Życie szybko uchodziło z młodego. Prawdę mówiąc, kiedy go wyciągali z sanitarki, wyglądał na zupełnie martwego. Blady, posiniałe usta. Mundur rozdarty. Krew. Na kruczych włosach. Na chudej klatce. Najgorsze nogi. Rozorane odłamkami. Lewa piszczel zupełnie przecięta.
Lekarz pochylony nad noszami. Nie przestawał się wydzierać:
– Jak masz na imię?
…
– Igor? Dobrze. A skąd jesteś, Igor?
…
– Musisz przecież pamiętać. Z miasta jakiego?
…
Czytaj też: Rosjanie koszą dywanowo
Donbas płonie
Za chwilę młodego kładli na stół operacyjny. Ciszę przerywały pojedyncze słowa („tlen”, „adrenalina”). Metal instrumentów. Szpital położony wśród drzew. Na wzgórku. Zielono. Ptaki. Zapach. Lato pomieszane z krwią, ampułkami po lekarstwach. Jeszcze dym z płonących pól i spaliny.
Donbas płonie. Rosyjski ostrzał nie ustaje. Moździerze, rakiety, pociski artyleryjskie, bomby kasetowe. Co chcesz. Dziś na północ od Słowiańska trwa najcięższy bój. Idzie o drogę M03. Ukraińcy bronią się w Chrystyszczach i Adamiwce – to właściwie przedmieścia Słowiańska.
Nie mogą odejść. Bo jeśli ustąpią, atak pójdzie bezpośrednio na miasto. Potem dalej w kierunku Bachmutu. Zostanie jakieś 40 km i kocioł zostanie domknięty. Na wschodzie zostaną odcięte Siewierodonieck, Lisiczańsk i masa wojska.
Ukraińcy bronią odcinka ze wszystkich sił. Piechota zaryta w okopach i ziemiankach, czołgi poukrywane w lasach starają się przeczekać ostrzał. Potem gramolą się na powierzchnię i odpierają kolejny szturm.
Czytaj też: Siewier. Rosjanie się uwzięli, dookoła dzieje się obłęd
Już lepiej się bić
Misza, dowódca czołgu, mówi, że czekanie pod ostrzałem jest najgorsze:
– Siedzimy jak jakieś, k…, surykatki w norach. Już lepiej się bić.
Ostrzały powodują największe straty. Niektóre ekstremalnie potężne. W znajomej kompanii, która zaczynała wojnę w liczbie 120 wojaków, w zostało dziesięciu weteranów! Pozostali ranni, kontuzjowani albo martwi. Na ich miejsce przyszło świeże wojsko.
Zanim nadjechała sanitarka, rozmawiałem z chirurgiem. Relacjonował, jakim pacjentom pomaga:
– Oderwane kończyny, porozrywane wnętrzności, uszkodzone czaszki. Wszystko za sprawą odłamków. Rany od kuli są znacznie rzadsze.
Wowa ze 120. brygady obrony terytorialnej (mają pozycje pod Adamiwką) mówi, że wszyscy w jego oddziale zaczęli wierzyć w Boga:
– Rano wszyscy modlą się, żeby przeżyć do wieczora. Wieczorem dziękują, że się udało. Potwornie trudno to wszystko znieść psychicznie. Możesz się tylko chować, kulić i mieć nadzieję, że nie trafią centralnie w twój okop.
Łatwo zrozumieć Wowę.
Czytaj też: Donbas. Front pożera tu wszystko i niszczy
Ostrzał. Można od tego oszaleć
Droga, blisko frontu ziemia aż się trzęsie. Po lewej stronie świst. Kilkanaście–kilkadziesiąt uderzeń jednocześnie. Kawał pola pokrywa się dymem, odłamkami. W sekundę zielone, dojrzewające powoli zboże zamienione w pogorzelisko. Po chwili znów to samo po prawej stronie drogi. Kolejny wypalony kwadrat. Za minutę powtórka.
I tak godzinami, dniami, tygodniami. Można od tego oszaleć. Zwłaszcza kiedy widzisz, jak odłamki mogą poharatać człowieka. Co zrobiły młodemu, o którego życie walczą teraz na operacyjnej.
Mówią, że to ostatni szpital tak blisko frontu. Dlatego na wzgórek znów pnie się sanitarka. Przywieźli dwóch lżejszych: ramię i noga. Też od odłamków.
W ambulansie jest jeszcze czarny worek.
– Poległy?
– Tak – kiwa głową kierowca.
Lekarze biorą się za żywych. Przy wejściu zapomniane nosze. To na nich wnieśli młodego. Brudnozielony brezent. Kałuża krwi.
Czytaj też: Ziemia niechciana. Czy w tej wojnie naprawdę chodzi o Donbas?