Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

77. dzień wojny. Rosjanie się wgryzają i szpiegują, Ukraińcy popełniają błędy. Kto jest górą?

Ukraiński żołnierz w okolicach Charkowa, 9 maja 2022 r. Ukraiński żołnierz w okolicach Charkowa, 9 maja 2022 r. Serhii Nuzhnenko / Reuters / Forum
Kolejny dzień heroicznego oporu ukraińskich wojsk i niezłomnej walki nie tylko o Ukrainę, ale też o cywilizowany świat Europy. Wszyscy trzymamy kciuki za powodzenie ukraińskich działań, choć i te, zwłaszcza na początku konfliktu, nie ustrzegły się pewnych błędów.

Na frontach bez większych zmian. Nie powiodły się próby forsowania Dońca pod Siewierskiem, czyli na wschód od Limania, więc Rosjanie znów podjęli działania na innym kierunku. Warto zwrócić uwagę, że pod Siewierskiem próby forsowania Dońca udaremniły dwie ukraińskie brygady: 79. i 95. Brygada Desantowo-Szturmowa. To nazwy dziś już raczej historyczne, bowiem formacje te wywodzą się od wojsk powietrznodesantowych i nadal utrzymują zdolność do desantowania ze śmigłowców, oczywiście wówczas bez ciężkiego sprzętu, jako lekka piechota. Obecnie jednak walczą w takim składzie, jakby były zwykłymi brygadami zmechanizowanymi: mają po trzy bataliony piechoty zmechanizowanej na kołowych transporterach BTR-80 (pozostałych po ZSRR, ale modernizowanych w Ukrainie), kompanię czołgów (w 95. Brygadzie są jedne z najnowszych czołgów, jakie ma Ukraina – T-80BW) i dwa dywizjony artylerii z działami kal. 122 mm, jeden na holowanych D-30, a drugi na samobieżnych 2S1 Goździk. 79. Brygada ma dodatkowo dywizjon rakietowy na BM-21 Grad. Są to zatem dość silne jednostki z dobrym „pancerzem” i niech nikogo nie zmyli nazwa „powietrznodesantowe” sugerująca lekko uzbrojoną piechotę spadochronową czy śmigłowcową.

Wydaje się też, że doniesienia o rzekomym osłabieniu morale w 79. Brygadzie, o jakim donoszono jakiś czas temu, były co najmniej przesadzone. W obecnej bitwie 79. Brygada z Mikołajowa okryła się niewątpliwą chwałą i działała bardzo skutecznie.

Rosjanie znów się wgryzają, Ukraińcy odpychają

Rosjanie znów przerzucili główny wysiłek na natarcie na zachód od Izium, uderzyli na wieś Wielika Komusziwacha i ruszyli w stronę kolejnej wsi Hruszuwacha. Co tu mają na myśli, trudno powiedzieć, bo zamiast uderzać na południe, na Słowiańsk, oni idą dokładnie na zachód. Droga, którą się posuwają, prowadzi do Krasnohradu, w połowie odległości między Charkowem a Dnipro (miasto Dniepr). Spodziewałem się raczej, że po wyjściu z Wielikiej Komusziwahy skręcą na południe, na Barwinkowe, czyli na drogę prowadzącą do Słowiańska od północnego zachodu. A może po prostu zamierzają poszerzyć korytarz swojego natarcia, by zabezpieczyć przyszłe szlaki zaopatrzenia. Tak czy owak, znów jest to wgryzienie w ukraińskie ugrupowanie na 1–2 km, co dobrze rokuje – jest szansa, że siły rosyjskie za chwilę znowu ugrzęzną. A ich straty oczywiście rosną.

Przypuszczalnie Rosjanie wpuścili tu do natarcia 76. Czernihowską Dywizję Powietrzno-Szturmową Gwardii (też de facto zmechanizowaną) wspartą przez 5. Tacyńską Brygadę Pancerną Gwardii. Broni się tu ukraińska 25. Syczesławska Brygada Powietrzno-Desantowa, która zachowała swój powietrznodesantowy charakter – trzy bataliony piechoty na desantowych wozach opancerzonych BMD-1, dywizjon moździerzy samobieżnych 2S9 Nona, dywizjon haubic D-30 kal. 122 mm, dywizjon rakietowy na BM-21 Grad, brak kompanii czołgów. Wspiera ją też 81. Brygada Aeromobilna, która ma tylko trzy bataliony lekkiej piechoty na pojazdach nieopancerzonych i dywizjon moździerzy. Mimo to ukraińscy desantowcy z niewielką tylko ilością broni ciężkiej skutecznie opierają się rosyjskim czołgom.

