Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Kim są kawalerowie maltańscy? Tak się tytułuje Szumowski

900. rocznica powołania Zakonu Maltańskiego 900. rocznica powołania Zakonu Maltańskiego Antonello Nusca / Polaris / EAST NEWS
Uznawany przez rządy 103 państw, zakon jest obserwatorem przy ONZ, liczy 12,5 tys. kawalerów, dam i kapelanów, w 40 krajach prowadzi szpitale, domy opieki i hospicja.

Na początku przedstawmy naszych bohaterów: pełna i nieco skomplikowana nazwa brzmi: „Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy, z Rodos i z Malty”. W tych dziewięciu słowach w zasadzie zawarta jest cała historia zgromadzenia, dla uproszczenia nazywanego też joannitami (od imienia patrona św. Jana Chrzciciela), szpitalnikami (z racji opieki nad chorymi i ubogimi), rycerzami rodyjskimi i kawalerami maltańskimi (od dwóch wyspiarskich siedzib zakonu).

Czytaj też: Upadek zakonu joannitów

Rycerze z Jerozolimy

Joannici, chcąc dodać sobie powagi i wyprzedzić templariuszy, którzy założyli zbrojne zgromadzenie w 1118 r., początki zakonu przesunęli do 1070 r., kiedy to kupcy z włoskiej Amalfi, niewielkiej niezależnej republiki, założyli w Jerozolimie hospicjum dla ubogich pielgrzymów, biorąc za patrona właśnie św. Jana. Wspólnota, kierowana przez brata Gerarda (dziś błogosławionego Kościoła katolickiego), zdołała przetrwać zdobycie Jerozolimy przez Turków, a nawet udzieliła pewnej pomocy krzyżowcom oblegającym święte miasto w 1099 r. Z tego okresu pochodzi legenda o Gerardzie mającym rzucać z murów chleb dla głodujących Franków – gdy doniesiono o tym dowódcy garnizonu i aresztowano Gerarda, chleb w cudowny sposób miał zamienić się w kamienie.

Po zdobyciu Jerozolimy hospicjum otrzymało nowe budynki i źródła finansowania, prężnie rozwijając dzieła charytatywne. Uznana wkrótce przez papieża za pełnoprawną wspólnotę – rozrastała się szybko. Był to nowy rodzaj zakonu, przedkładający działanie ponad kontemplację, a w jego szeregi licznie zaczęli wstępować ci z Franków, którzy postanowili pozostać w Palestynie. Zapewne jeszcze przed śmiercią Gerarda w 1120 r. część z nich, już jako mnisi, założyła na powrót zbroje, by chronić pielgrzymów atakowanych przez bandytów w drodze z wybrzeża do Jerozolimy. Kolejnym po Gerardzie mistrzem zgromadzenia został wybrany (tak, wybrany, bo w średniowieczu jedynymi instytucjami, w których władze wyłaniano w drodze głosowania, były właśnie zakony) Rajmund z Puy, francuski rycerz i uczestnik pierwszej krucjaty. To on właśnie utworzył tę najsławniejszą, zbrojną gałąź zakonu św. Jana.

Czytaj też: Rycerze Ziemi Świętej

Wielki szpital i srebrna zastawa

O roli zakonów rycerskich w Outremer napisano wiele, nie zawsze oceniając ją pozytywnie – rzeczywiście, te zbrojne zgromadzenia, uprawiające nie tylko świętą wojnę, ale też absolutnie świecką politykę, przyczyniły się nieraz do powstawania niepotrzebnych napięć, a nawet brały udział w wojach domowych. Ale zarówno joannici, jak i templariusze byli jedyną stałą i dobrze zorganizowaną siłą zbrojną, gotową w każdej chwili do walki w obronie Ziemi Świętej. Nieustępliwi na polu bitwy, jednocześnie znienawidzeni i podziwiani przez muzułmanów, ginęli tysiącami lub cierpliwie wykonywali polecenia przełożonych.

