„Misja Sprawiedliwości 2025”. Chiny trenują, jak rzucić się na Tajwan. Pomoże Trump czy Japonia?
Jeśli Chiny rzucą się na Tajwan, to pewnie w sposób podobny do tego, który trenowały w ostatnich dniach tego roku. Bez zapowiedzi zorganizowały sobie wokół wyspy ostre strzelanie z niszczycieli, myśliwców, bombowców i dronów. Na dwa dni zarezerwowały pięć stref w pobliżu Tajwanu, wywracając do góry nogami lokalne trasy żeglugi morskiej i powietrznej. Trzeba było przekierować trasy lotów, co dotknęło ok. 100 tys. pasażerów. Scenariusz manewrów „Misja Sprawiedliwości 2025” przewidywał zajęcie szeregu obszarów na wyspie i jej blokadę. Ćwiczenia miały być ostrzeżeniem dla tajwańskich „sił separatystycznych” i „sił zewnętrznych”, które miałyby ochotę Tajwańczyków wesprzeć.
Czytaj też: Wokół Tajwanu narasta niepokój, wojnę z Chinami odczułby cały świat. Już za dwa lata?
Chiny ćwiczą wokół Tajwanu
ChRL starała się wywołać atmosferę grozy. Propaganda przygotowała filmy o żołnierzach, marynarzach i lotnikach błyskawicznie podrywających się na dźwięk alarmu, biegnących do czekających maszyn i na stanowiska bojowe. Na ekranach widzów komunistycznego mocarstwa latały rakiety, pływały okręty, działka strzelały, dynamicznie kopciły silniki startujących samolotów. W imieniu armii występował pokrzykujący pułkownik, rzecznik prasowy Dowództwa Wschodniego Teatru Wojennego, odpowiedzialnego za prowadzenie ćwiczeń – recytował slogany o uzasadnionym działaniu Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i marnym losie wszystkich tych, którzy na wyspie knują o niepodległości. Zrobiło to pewne wrażenie na reszcie świata, tym większe, że całość urządzono bez ostrzeżenia.
Ani manewry, ani roszczenia Chińskiej Republiki Ludowej nie mają wiele wspólnego ze sprawiedliwością, o której wspomina nazwa ćwiczeń. Komuniści nigdy Tajwanem nie rządzili i nie mają do niego tytułu. Chcą go przejąć ze zwykłego chciejstwa i nie wykluczają zbójeckiej napaści. Xi Jinping zlecił wojsku przygotowania, do akcji zbrojnej ma być gotowe przed 2027 r. I jeśli armia ma być faktycznie gotowa, powinna się wprawiać, a to by uzasadniało sens przeprowadzania ćwiczeń. Organizowane są regularnie – w kwietniu symulowano ostrzał portów i tajwańskich obiektów energetycznych. Od wiosny było na Cieśninie Tajwańskiej względnie spokojnie. Pretekstem do obecnej zmiany tonu miały być dopiero co ogłoszone duże zakupy, które tajwańskie wojsko zamierza w najbliższym czasie zrobić w amerykańskich firmach zbrojeniowych. Tajwańczycy wydadzą ponad 11 mld dol., chcą kupić m.in. systemy artylerii rakietowej HIMARS, które sprawdziły się na froncie wojny w Ukrainie.
ChRL wysłała więc sygnał, ale reszta świata ma kłopot z jego interpretacją. Ćwiczenia dość wiernie symulowały scenariusz możliwego ataku. Wiadomo jednak, że inwazja będzie operacją wymagającą. Atakującym nie sprzyja geografia, na wyspie brakuje dogodnych portów i plaż, obrońcy od dekad szykują się na desant. Aby się udał, trzeba przerzucić setki tysięcy żołnierzy, do czego chińska marynarka nie jest przygotowana. Ponadto armia jest w pewnym rozchwianiu, w które wprowadziły ją jesienne czystki. Xi Jinping wyciął m.in. kluczowych generałów z jednostek odpowiedzialnych za działania na obszarach wokół Tajwanu. Kilka dni temu Dowództwo Wschodniego Teatru Wojennego dostało też nowego przełożonego i „Misja Sprawiedliwości 2025” mogła być dla gen. Yang Zhibina sprawdzianem.
Czytaj też: Tu może wybuchnąć konflikt mocarstw. Tajwan przyjął „strategię jeżozwierza”
Japonia przyjdzie z pomocą?
Okoliczność druga to postawa Japonii. Jej premierka Sanae Takaichi nie wyklucza, że japońskie wojsko mogłoby wesprzeć Tajwan, gdyby zaatakowały go Chiny. Twierdzi też, że poważny kryzys wokół Tajwanu zagrozi przetrwaniu jej kraju. Pekinowi zapewne nie spodobały się także rekordowe japońskie zbrojenia, zakładające m.in. rozwój potencjału marynarki, wojsk rakietowych i technologii dronowych, czyli tych, które w pierwszej kolejności są potrzebne do ewentualnej konfrontacji z Chinami. Następny budżet wojskowy sięgnąć ma 58 mld dol., co pozwoli przekroczyć próg 2 proc. PKB. – osiągnięcie tego pułapu spełnia oczekiwania Donalda Trumpa, który domaga się, by państwa sprzymierzone z USA wydawały więcej na swoje siły zbrojne.
Japonię ostro krytykuje Rosja, tradycyjnie z nią poróżniona. W przeddzień ćwiczeń szef kremlowskiej dyplomacji zadeklarował, że Rosja „udzieli Chinom wsparcia”, jeśli sytuacja wokół Tajwanu „się zaostrzy”. Siergiej Ławrow znalazł już winnych eskalacji: to oczywiście Japończycy. Według niego Tokio „dąży do przyspieszenia militaryzacji” kraju. Wezwał też do opamiętania, sięgając po najbardziej fałszywe tony sowiecko-rosyjskiej dyplomacji: „nasi japońscy sąsiedzi powinni wszystko dokładnie rozważyć, zanim podejmą pochopne decyzje”.
Posłuchaj: Beczka prochu na Pacyfiku – dlaczego Tajwan jest tak ważny?
Czy Trump będzie się bić o Tajwan?
No i gdzieś tam jest jeszcze Trump i chińsko-amerykańska rywalizacja. Rachuby strategów podpowiadają, że Chińczykom warto się o Tajwan starać, bo jeśli uda im się wygrać lub wymęczyć zwycięstwo, to wypracują bezpośredni dostęp do Oceanu Spokojnego i przy okazji pohańbią globalny prymat Ameryki. Trumpa wielokrotnie pytano, czy będzie się o Tajwan bić, ale unikał jednoznacznej odpowiedzi. W jego przypadku trudno jednak powiedzieć, co go motywuje i czy na pewno jest to wierność stosowanej przez Waszyngton tradycyjnej doktrynie tzw. strategicznej niejasności, w której Stany niczego wprost nie obiecują ani zdecydowanie nie wykluczają.
Wszystkie te okoliczności musi brać pod uwagę Xi. Przyszłość Tajwanu zależy przede wszystkim od jego woli, jego skłonności do ryzyka i jego megalomanii. To on zdecyduje, czy atakować, czy tylko blokować wyspę i kiedy to robić. Na przełomie 2021 i 2022 r. zastanawiano się, czy zgrupowanie wojsk rosyjskich wokół Ukrainy, częściowo pozostawione po sporych manewrach, zostanie faktycznie wykorzystane do akcji zbrojnej, czy może okaże się jedynie elementem dużego geopolitycznego blefu. Teraz podobnie gęsta atmosfera wisi nad Tajwanem. I niestety brakuje impulsów, które mogłyby ją rozrzedzić.