Szczyt bez precedensu. Ameryka buduje w Azji Wschodniej front obrony przeciw Chinom
Administracja USA buduje front obrony Azji Wschodniej przed zagrażającą krajom regionu agresywną polityką Chin. W czasie wizyty japońskiego premiera Fumio Kishidy w Waszyngtonie prezydent Joe Biden zapowiedział zacieśnienie współpracy wojskowej z Japonią i stworzenie z nią i Australią nowego systemu rakietowej obrony powietrznej. Celem jest zwiększenie interoperacyjności sił amerykańskich i japońskich w rejonie zachodniego Pacyfiku i ewentualnie powstanie wspólnej struktury dowodzenia.
W czwartek doszło do bezprecedensowego, trójstronnego spotkania na szczycie Bidena, Kishidy i prezydenta Filipin Ferdinanda Marcosa Jr. Z Filipinami, krajem Azji zachodniego Pacyfiku, Chiny toczą spory, kwestionując ich prawo do swobodnej żeglugi na wodach międzynarodowych, które bezzasadnie uważają za własne wody terytorialne. W ostatnich miesiącach chińska straż przybrzeżna prowokowała statki Filipin, próbując je taranować, oblewając strumieniami z armatek wodnych i grożąc załogom atakiem z użyciem laserów. Poza Filipinami spory o wyspy na zachodnim Pacyfiku i swobodę żeglugi toczą m.in. Wietnam i Singapur.
Czytaj też: Europa już zdaje sobie sprawę, że wojna z Rosją może nadejść
Dla USA Chiny to największe zagrożenie
Spotkania w Waszyngtonie są najnowszym przejawem polityki „zwrotu ku Azji”, zapoczątkowanej przez Obamę i kontynuowanej przez jego następców w Białym Domu. Realizowanej różnie, ale wynikającej z przekonania, że Chiny, rosnące w siłę ekonomicznie i militarnie, używające nacjonalistycznej retoryki, stają się dla Ameryki największym problemem. W kręgach elit polityki zagranicznej dominuje dziś pogląd, że to Chiny, a nie Rosja, są obecnie najpoważniejszym długofalowym zagrożeniem dla strategicznych interesów kraju i jego bezpieczeństwa.
Chodzi tu głównie o Tajwan, uważany przez Chiny za swoją prowincję nielegalnie oderwaną od macierzy, którą trzeba skłonić do powrotu – jeśli to konieczne, z użyciem siły. USA oficjalnie nie uznają Tajwanu za niepodległy kraj, nie mają z nim traktatu sojuszniczego zmuszającego do przyjścia z odsieczą w razie napaści. Ustawa Kongresu zobowiązuje jednak rząd do dostarczania mu broni i sprzętu do obrony, a amerykańscy przywódcy – w tym Biden – od czasu do czasu pobrzękują szabelką, zapowiadając, że jeśli Chiny zaatakują wyspę, Ameryka będzie jej bronić.
W sferze geopolityki drugą główną kością niezgody jest finansowe wspieranie przez Pekin totalitarnego reżimu w Korei Północnej, który ma broń nuklearną i środki jej przenoszenia, choć na razie w niewielkiej ilości. Zagrożeni bezpośrednio są przede wszystkim sąsiedzi: Japonia i Korea Południowa. W czasie środowego szczytu z Bidenem Fushida powiedział, że zależy mu na spotkaniu z Kim Dzong Unem. Amerykański prezydent poparł ten pomysł, oświadczając, że USA też „są otwarte na dialog z Koreą Północną”.
Sojusz przeciw Chinom
Wynik rozgrywki o Tajwan, swobodę żeglugi na Morzu Południowochińskim i sponsorowanie reżimu w Phenianie przesądzi ostatecznie o tym, kto będzie kontrolował sytuację w Azji Wschodniej. USA, posiadające bazy wojskowe w Japonii, Korei Południowej i innych krajach regionu, od końca II wojny światowej uważają region za swoją strefę wpływów. Potężniejące, choć przeżywające ostatnio poważne kłopoty ekonomiczne Chiny zmierzają do wyparcia stąd Ameryki.
W Azji nie ma obecnie sojuszu państw pod przywództwem USA analogicznego do NATO, który byłby skierowany przeciw Chinom. W czasie zimnej wojny funkcję taką pełnił w pewnym zakresie pakt SEATO (Southeast Asia Treaty Organization), ale w 1977 r. zakończył działalność. Rolę odstraszania Chin albo innych agresorów odgrywają dziś układy dwustronne albo „minilateralne” (w odróżnieniu od „multilateralnych”, czyli wielostronnych). Układem takim jest ANZUS zawarty w 1951 r. między USA, Australią i Nową Zelandią, obecnie istniejący tylko między dwoma pierwszymi krajami.
W 2021 r., w celu zwiększenia bezpieczeństwa zbiorowego w rejonie Indo-Pacyfiku (a więc Azji Południowej i Wschodniej), USA, Wielka Brytania i Australia zawarły tzw. Trójstronne Partnerstwo Bezpieczeństwa, znane pod skrótem AUKUS (Australia, Wielka Brytania, USA). W środę Biden i Fushida rozmawiali m.in. o współpracy Japonii z AUKUS, na razie w zakresie sztucznej inteligencji i innych zaawansowanych technologii, ale w przyszłości, jak można zgadywać, dojdzie także do współpracy wojskowej.
Czytaj też: Blinken w Pekinie. Sygnał odwilży w relacjach ze smokiem?
Powstanie NATO dla Azji Wschodniej?
Brak traktatu na skalę NATO w Azji Wschodniej niektórzy eksperci uważają za słabość systemu zbiorowego bezpieczeństwa w tym regionie. Jak zachowałyby się jego kraje w razie wybuchu wojny Chin z jednym z nich albo inwazji Tajwanu, jeżeli nie są zobowiązane do przyjścia z pomocą, jak w wypadku Sojuszu wymaga tego art. 5?
Do powstania w rejonie zachodniego Pacyfiku układu wzorowanego na NATO raczej jednak nie dojdzie. Z kilku powodów. Państw regionu nie łączy tak wiele jak krajów Europy: demokratycznych, proamerykańskich i zagrożonych – choć w różnym stopniu – agresywną polityką Rosji. Przede wszystkim jednak stosunki USA z Chinami są bardziej skomplikowane niż z Rosją. Supermocarstwa połączone są siecią silnych relacji handlowych wykluczających sens sankcji ekonomicznych. Chiny uważa się w Ameryce za zagrożenie, ale w dłuższej perspektywie. Biden nie rozmawia z Putinem, ale spotyka się i rozmawia z Xi Jinpingiem. Po to również, by skłonić go do rozluźnienia więzi z Moskwą. Chiny pomagają Rosji, kupując jej ropę, ale pilnują, by eksport nie był bezpośrednio wykorzystywany do zwiększania rosyjskiego arsenału. Putin zapowiada wizytę w Pekinie w maju, ale chiński rząd tego nie potwierdza.
Słychać także ostrzeżenia, że budowa w Azji frontu obrony przed Chinami może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, jeśli przedsięwzięcie miałoby odstraszać Pekin lub sprawić, że reżim złagodzi nacjonalistyczny kurs. Biden podkreśla wprawdzie, że najnowsze porozumienia z azjatyckimi partnerami i sojusznikami USA nie są skierowane przeciw Chinom i Ameryka nie szuka z nimi konfliktu, ale takie rutynowe zapewnienia ich nie przekonują. Powstanie sojuszu podobnego do NATO mogłoby, zdaniem ekspertów, nasilić w Chinach psychozę zagrożenia, co zwiększa ryzyko wojny. „Państwa często zaczynają wojnę, kiedy czują, że są okrążone i ich przetrwanie stoi pod znakiem zapytania”, mówi cytowany przez „Time” Evan Resnik z S. Rajaratnam School of International Studies, instytutu badawczego w Singapurze.