Podstawą ich egzystencji były majątki ziemskie w Europie, zorganizowane w komandorie, wypracowujące zysk wysyłany następnie do Palestyny, gdzie wydawano go na budowę twierdz, zakup koni i sprzętu wojennego oraz utrzymanie oddziałów, złożonych nie tylko z rycerzy, ale też tzw. zbrojnych serwientów (członków zakonu o niższym niż rycerze statusie). Ponieważ nieliczni Frankowie w Palestynie nie mogli nigdy wystawić oddziałów odpowiadających siłom muzułmańskim, obronę oparto na systemie twierdz. Wiele z nich, a z pewnością te najpotężniejsze, oddano pod opiekę rycerzom zakonnikom. Szczególnie joannici stali się wkrótce wybitnymi specjalistami zarówno w dziedzinie budowy, jak i obrony fortyfikacji.

Czytaj też: Dlaczego upadło Królestwo Jerozolimskie?

Nie zapominajmy jednak o prowadzonych przez nich szpitalach i innych dziełach miłosierdzia. Najsłynniejszy był, rzecz jasna, ten w Jerozolimie. Mieszczący 2 tys. łóżek, bezpłatny dla wszystkich – nie tylko katolickich pielgrzymów, ale też dla ludzi innych obrządków i wyznań, nie wyłączając żydów i muzułmanów. Chorych zakaźnie izolowano od rannych. Pacjenci, poza opieką medyczną i pielęgniarską, zresztą najlepszą w całej ówczesnej Europie, otrzymywali posiłki dostosowane do ich dolegliwości. Biały chleb, świeże warzywa i owoce, trzy razy w tygodniu mięso, obłożnie chorzy – lekkostrawny drób. Jedli na srebrnej zastawie – nie z powodu bogactwa zakonu, lecz antyseptycznych właściwości tego metalu.

Poza szpitalem w Jerozolimie funkcjonowały przytułki, jadłodajnie dla ubogich i ochronki dla sierot, przy czym nie organizowano żadnych średniowiecznych „domów dziecka”, lecz opłacano kobiety pełniące funkcję opiekunek. Warto dodać, że opieka nad „panami naszymi ubogimi”, jak mówiła reguła zakonu, była obowiązkiem nie tylko specjalistycznego personelu, jak na tamte czasy dobrze wykwalifikowanego i opłacanego (zakon sprowadzał z Europy najlepszych lekarzy i chirurgów), ale też braci rycerzy. Bez względu na zajmowaną pozycję każdy z nich przynajmniej jeden dzień w tygodniu opiekował się chorymi.

Czytaj też: Jak rycerze Zachodu Jerozolimę zdobyli

Rycerze z Rodos i Malty

Królestwo Jerozolimy (choć już bez samego świętego miasta, utraconego ostatecznie w 1244 r.) upadło wraz z Akką, zdobytą przez egipskiego sułtana mameluków w 1291 r. Wspomnijmy nawisem, że podczas oblężenia Akki i joannici, i templariusze zapisali piękną wojskową kartę w swych dziejach. Trzy największe zakony rycerskie zareagowały na nową sytuację rozmaicie. Znani nam aż za dobrze niemieccy krzyżacy już wcześniej zaczęli budować niezależne państwo w Prusach. Templariusze, prowadzący chwiejną politykę, częściowo pozostali na Cyprze, częściowo zaś przenieśli się do europejskich posiadłości, nie mogli więc obronić się przed katastrofą, sprowadzoną na nich przez chciwego władzy i pieniędzy francuskiego króla Filipa Pięknego.

Joannici bardziej roztropnie postanowili pozostać w Lewancie – najpierw w posiadłościach na Cyprze, później zaś, w 1310 r., zdobyli dla siebie Rodos i pozostałe wyspy Dodekanezu. Gdy krzyżacy mordowali Prusów i wojowali z chrześcijańską Polską, szpitalnicy nieustępliwie walczyli z Turkami i Egipcjanami, zamieniając końskie siodła na pokłady szybkich i zwrotnych śródziemnomorskich galer. Utrzymali się na Rodos przez ponad dwa wieki, skutecznie blokując morską ekspansję islamu. Obronili Rodos w wielkim oblężeniu w 1480 r., utracili jednak wyspę i archipelag w 1523 r. W 1530 r. stali się lennikami cesarza Karola V, otrzymując od niego Maltę, Gozo i Comino, skąd dalej prowadzili walkę morską, tym razem najczęściej z berberyjskimi piratami, nie tylko napadającymi na chrześcijańskie statki, ale też uprowadzającymi w niewolę setki tysięcy mieszkańców wybrzeży Morza Śródziemnego. (Skala tego procederu była tak ogromna, że doprowadziła do wyludnienia wybrzeży Hiszpanii, Francji i Włoch i przesunęła osadnictwo w głąb tych krajów, stąd właśnie wzięły się malownicze miasteczka położone na górskich zboczach – niezbyt wygodne do życia, ale za to bezpieczne od napadów piratów).