W rejonie Rubiżne, Sewierodoniecka, Popasnej i Doniecka – bez zmian. Kolejne ataki rosyjskie odbijają się od ukraińskiego muru i Rosjanie drepczą w miejscu. Nie zmienia się też sytuacja na froncie pod Zaporożem i pod Chersoniem, mimo że walki nadal się tam toczą.

Zadziwiają natomiast ukraińskie wojska pod Charkowem, gdzie walcząca tu 92. Brygada Zmechanizowana im. koszowego atamana Iwana Sirka i brygada obrony terytorialnej znów posunęły się na północ, podchodząc na mniej niż 10 km do rosyjskiej granicy. Jeszcze chwila, a ugrupowanie 6. Armii pod Charkowem zostanie oddzielone od reszty wojsk na wschodzie kraju. Może w końcu uda się mozolnie wypchnąć całą rosyjską 6. Armię na jej stronę granicy.

.Karolina Żelazińska/Polityka.

Czytaj też: Rosyjska niemoc. Trumny na kołach i nieszyfrowane rozmowy

Ukraina nie ustrzegła się błędów

Najbardziej było to widoczne w początkowym okresie działań. W ciągu zaledwie dwóch dni Rosjanie wbili kliny pancerne pod sam Kijów, zatrzymali się dopiero w Irpieniu po zachodniej stronie i w Browarach po wschodniej stronie. Było to najszybsze tempo natarcia, jakie uzyskały rosyjskie wojska w Ukrainie – 50 km dziennie. Porównajmy to z wgryzaniem się po 2 km w ukraińską obronę w Donbasie, a przekonamy się, że jeśli nie ma odpowiednio silnej i dobrze zorganizowanej obrony, to Rosjanie mogą niestety wjechać głęboko.

Był taki pomysł, wspierany przez zachodnich specjalistów, by wpuścić rosyjskie kliny dość głęboko, w wąskim pasie i potem je odciąć, a izolowane zgrupowanie na czele zlikwidować. Problem polegał jednak na tym, że Rosjanie wpuścili takie siły, że zapełnili cały długi klin masą wojsk i pojazdów pancernych. Tyły zostały na Białorusi i w Rosji. Nie bardzo było gdzie ich odciąć, bo na przykład od Irpienia aż po granicę z Białorusią była brygada za brygadą czy dywizją, całą długą drogę orki zastawili wojskiem, czołgami, bojowymi wozami piechoty i artylerią. Oczywiście zaraz pojawił się duży problem, by to wszystko zaopatrzyć, ale ukraińska próba odcięcia ich spełzła na niczym. Kontratak od zachodu dotarł pod samo Iwankowo, ukraińskie wojska były 800 m od drogi, którą Rosjanie zaopatrywali swoje wojska, zadając konwojom logistycznym ciężkie straty, ale tej drogi Ukraińcy przeciąć nigdy nie zdołali.

Wyciągnęli z tego wniosek, że w ich sytuacji działania manewrowe w stylu Mansteina, z wpuszczaniem wroga w pułapkę, by go niespodziewanie odciąć, izolować i zlikwidować, są zbyt ryzykowne. Niestety, odreagowali w drugą stronę – filozofią ani kroku wstecz, co też nie jest dobrym rozwiązaniem.

Najgorzej jednak poszło Ukraińcom na południu. Oczywiście rozumiem, że skoncentrowali się na obronie stolicy, bo upadek Kijowa byłby dla nich stratą nie do naprawienia. To całkiem zrozumiałe. Ale jakim cudem rosyjskie wojska zdołały wyjść z Krymu? Przecież tam jest wąski przesmyk Pierekop i drugi wąski przesmyk – Dżankoj. Między nimi są muliste, kolorowe jeziora (kolorowe od różnych minerałów). Rosjan zablokować tam można było dość łatwo, ale należało wcześniej przygotować umocnione pozycje obronne. Trochę to Ukraińcy zaniedbali. A ja na ich miejscu, mając tlący się konflikt z Rosją od 2014 r., zbudowałbym tam stałe umocnienia, bo z Krymu obejść ich nie sposób w taki sprytny sposób, jak Niemcy obeszli Linię Maginota przez Ardeny. Byłoby to solidne oparcie obronne. Artyleria powinna mieć zarejestrowane na Pierekopie cele, tak by w razie czego błyskawicznie otworzyć ogień i zmasakrować rosyjskie wojska tłoczące się na wąskim przesmyku. A gdyby wyleźli jednak na terytorium lądowe, to odrzucić ich kontratakami. Do tego Ukraińcy nie potrzebowaliby wielu sił, ale gdy już 49. i 58. Armię oraz 22. Korpus wpuścili, Rosjanie rozlali się w pancerno-zmechanizowanej masie od Dniepru po Melitopol i było już ciut za późno.

