysłała swoje wojska do Afganistanu, a później do Iraku.

Czytaj też: Putin u Tuckera Carlsona. Skutki wywiadu mogą być złowrogie

Sikorski wzywa Amerykę do pomocy Ukrainie

Najbardziej bodaj udanym wystąpieniem szefa polskiego MSZ było przemówienie w poniedziałek w waszyngtońskim Atlantic Council, jednym z czołowych stołecznych think tanków, specjalizującym się w promocji sojuszniczych więzi USA z Europą. Sikorski za bardzo nie bawił się tym razem w dyplomację, mówiąc o republikańskim przewodniczącym Izby Reprezentantów Mike’u Johnsonie, który niedawno nie zgodził się poddać w Izbie pod głosowanie projektu ustawy o pomocy zagranicznej, w tym o wyasygnowaniu 60 mld dol. na kolejną transzę dla Ukrainy. Chociaż wiadomo, że ustawa – w której przeznaczono znaczne fundusze także dla Izraela – z pewnością zostałaby uchwalona z poparciem prawie wszystkich Demokratów i wielu Republikanów, Johnson zablokował ją, ulegając presji ultrakonserwatywnych kongresmenów z Partii Republikańskiej, stronników Trumpa.

Przypominając, że Ukraina pilnie potrzebuje amunicji do artylerii przeciwlotniczej, polski minister wystąpił z dramatycznym apelem do Johnsona. „Cały świat patrzy, co on zrobi. Jeżeli ustawa nie zostanie uchwalona i Ukraina ucierpi, bo będzie zmuszona cofać się na polu bitwy, to on poniesie za to odpowiedzialność”, powiedział. Przemówienie było znakomicie uargumentowanym wezwaniem Ameryki, aby nie przestawała pomagać Ukrainie, i przypomnieniem, że bandycka napaść Rosji „nie jest wojną regionalną, bo ma implikacje globalne”.

Sugerując, że Putin może się nie zatrzymać, jeśli pokona Ukrainę, szef polskiej dyplomacji powiedział: „Jeżeli ta wojna będzie przegrana, nasza rodzina demokracji zacznie się rozpadać”. Podkreślił przy tym, że za pomocą dla Kijowa nie stoją tylko oczywiste racje moralne. „To nie tylko dobry uczynek, to także dobry deal” – oświadczył. Przypomniał tutaj, że w kwocie 60 mld dol. pomocy dla Kijowa większość funduszy będzie wydanych w USA na produkcję broni i sprzętu, aby uzupełniać zapasy po dostawach dla walczących, co stwarza nowe miejsca pracy w wielu stanach, jak Michigan, Ohio czy Pensylwania.

Czytaj też: Pomoc dla Ukrainy wisi na włosku. Stawka jest olbrzymia

Radek, gwiazda europejskiej polityki

Finałem wizyty było spotkanie z sekretarzem stanu Antonym Blinkenem. Obaj szefowie dyplomacji wygłosili przedtem oświadczenia dla mediów. Blinken wspomniał o zbliżającej się wizycie w Waszyngtonie prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska. Sikorski podziękował za wzmocnienie wschodniej flanki NATO i wsparcie dla Kijowa. Na briefingu po spotkaniu oświadczył, że była to „dobra strategiczna rozmowa dwóch sojuszników”. „Mówiliśmy o tym, jak lepiej egzekwować sankcje [na Rosję] i jak przedłużyć obecność wojsk amerykańskich w Polsce. (...) Sekretarz stanu wyraził wiarę, że Kongres uchwali pomoc dla Ukrainy”, powiedział. Na pytanie, czy jego wizyta zwiększy szanse wspomnianej ustawy, odpowiedział, że „zależy to od jednego człowieka” – przewodniczącego Mike’a Johnsona.

Zapytany, czy jego krytyka prominentnego republikańskiego polityka nie jest trochę niebezpieczna – Trump bowiem może wrócić do Białego Domu, a GOP objąć większość w obu izbach – Sikorski dał do zrozumienia, że liczy się z takim ryzykiem, ale odbił piłeczkę, mówiąc o wizycie w stolicy USA polityków polskiej Zjednoczonej Prawicy, którzy Trumpa popierają. „Ciekaw jestem, czy zwrócili się do republikańskich kongresmenów, żeby uchwalili tę pomoc dla Ukrainy”, powiedział.

Wizytę Sikorskiego, której głównym celem był najwyraźniej lobbing za kontynuacją militarnego wsparcia dla Kijowa, przypomnienie Amerykanom o globalnej stawce wojny, można uznać za niewątpliwy sukces. Szef polskiej dyplomacji jest w USA postacią dobrze znaną i popularną. Zanim objął kierownictwo MSZ, przez kilka lat pracował jako ekspert w American Enterprise Institute, czołowym konserwatywnym think tanku w Waszyngtonie. Jego atuty to rozliczne kontakty, nienaganny angielski i amerykańskie więzi rodzinne (Anne Applebaum). W czasie wizyty ujawnił, że jeden z jego synów służy w amerykańskiej armii. Gospodarze spotkań z jego udziałem zwracali się do niego familiarnie, per Radek, komplementowali go jako gwiazdę polityki europejskiej, a ich polski gość rewanżował się podkreślaniem, że z Ameryką łączą go nie tylko więzi służbowe.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną