Donald Trump uparcie obstaje przy księżycowym pomyśle przejęcia Strefy Gazy po wysiedleniu 2 mln Palestyńczyków. Wycofał jednak groźbę wstrzymania pomocy dla Egiptu i Jordanii, jeżeli nie zgodzą się na osiedlenie ich na swoim terytorium. Oba kraje oświadczyły już, że to wykluczone.
We wtorek prezydent spotkał się w Białym Domu z królem Jordanii Abdullahem II, jednym z najbardziej prozachodnich przywódców w świecie arabskim. Na briefingu dla mediów monarcha zapytany, czy zgodzi się przyjąć mieszkańców Gazy, odpowiedział wymijająco, że rozwiązanie tego problemu musi zadowalać „wszystkie kraje”. „Musimy uwzględnić najlepsze interesy USA, narodów regionu i zwłaszcza mojego kraju, Jordanii”, oświadczył.
Czytaj też: Inwazja Trumpa dociera do Europy. Pięć istotnych pytań
Posępna mina króla
Niektórzy komentatorzy, np. w CNN, zinterpretowali te słowa tak, jakby Abdullah był „otwarty na koncepcję Trumpa”. W rzeczywistości była to dyplomatyczna odpowiedź męża stanu goszczącego w stolicy supermocarstwa, od którego jest uzależniony. Jordania korzysta z pomocy USA w wysokości ponad 1 mld dol. rocznie. Pomoc dla Egiptu jest dwukrotnie większa. W Jordanii od kilku dekad mieszkają już 2–3 mln Palestyńczyków, uchodźców po kolejnych wojnach Izraela z krajami arabskimi. Przywódcy Jordanii i Egiptu obawiają się, że wśród Palestyńczyków z Gazy może się znaleźć wielu dżihadystów.
Król Abdullah powiedział tylko, że jego kraj może przyjąć 2 tys. dzieci z Gazy. Trump nazwał to „pięknym gestem”. Monarcha oświadczył, że USA są „wspaniałym partnerem”, ale kiedy prezydent obsypywał go zwyczajowymi komplementami, nie uśmiechał się, jak wszyscy obdarowywani nimi zagraniczni przywódcy goszczący w Waszyngtonie. Jego posępna mina nie zostawia wątpliwości, co sądzi o przedstawionej mu propozycji nie do odrzucenia.
Trump upiera się w sprawie Gazy
Trump potwierdził, że USA „będą miały” Gazę, a zapytany, na jakiej podstawie prawnej, odpowiedział, że na podstawie „prawa amerykańskiego”. „Nie będziemy musieli jej kupować. Będziemy ją mieć”, stwierdził. Nie wyjaśnił, jak wejdzie w posiadanie Gazy bez wydania na ten cel ani grosza i bez wysłania tam wojsk, o czym zapewniał poprzedniego dnia. Powtórzył, że jej ludność będzie przesiedlona, Palestyńczycy „nie chcą tam mieszkać”, bo Gaza jest doszczętnie zniszczona. Relacje reporterów temu przeczą – wielu Palestyńczyków odpowiada, że to ich dom i chcą tam zostać.
Zapytany, dokąd chce przesiedlić ludność Gazy, Trump odparł: „Myślę, że będziemy mieli kawałek ziemi w Jordanii i kawałek ziemi w Egipcie. Albo jeszcze gdzie indziej”. Zapytany, czy ponawia groźbę wstrzymania pomocy dla tych krajów, jeśli odmówią przyjęcia Palestyńczyków, odpowiedział: „Dostarczamy mnóstwo pieniędzy Jordanii i Egiptowi, ale nie muszę tym grozić. Myślę, że jesteśmy ponad to”.
Czy rezygnując z użycia kija – co byłoby katastrofą w stosunkach Ameryki ze światem arabskim – Trump rozważa użycie marchewki? Można sobie wyobrazić zachęcanie do zgody na przyjęcie mieszkańców Gazy w zamian za jakieś subwencje, ale prezydent obiecuje przecież ograniczanie wydatków.
Zacznie się piekło
Pomysł Trumpa, jeden z najbardziej nierealistycznych i najgłupszych (a konkurencja jest duża), odrzucony przez wszystkie kraje arabskie, spotyka się z powszechnym potępieniem. „Próba przymusowego przesiedlenia ludności to czystka etniczna, zbrodnia wojenna”, powiedział komentator „Washington Post” Josh Rogin.
Tymczasem porozumienie między Izraelem a Hamasem, które miało zakończyć wojnę i przynieść uwolnienie izraelskich zakładników, wydaje się załamywać. Zawieszenie broni na razie się utrzymuje, ale Hamas, który przetrzymuje jeszcze 73 osoby, oświadczył, że nie będzie zwalniać kolejnych, bo Izrael narusza warunki rozejmu. Trump powiedział w poniedziałek, że jeśli kolejni zakładnicy nie zostaną zwolnieni do soboty, „zacznie się piekło”.
Co miał na myśli, okazało się następnego dnia: premier Netanjahu oświadczył, że jeśli zakładnicy nie zostaną uwolnieni do południa w sobotę, wojska izraelskie wznowią ofensywę. Nie powiedział, ilu ludzi ma być zwolnionych. Trump najwyraźniej dał mu zielone światło do przerwania rozejmu. „IDF i Hamas chcą kontynuować wojnę”, ocenił w CNN emerytowany generał James „Spider” Marks.