Ale nawet wtedy trzeba było zorganizować silną obronę na linii Melitopol–Dniprorudne, w najwęższym miejscu między Morzem Azowskim a Dnieprem. Tymczasem walki o Melitopol trwały od 25 lutego do 2 marca, a już wcześniej Rosjanie obeszli Melitopol od południa, ruszając na Berdiańsk, który bronił się jeszcze krócej, do 1 marca. Melitopol Rosjanie obeszli też od północy, nacierając na Tokmak, który został zdobyty 3 marca przez 205. Kozacką Brygadę Zmechanizowaną z 49. Armii. Zostali zatrzymani dopiero na południe od Zaporoża, ale zdążyli połączyć się z 8. Armią Gwardii pod Mariupolem, który został okrążony i odcięty. Dopiero tu ukraińska obrona okrzepła i stała się nie do przebicia, ale nieszczęsny Mariupol znalazł się w odległości ponad 100 km od najbliższych ukraińskich pozycji.

Łukasz Wójcik: Orka bij, bij, bij! Rosyjscy żołnierze jak stwory z książek Tolkiena

Dlaczego nie wysadzono mostów?

Kolejnym błędem było dopuszczenie do przekroczenia przez Rosjan Dniepru pod Chersoniem. Kiedy 49. Armia z Krymu ruszyła na wschód, by połączyć się z idącą od Doniecka 8. Armią Gwardii, 58. Armia rozpoczęła natarcie na północ. Wielkim błędem było pozwolenie Rosjanom na zdobycie obu mostów pod Chersoniem. Dlaczego nie wysadzono ich w powietrze? Pewnym wyjaśnieniem może być zdrada gen. mjr. Siergieja Kriworuczko, szefa SBU (służby bezpieczeństwa) obwodu chersońskiego. Kriworuczko przeszedł na rosyjską stronę, a prezydent Zełenski zdegradował go do szeregowca i wydalił ze służby, gdyby wpadł w ręce ukraińskie, czeka go sąd z mocnym zarzutem o zdradę państwa. Przez wspomniane mosty przechwycone już 25 lutego przeszły wojska rosyjskie i zajęły Chersoń, walki trwały tu tylko do 2 marca. Równocześnie 25 lutego Rosjanie zdobyli też Nową Kachowkę, a tu na Dnieprze jest tama, a przez tamę – most. Nawet gdyby w przyszłości udało się zniszczyć mosty pod Chersoniem, by odciąć wojska rosyjskie na zachodniej stronie Dniepru, to tamy nikt nie ruszy – po pierwsze, dlatego że jest to trudne, a po drugie – wywołałoby to sporą powódź.

Warto zwrócić uwagę, że te wszystkie wydarzenia miały miejsce do 5 marca. Mniej więcej po pierwszym tygodniu działań wszystko się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W toku ciężkich walk pod Mikołajewem 59. Brygada Zmechanizowana im. Jakowa Gandzjuka i 79. Brygada Powietrzno-Szturmowa (przerzucona na przełomie marca i kwietnia do Donbasu) zdołały odeprzeć natarcie rosyjskiej 7. Dywizji Powietrzno-Desantowej Gwardii i do 24 marca odrzucono rosyjskie wojska pod Chersoń.

Wspomniane błędy sprawiły, że Rosjanie uchwycili niemal cały obwód chersoński, stwarzając lądowe połączenie z Krymem za pośrednictwem Donieckiej Republiki Ludowej. Teraz ich trzeba stamtąd wyrzucić, a to łatwe nie będzie. Ale najpierw należy ich wykrwawić w Donbasie. Miejmy nadzieję, że z pomocą zachodniego uzbrojenia to się uda.

Czytaj także: Jacyś mało mobilni ci Rosjanie. I jeżdżą na złomie

Rosyjscy szpiedzy w Ukrainie

Stanowisko i generalski stopień stracił nie tylko Siergiej Kriworuczko. Zwykła policja zatrzymała też jego zastępcę płk. Igora Sadochina, bowiem okazało się, że koordynował on ogień rosyjskiej artylerii. Prezydent Zełenski zwolnił też gen. bryg. Andrieja Naumowa, szefa zarządu w SBU, który na kilka godzin przed rosyjską inwazją na Ukrainę uciekł z kraju.

Od czasu do czasu mówi się o zatrzymaniu rosyjskich szpiegów. Już 26 lutego zatrzymano na Zakarpaciu 41-letniego Ukraińca pochodzenia rosyjskiego, który fotografował tajne instalacje. Problem polega jednak na tym, że Rosjanie osadzili w Ukrainie wielu szpiegów. W latach 2014–16, kiedy to we współpracę z Rosją wierzyło jeszcze sporo Ukraińców na wschodzie kraju, podejmowali się pracy dla GRU lub FSB. Dziś pewnie chcieliby o tym zapomnieć, ale groźba ujawnienia tamtej współpracy może działać na nich porażająco. W latach 2013–14 wielu ludzi we wschodniej Ukrainie bało się współpracy z zachodem i uważali to za błąd. Było to szczególnie odczuwalne w Donbasie, gdzie tamtejszy wielki przemysł współpracował głównie z Rosją, a z zachodem raczej nie miał szans. Takie zakłady ZAZ w Zaporożu (kto nie pamięta sławnego ZAZ 968 Zaporożec? Swego czasu miał takiego i młody Władimir Putin – 0307-LEH, zarejestrowany w ówczesnym Leningradzie) większość produkcji swoich ciężarówek, dostawczaków i samochodów osobowych sprzedawały do Rosji właśnie. Kto na zachodzie kupiłby produkowaną tu na licencji Ładę Tawriję? Podobnie było z wielkimi zakładami Łuhansktepłowoz produkującymi tabor kolejowy. Stąd właśnie pochodziły wciąż w Polsce używane lokomotywy spalinowe ST44 i SM48, nazywane przez naszych kolejarzy „Gagarin” i „Tamara”. Większość produkcji tych zakładów szło do Rosji.

Nadzieje te rozwiało powstanie bandyckich republik, w których istniejący tam przemysł rozkradziono i doprowadzono do upadku – Łuhansktepłowoz upadł już w 2015 r., podobnie było z wielkimi zakładami metalurgicznymi w Doniecku. Już wówczas wielu Ukraińców poznało, co znaczy ruski mir – bandycki system, w którym rządzą mafie mające do powiedzenia więcej niż skorumpowane władze oficjalne. Tak przynajmniej jest w Ługandzie i Donbabue, jak pogardliwie nazywa się separatystów z Ługańska i Doniecka.

Mimo to szpiegostwo rosyjskie ma swój wpływ na działania wojenne w Ukrainie. W pierwszym okresie wojny Ukraina tworzyła duże składy paliw i uzbrojenia, choć często w miejscach, które nie były wcześniej wykorzystywane. Brak ich rozproszenia sam w sobie był błędem. Rosjanie dokonali na nie serii ataków rakietowych, zadając straty. Na przykład na wielki skład paliw pod Lwowem czy skład amunicji pod Dnipro. Później Ukraińcy słusznie je rozproszyli, ale wciąż od czasu do czasu udaje się Rosjanom zniszczyć taki skład. Skąd znają ich lokalizację? Ewidentnie ktoś im niestety donosi…

Czytaj też: Żelazem i mięsem. Chaos i okrucieństwo rosyjskiej armii

Mimo wszystko Ukraina górą

Mimo popełnianych na początku błędów ukraińskie wojska dziś wykazują się niesamowitym profesjonalizmem. Mówię tu o rzetelnych umiejętnościach, a nie o oczywistym ich heroizmie, odwadze i poświęceniu. Są bardzo dobrze dowodzone i logistyka w większości działa sprawnie, mimo nielicznych wyjątków.

Obecnie pewne wątpliwości może budzić uporczywe trzymanie wszystkich pozycji, co grozi wytraceniem sił, a szczególnie ich okrążeniem. Niebezpieczna sytuacja jest w Rubiżnem, którego zaopatrywanie zależy od połączenia z Sewierodonieckiem, jako że tylko tam są mosty na Dońcu. Nie wiem też, czy słuszne jest uporczywe trzymanie Limana na północnym brzegu Dońca, zamiast wycofania się za Doniec i stworzenia tam solidnej obrony w opartej na wykorzystaniu rzeki i jej podmokłych rozlewisk.

Na całe szczęście dla nas Rosjanie popełniają znacznie grubsze błędy. A ukraińskie wojska bardzo wiele się nauczyły. Mam zresztą wrażenie, że ktoś im też doradza, ktoś z zewnątrz, ale obecny na miejscu… I niech doradza, bo jeśli to prawda, to są to naprawdę dobre rady.

Czytaj też: Dzieci jako żywe tarcze na Ukrainie. Horror i wstyd

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Wydania specjalne

Odmawiamy zwierzętom duszy – niesłusznie!

W Biblii nie ma w ogóle kotów. To jedna z jej największych wad – przekonywał profesor Zbigniew Mikołejko.

Joanna Podgórska
15.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną