Tursunay Ziawudun do końca życia będzie nosiła ślady dziewięciomiesięcznego pobytu w obozie koncentracyjnym dla Ujgurów w zachodnich Chinach. Choć przeżyła tortury, jej ciało nie wytrzymało kopniaków w brzuch wymierzanych przez żołnierzy i gwałtów pałką elektryczną. Tydzień po ucieczce do Stanów Zjednoczonych z pomocą organizacji Uyghur Human Rights Project musiała mieć wyciętą macicę. Choć dziś mieszka bezpiecznie pod Waszyngtonem, nie jest w stanie opowiadać o horrorach, które widziała i przeżyła w obozie w Kunes. „To, co robili mi w nocy chińscy strażnicy, na zawsze pozostanie blizną. Nie chcę nawet o tym mówić” – wspomina. Jej mąż wciąż jest w Kazachstanie, gdzie ryzyko deportacji do Chin nigdy całkowicie nie znika.
Ujgurki. Drastyczne sceny
Ziawudun jest jedną z kilku bohaterek reportażu BBC. Pierwszego tak szczegółowego – i tak wstrząsającego – dowodu na to, że poza „reedukacją” Ujgurów chińskie władze w obozach w Sinciangu stworzyły system przemysłowych tortur i zbrodni seksualnych. Brytyjscy dziennikarze dotarli nie tylko do ofiar mieszkających dziś poza Chinami, ale też do jednej z więźniarek, zmuszonej do wspierania oprawców (m.in. związywała gwałcone następnie Ujgurki), oraz, co jest zupełnie nowym świadectwem, do strażnika.
Nie bez powodu BBC opatrzyło raport uwagą, że czytelnicy mogą go uznać za drastyczny. Normalnie takie ostrzeżenia pojawiają się przy materiałach graficznych. Ale relacja Ziawudun i innych świadków przemawiają mocniej niż krwawe obrazki.
Czytaj też: Ujgurzy, zapomniane ofiary Pekinu