Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Afganistan: widmo kryzysu migracyjnego. Na trasie jest wiele przeszkód

Afgańczycy na przejściu granicznym w Chaman, 15 sierpnia 2021 r. Afgańczycy na przejściu granicznym w Chaman, 15 sierpnia 2021 r. Saeed Ali Achazkai / Reuters / Forum
Aby Afgańczykom udało się dotrzeć do Europy, muszą przekroczyć wiele granic. Z wyjątkiem szlaku białoruskiego, obsługiwanego przez naganiaczy Łukaszenki, będą mieli znacznie trudniej niż kilka lat temu.

Przejęcie władzy w Afganistanie przez talibów wzbudziło obawy, że w Azji Środkowej zaczną się nowe ruchy migracyjne, które dotrą do nieodległej, bardzo zamożnej Europy i będą powtórką kryzysu z 2015 r., wywołanego wojną w Syrii. Obawy te słychać choćby w kontekście zdarzeń ostatnich tygodni na granicach Białorusi.

Wśród przechodzących nielegalnie na terytorium Litwy, Łotwy i Polski większością byli dotąd Irakijczycy, ale towarzyszą im także Afgańczycy. Przerzut organizuje reżim uzurpatora Alaksandra Łukaszenki, który stara się w ten sposób destabilizować sytuację w państwach sąsiednich, wspierających białoruską rewolucję. Teraz znalazłby więcej osób chcących skorzystać z korytarza otwartego przez reżim.

Czytaj też: Dramat uciekających z Kabulu. Czy polskie władze reagują na czas?

Kryzys uchodźczy. Grecja i Niemcy nie chcą powtórki

Inne szlaki zdają się trudniejsze. Grecki minister ds. migracji Notis Mitarachi zapewnia, że Grecja i jej wyspy – inaczej niż w 2015 r. – nie będzie bramą do Europy, choć przyznaje, że wszystko zależy od postawy Turcji, bo ta raz migrantów u siebie zatrzymuje, a gdy jej stosunki z Unią się pogarszają, przestaje skrupulatnie pilnować swojej granicy na Morzu Egejskim.

Reklama