Malta. Koniec pewnej epoki

Tam, gdzie rządzili joannici, budowano wielkie twierdze, zapewniano bezpieczeństwo i dobrobyt. Na przykład Maltańczycy, choć dziś niektórzy mieszkańcy archipelagu uważają szpitalników za okupantów, właśnie im zawdzięczają przetrwanie – w 1551 r. muzułmański korsarz Dragut uprowadził z Gozo 5 tys. ludzi, niemal całą zamieszkującą wyspę populację. W ciągu stu lat joannici dwukrotnie pokrzyżowali szyki dwóm największym tureckim sułtanom: Mehmedowi Zdobywcy i Sulejmanowi Wspaniałemu, ratując zachodnią Europę przed muzułmańskimi inwazjami.

Niestety, zwycięska obrona Malty w 1565 r. zakończyła pewną epokę w dziejach zakonu. Zgromadzenie, coraz bogatsze, coraz bardziej zamknięte i przypominające klub dla szlachetnie urodzonych dżentelmenów, zaczęło z wolna tracić swą surową szlachetność, wewnętrzną spójność i dyscyplinę. Okres maltański w dziejach szpitalników zakończył się w 1798 r., kiedy wyspę zdobyła, po haniebnie krótkiej obronie, rewolucyjna armia Francuzów, zmierzająca z Napoleonem do Egiptu.

Czytaj też: Operacja Pedestal – cud, który uratował Maltę

Suwerenni medycy

Joannici przetrwali jednak jako bractwo szpitalne, rozwijające działalność charytatywną i niosące pomoc medyczną ofiarom wojen i katastrof naturalnych. W połowie XIX w. zaczęli fundować i prowadzić działające na polach bitew lazarety, później zaś pociągi sanitarne, wreszcie stałe, liczne szpitale. Najbardziej znanym z nich był szpital wojenny założony przez Związek Polskich Kawalerów Maltańskich w pałacu Mniszchów przy ul. Senatorskiej 40 w Warszawie 7 września 1939 r.

Niemedyczne wyposażenie szpitala (łóżka, pościel) dostarczyli mieszkańcy. Do zajęcia miasta lekarze i pielęgniarki udzielali pomocy głównie ofiarom bombardowań. Szpital Maltański, uznany za wojenny i zgodnie z konwencją genewską utrzymywany przez Niemców, działał przez całą okupację; specjalizował się w wykonywaniu operacji chirurgicznych. Personel ściśle współpracował z Armią Krajową, udzielał pomocy rannym konspiratorom, przeprowadzał szkolenia sanitarne. Po wybuchu powstania warszawskiego do szpitala trafiali ranni żołnierze niemieccy, i to zapewne dzięki ich wstawiennictwu dowódca jednej z kompanii osławionej brygady Dirlewangera zorganizował ewakuację pacjentów i personelu.

Dziś zakon, mający eksterytorialną siedzibę w Rzymie i będący „suwerennym podmiotem prawa międzynarodowego” uznawanym przez rządy 103 państw, jest też oficjalnym i stałym obserwatorem przy ONZ. Liczy 12,5 tys. kawalerów, dam i kapelanów, w 40 krajach świata prowadzi szpitale, centra medyczne, domy opieki i hospicja. Ma też wyspecjalizowany korpus medyczny (ECOM), działający na terenach objętych wojną i dotkniętych katastrofami naturalnymi.

Czytaj też: Malta 1565 r. Starcie islamu i chrześcijaństwa

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną